Startups

mReporter - czyli jak to każdy może zostać reporterem i... jeszcze na tym zarobić

Jakub Szczęsny
mReporter - czyli jak to każdy może zostać reporterem i... jeszcze na tym zarobić

Zmienił się sposób, w jaki konsumujemy informacje. Ale zanim to nastąpiło, zmieniła się również formuła podaży tychże treści. Prym wiodą media społecznościowe, które potrafią szybciej, niż jakiekolwiek inne poinformować nas o bieżących wydarzeniach. Polacy postanowili "dobrać się" do tego modelu i zrobić z niego platformę. Tak, aby każdy mógł reporterem zostać i... dodatkowo na tym zarobić.

Co dzisiaj wystarczy do tego, aby przekazać światu wieść o ciekawym, ważnym wydarzeniu? Smartfon podłączony do Internetu. Telefon komórkowy na dzisiejszą modłę to urządzenie tak kompletne, że nikt już nie widzi przeszkód w tym, by za jego pomocą relacjonować wydarzenia, czy też obierać go jako podstawowy aparat fotograficzny. A skoro tak jest - warto dać pole do popisu osobom, które takie akcje po prostu lubią. Platforma mReporter - łącząca w sobie webową stronę z niusami z aplikacjami mobilnymi dla iOS oraz Androida może być narzędziem, które spodoba się osobom lubującym się w dziennikarstwie obywatelskim. Bo przecież nic nie stoi nam na przeszkodzie, żeby tworzyć treści zdatne do wykorzystania w mediach - w jednym urządzeniu mamy dokładnie wszystko, czego potrzebujemy.

I tak oto, jeżeli osoba zarejestrowana w platformie znajdzie ciekawy temat, znajdzie się w centrum interesujących wydarzeń, dodaje do platformy raport okraszając go na przykład zdjęciem lub filmem. Jeżeli ma życzenie - rozbudowuje go o kolejne materiały, a także tekst. Inni uczestnicy platformy również mogą dołączyć się do tworzenia raportu, czyli mamy do czynienia z akcentem społecznościowym w zamyśle na platformę.

Tyle, że mReporter nie kończy się jedynie na dodawaniu raportów. Twórcy serwisu chcą, by stał się on również swego rodzaju "giełdą" materiałów, gdzie redakcje mediów internetowych i tych konwencjonalnych będą w stanie zakupić interesujące ich zdjęcia oraz filmy. Wystarczy, że autor ustali stawkę za dane zdjęcie. Co więcej, każda redakcja zarejestrowana w usłudze będzie mogła "zlecić" wykonanie materiału na miejscu przez chętnego reportera, jeżeli okaże się na przykład, że wysłanie ekipy okazało się zbyt problematyczne, a trzeba działać szybko. Do tego dochodzi również możliwość stałego kontaktu redakcji z reporterem przez specjalny komunikator.

Kiedy informacje na temat mReporter przekazał mi Grzegorz Marczak, dodał on, że taki model działania usługi jest ryzykowny - szczególnie, jeżeli chodzi o zarabianie firmy odpowiedzialnej za platformę. Jak wskazują twórcy, na początku chcą zarabiać jedynie na prowizjach od sprzedaży materiałów. Do tego oczywiście potrzeba chętnych reporterów, a także redakcji, które zdecydują się na taki model pozyskiwania materiałów. W tym tkwi właśnie ryzyko - dopóki usługa jest jeszcze bardzo młoda, nie możemy wyrokować, czy to "zażre" w dziennikarskim żargonie. Można jednak przyjąć, że taki sposób na pogodzenie interesów dwóch stron - reporterów oraz redakcji jest jednym z ciekawszych, jakie przyszło mi poznać. Bacznie będę się przyglądał rozwojowi mReporter - nie tylko dlatego, że dotyczy branży, w której się obracam. Pomysł wydaje mi się być naprawdę dobry, ale jego pomyślne wdrożenie może nie być już proste. Oby się udało!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu