Myspace zapytało czy autorzy dość ciekawego edytora profili do myspace jakim jest realeditor.com nie chcieli by sprzedać im swojego dzieła. Autorzy odmówili, i już za chwilę myspace zrobiło własny edytor. Wszystko było by ok., gdyby nie fakt, że nowy edytor na myspace jest prawie identyczny (film pokazuje wszystkie podobieństwa) z tym, który chcieli kupić.
Oczywiście mogli postąpić jak chcieli ponieważ to ich serwis i ich społeczność ale przy bezpardonowym kopiowaniu funkcjonalności można było przynajmniej wspomnieć na czym się wzorowali.
Dosadny komentarz autora realeditor

Oczywiście realeditor w oczach wielu straciło szanse na dość korzystną transakcje – czy jednak na pewno?. Z tego co piszą autorzy jako komentarz do artykułu na ten temat na techcrunch myspace w zamian za przejęcie edytora profili realedytor.com zaproponowali zwrot kosztów developmentu (stawka za każdą godzinę spędzoną nad produktem) – dodatkowo nigdy nie wspomnieli jaka to miała być kwota.
Jak widać wielki biznes jest brutalny i nie zostawiam małym serwisom dużego wyboru – szkoda tylko, że przy tym wszystkim ginie coś co osobiście cenię najbardziej czyli kultura (styl i klasa) prowadzenia interesów.
Więcej z kategorii Moje przemyślenia:
- E-mail jest z nami już prawie pół wieku. I nie chce umrzeć
- Czy social media sprawiły, że obraziliśmy się na "zwyczajne" życie?
- Okulary AR to taka współczesna telewizja 3D. Czy tak samo skończą?
- Musk: Starlink w tym roku podwoi prędkość do 300 Mb/s i obejmie zasięgiem większość Ziemi
- Przekonanie znajomych do Signala? Good luck with that...