Felietony

Gdybym tylko mógł, od razu podpiąłbym swój mózg do komputera

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Klasyczne interfejsy prędzej czy później przejdą do lamusa i zastąpi je połączenie mózgu z komputerem. Tak naprawdę w pewnym sensie to już się dzieje.

Każdy fan science-fiction doskonale wie, że jedną z bardzo często pojawiających się wizji przyszłości jest bezpośrednie podłączenie mózgu do komputer. Gdyby tylko można było spiąć się ze sprzętem tak, jak robiono to na przykład w anime Ghost in the Shell, nie miałbym żadnych oporów. I kiedyś tak będzie właśnie wyglądać nasza przyszłość, choć oczywiście mam obawę, że skończy się jak w ponurych wizjach wielu dzieł cyberpunkowych, gdzie łatwo zacierały się granice między człowiekiem a maszyną.

Reklama

Naukowcom ze Stanford udało się stworzyć interfejs, dzięki któremu wyobrażenie ruszającej się ręki, ma przełożenie na ruchy kursora na ekranie. Przeciętnemu człowiekowi raczej na niewiele się to w tej chwili zda, ale pomyślcie o osobach sparaliżowanych, dla których to fantastyczna wiadomość - będą one mogły w ten sposób komunikować ze światem.

Co ciekawe, skonstruowany przez startup CTRL-Labs interfejs nie wymaga implantu, wszystko skupia się na opasce i machine learning. To jednak wciąż jedynie ciekawostka, dodatkowo obarczona opóźnieniem - a przez to system nie nadaje się do zastosowań, w których przyjąłby się najszybciej. Jakich?

Teoretycznie największe korzyści w tego typu technologii znalazłaby medycyna. Są przecież ludzie, którzy mimo paraliżu uniemożliwiającego normalne funkcjonowanie, sprawnie myślą - nie mają jednak możliwości komunikowania się ze światem. Gdyby tak podłączyć do ich mózgu komputer, może mogliby wreszcie przemówić, powiedzieć coś głosem komputerowego syntezatora lub napisać tekst na ekranie monitora. Czy jednak to właśnie ta gałąź zainwestuje największe pieniądze w technologię? Szczerze wątpię.

Wystarczy bowiem spojrzeć, gdzie najwięcej inwestuje się w wirtualną i rozszerzoną rzeczywistość - pomińmy oczywiście wojsko, skupiając się cywilnym aspekcie technologii i urządzeń. Podpowiem Wam - rozrywka. Pamiętacie kiedy odżył pomysł na wirtualną rzeczywistość? Nie stał za tym wcale jakiś szczytny cel - Oculus Rift powstał na Kickstarterze i hasłem zachęcającym do wpłacania pieniędzy było "wejdź do gry". Tak, gogle wirtualnej rzeczywistości miały wprowadzić nas do świata rozrywki w zupełnie inny sposób. A PlayStation VR? Tylko gry. Samsung Gear VR? Konsumpcja multimediów i gier. To są branże, w których pojawiają się ogromne pieniądze a kolejne firmy szukają nowych sposobów na sprzedawanie swoich treści.

Możecie powiedzieć, że rozszerzona rzeczywistość ma ambitne zastosowanie. I co z tego, skoro jej największą popularność zanotowano przy premierze Pokemon Go, a teraz Apple wspomniało o niej podczas prezentacji nowych iPhonów.

Czy chciałbym móc kontrolować gry swoimi myślami? Oczywiście, że tak - rezygnacja z klasycznego kontrolera jest dokładnie tym, czego oczekuję po świecie elektronicznej rozrywki. Myśl jest szybsza od palców, choć nie do końca wiem, jak mogłoby to w grze wyglądać. Przecież postacie nawet w najbardziej rozbudowanych produkcjach nie wykonują dokładnie wszystkiego, co mogłyby wykonywać i ograniczona ilość przycisków na padzie nie jest wcale powodem. Chociażby dlatego, że klawiatura ma więcej klawiszy, a i tak nie wszystkie idą w ruch.

Mówiąc szczerze poszedłbym krok dalej i dał sobie wszczepić jakiś implant, dzięki którym połączenie ze światem technologii nie miałoby granic. Ale nie doczekam tego ani ja, ani moje dziecko. Choć z drugiej strony patrząc na to, jak wyglądał świat technologii kiedy moi rodzice mieli tyle lat co ja, wszystko się może zdarzyć.

Reklama

grafika

źródło

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama