Świat technologicznych start-upów rządzi się swoimi prawami, które niekoniecznie mają wiele wspólnego z racjonalnością i logiką. Dzięki polityce banków centralnych, szczególnie FED-u na rynku jest dużo taniego pieniądza (trochę mniej w dobie koronawirusa, ale inwestorów na razie to nie dotyka), w związku z czym firmy inwestujące przestały już jakiś czas temu oglądać dolara z każdej strony, ba, czasem można mieć wrażenie, że przestały oglądać go w ogóle. Kolejnym produktem, który skusił niemałą ilość inwestorów, jest soczewka kontaktowa z ekranem wysokiej rozdzielczości.
Mojo Vision - soczewka w której poczujesz się jak Terminator lub stracisz zainwestowaną kasę
Jak doniosi portal Digital Trends, odbyła się kolejna runda finansowania tego start-upu, w której firma otrzymała 51 mln dolarów. W połączeniu z poprzednimi inwestycjami zebrano już od inwestorów niemałą kwotę 160 mln dolarów. Dzięki reklamowanej przez firmę technologii, mamy otrzymać rzeczywistość rozszerzoną najwyższej jakości, z wyświetlaniem elementów bezpośrednio na naszym oku elementów kojarzących się z... obrazem jaki widział terminator T-800. Patrząc jednak na stadium w którym jest cały projekt, problemy jakie są generowane przez znacznie mniej inwazyjne urządzenia typu okulary AR oraz aktualny stan technologii mam pewne obawy, czy projekt zakończy się gotowym produktem, czy raczej klapą.
Od strony personalnej i organizacyjnej cały projekt wygląda nawet ciekawie i w miarę poważnie. Ekipa firmy składa się z byłych pracowników Apple, Amazon, Google i innych wielkich firm technologicznych. CEO firmy, Drew Perkins to jeden z współtwórców protokołu PPP oraz doświadczony, seryjny przedsiębiorca, który założył i sprzedał już kilka startupów, w tym Gainspeed kupiony w 2016 r. przez Nokię. Projekt w pierwszej kolejności miałby trafić do osób z wadami wzroku, a dopiero w dalszej kolejności dla firm i konsumentów. W teorii umiejscowienie całkowicie transparentnego ekranu bezpośrednio na gałce, mogłoby pozwolić na uniknięcie rozpraszających ramek, problemów z różną odległością źrenicy od ekranu, taki obraz powinien być bardziej naturalny.
Ale jeśli popatrzymy na dostępną obecnie technologię, mającą problem z miniaturyzacją czujników na potrzeby okularów i zderzymy to z założeniami produktu, pojawia się całe mnóstwo pytań. Po pierwsze, każdy kto nosił lub miał w rodzinie noszącego soczewki zapewne wie, że różnie bywa z adaptacją oka do takiego produktu optycznego. Tutaj soczewka musi być znacznie grubsza i cięższa, ma przecież zawierać ekran, czujniki oraz baterię. Niewiadomym pozostaje, jak bezpośrednie długotrwałe wyświetlanie elementów, zmuszające nas do skupienia uwagi na czymś co jest bezpośrednio na oku, ale udaje, że jest daleko, wpłynie na nasze samopoczucie. Już okulary AR czy 3D powodują sporo problemów pod tym względem, przy czym rzadko używamy ich dłużej niż 3 - 4 godziny. Pozostaje też pytanie o całkowitą transparentność samego ekranu... Projekt jest „pilotowany” przez agencję FDA, każde urządzenie tego typu musi spełniać określone normy w zakresie stosowanych materiałów i przejść testy potwierdzające, że nie narobią więcej szkód niż pożytku, więc zobaczymy czy w ogóle zostanie dopuszczony do użytku.
Od strony technologicznej, firma zapewnia, że stworzyła mikroskopijną baterię, która potrafi zasilać soczewkę przez cały dzień oraz własne układy sterujące, pobierające bardzo niewielkie ilość energii, takie jak procesor, moduły komunikacyjne z własnym autorskim protokołem. Całość steruje ekranem microLED o rozdzielczości 14000 dpi wyświetlającym tylko zielony kolor. Skojarzenia z widokiem znanym z „Teminatora” nie są więc przypadkowe. Soczewki będą musiały zawierać kamerę oraz czujniki ruch gałek ocznych. Sterowanie ma odbywadź się przy pomocy dźwięku, a firma rozważa wprowadzenie dodatkowego urządzenia wspomagającego tę funkcję, który miałby znajdować się w miarę blisko ust. Zaprezentowano też wstępne wizualizacje interfejsu użytkownika całego systemu.
Szczerze powiedziawszy, pierwsze co przyszło mi na myśl po przeczytaniu tej informacji, to sprawa Theranosa. Tutaj założenia wydają się być nawet bardziej optymistyczne, niż w tamtym przypadku. Jeśli firmie udało się stworzyć tak rewolucyjne układy i baterie, dlaczego nie wykorzysta ich najpierw w prostszych do wdrożenia produktach? Rynek przecież czeka na przełom, szczególnie w sprawach baterii. Wszystko to wygląda zbyt pięknie. Oczywiście często jest tak, że przełomu udaje się dokonać ludziom, którzy nie wiedzą, że to się nie może udać, ale tę firmę tworzą weterani technologicznego rynku. Cóż, ze 160 mln dolarów firma ma co zrobić, pozostaje nam czekać na dalszy rozwój tej historii, ja na chwilę obecną pozostaje sceptyczny.
Źródło: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu