Spędziłem tydzień używając anglojęzycznej rozszerzonej wersji Google Now. Zabawy było co nie miara. Jednak ze względu na ograniczenia regionalne i jęz...
Spędziłem tydzień używając anglojęzycznej rozszerzonej wersji Google Now. Zabawy było co nie miara. Jednak ze względu na ograniczenia regionalne i językowe, nie warto poświęcać polskiego słownika i menu, na rzecz głosowego asystenta. Oczywiście tylko do czasu.
Now
Google Now jest kolejnym krokiem milowym technologicznego giganta, który bez wątpienia w najbliższych latach będzie rozwijał swojego asystenta głosowego. Każdemu zorientowanemu na nowe technologie nie trzeba chyba wymieniać zalet tego rozwiązania. Google Now zadebiutował w 2012 r. na anglojęzycznych wersjach systemu. Kilka miesięcy później, jako rozszerzenie jego możliwości, pojawiły się specjalne karty, które na podstawie naszych wiadomości z Gmaila, podrzucają nam interesujące nas informacje, takie jak seanse w kinie, restauracji znajdujących się w pobliżu, czy newsy ze świata technologii. Oczywiście, trzeba pamiętać, że Now jako stosunkowo nowe rozwiązanie, wciąż posiada wiele niedociągnięć. Jednak jedno jest pewne: w ciągu kilku najbliższych lat będzie to jeden z najważniejszych produktów firmy z Mountain View. Od pewnego czasu w Polsce również możemy cieszyć się asystentem od Google, jednak zakres jego działania nijak nie może równać się z jej amerykańskim odpowiednikiem.
Nie byłbym sobą, gdybym podczas mojego testu, nie postanowiłbym skorzystać właśnie z pierwowzoru. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że asystent głosowy w rozszerzonym wymiarze dostępny jest dla każdego posiadacza telefonu z Androidem wyposażonego w wersję nowszą niż 4.1. Jedyne co trzeba zrobić, to jako język nawigacji w telefonie to ustawić „English Stany Zjednoczone”. Od tej chwili Google Now staje przed nami w swojej rozszerzonej formie (w stosunku do polskiej), jednak kilku opcji mu brakuje ze względu na ograniczenie regionalne, ale o tym później. Zwracam uwagę, że od tej pory praktycznie wszystkie elementy będą wyświetlane po angielsku. No i oczywiście komunikaty głosowe również trzeba wydawać w języku Szekspira.
Ok Google
Pierwsze chwile z Google Now to zachwyt nad nowymi możliwościami telefonu, które będą wielką frajdą dla każdego entuzjasty nowych technologii. Zaraz po ustawieniu Google Now następne 30 min spędziłem wypytując mój telefon o wiek Baracka Obamy, populację Dheli i datę wydania pierwszego Star Crafta. Komunikator niestrudzenie podawał mi odpowiedzi na podstawie Wikipedii. Odkryłem również, że asystent umożliwia otwarcie dowolnej aplikacji na telefonie. Do końca dnia przy pomoc Google Now zrobiłem jeszcze notatkę na telefonie i ustawiłem sobie budzik na rano. Zabawy tego dnia było co nie miara.
W ciągu tygodnia Google Now przydał mi się jeszcze kilkukrotnie, a jego jasnym momentem było pochwalenie się przed znajomymi jego możliwościami, gdy w trakcie dyskusji ze zastawialiśmy się ile lat ma znany aktor. Przez kilkanaście następnych minut mogliśmy tylko rozmawiać o kierunkach rozwoju i zasięgu nowych technologii.
W ramach ciekawostki mogę powiedzieć, że jako osoba, która dużo pisze na telefonie, myślałem że brak polskiego słownika da mi się szybko we znaki. Na szczęście z pomocą (po raz kolejny) przyszedł mi Swiftkey, który najwidoczniej posiada własny słownik.
W trakcie chrztu Google Now znalazłem jedną wadę w programie, która dla mnie była dość dużym problemem. Mianowicie, aby móc aktywować asystenta trzeba wypowiedzieć magiczne „Ok Google”, a potem wypowiedzieć odpowiednią komendę. W większości przypadków z asystenta chcemy skorzystać, gdy mamy zajęte ręce albo nie możemy skupić się na telefonie, jak chociażby w trakcie prowadzenia samochodu. I tu właśnie pojawia się problem, telefon trzeba za każdym razem ręcznie odblokować zanim wydamy mu polecenie. Nie jest to jednak w żadnym wypadku powód, aby z Google Now rezygnować, ale jednak jest to dość problematyczne.
Tym, co na prawdę sprawia, że narzędzie jest średnio użyteczne w Polsce, to ograniczenia regionalne. Nie mogłem w pełni odkryć potencjału asystenta na Androidzie, bowiem duża część jego możliwości u nas jest niedostępnych. Do najważniejsze zaliczyłbym: wskazanie celu podróży, call (nie rozpoznaje przecież polskich imion i nazwisk), nie można także korzystać z aplikacji o polskiej nazwie, czy pisać w rodzimym języku. Wychodzi na to, że tak naprawdę jedynie poznałem przedsmak, tego czym może być w przyszłości Google Now, ale i tak czekam z niecierpliwością.
To dopiero początek
Nie mam żadnych wątpliwości, że jest to obecnie jeden z najważniejszych, o ile nie najważniejszy, produkt Google, który w będzie rozwijany w ciągu następnych lat. Now ma ogromny potencjał już dzisiaj, a jego możliwości będą stale rosły. Bardzo możliwe, że za kilka lat każdy z nas będzie posiadał personalnego asystenta (błagam oby mówił głosem Scarlett Johanson), który pomoże w zakupach, ułatwi pracę udzieli porady osobistej. Tak, jestem świeżo po seansie filmu Spike Jonze „Ona”. Musimy się jednak pogodzić z tym, że przez kilka kolejnych lat będziemy pozostawali w tyle w stosunku chociażby do Stanów Zjednoczonych, gdzie już dzisiaj Now jest bardzo rozwiniętym systemem. Nam pozostaje jedynie czekać, kiedy w pełnej krasie zawita w kraju nad Wisła, a wówczas mogę się założyć, że systematycznie będziemy po niego sięgać.
Jestem również bardzo ciekawy, co w tej kwestii będzie miała do powiedzenia konkurencja. Z dużym zaciekawieniem przyglądam się projektowi Microsofta Cortana, który niedługo ma zadebiutować oficjalnie.
Polecam każdemu, komu po przeczytaniu tekstu naszła chęć na wypróbowanie. Wszelkie zmiany są oczywiście odwracalne, a jedyne co trzeba zrobić to zmienić na odpowiedni język. Na dole znajduje się mała ściągawka poleceń, które na chwilę obecną rozumie personalny asystent w Androidzie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu