PKW i PKP. Skróty podobne, okazuje się, że problemy instytucji też: ich systemy informatyczne przerosły państwo polskie. Co kwartał czytam o jakiejś u...
Mój e-kraj taki piękny, czyli o polskiej bylejakości
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
PKW i PKP. Skróty podobne, okazuje się, że problemy instytucji też: ich systemy informatyczne przerosły państwo polskie. Co kwartał czytam o jakiejś usterce wielkiego projektu, który miał uczynić nasz kraj nowoczesnym, co kwartał zastanawiam się, czy e-Polska zacznie kiedyś sprawnie funkcjonować. Rozmyślaniom na ten temat poświęciłem cały wczorajszy dzień, a towarzyszył mi (wirtualnie) pan Boni...
Tydzień temu zastanawiałem się, czy pisać o prognozowanych problemach z nowym systemem PKW. Media donosiły, że nie przechodzi on testów i szykuje się katastrofa. Starsi panowie już odsuwali od siebie winę i przekonywali, że o problemie informowali wcześniej, ale nikt ich nie słuchał. Słuchałem, czytałem, ale do pisania jakoś nie chciałem się zabierać. Raz, że to niebezpiecznie podnosi ciśnienie, dwa, że nie było pewności, iż wszystko się sypnie. Powtarzałem sobie, że może ktoś przesadza i nie będzie tak źle. Niestety, okazało się, że jest gorzej niż źle. Nie została nawet kamieni kupa - poniedziałkowa bezradność ludzi odpowiedzialnych za przeprowadzenie wyborów pokazała, że e-państwo zostało zaorane.
Ktoś powie, że to jedna wpadka, nie można na tej podstawie mówić/pisać o całym kraju. Przypomnę jednak, że równolegle obserwujemy cyrk pod tytułem "PKP intercity". Tam też nikt nie był w stanie powiedzieć, co się dzieje i dlaczego. Firma w ramach rekompensaty proponuje tańsze bilety, ale w mojej głowie rodzi się pytanie: kto za to zapłaci? Decydenci firmy? Osoby odpowiedzialne za wpadkę? Cóż, podejrzewam, że pasażerowie. Po prostu w innej formie. Ci, którzy nie pojadą Pendolino też zapłacą. Bo PKP Intercity miało gest. Nadal nie wiem jednak, dlaczego chce obciążyć kosztami imprezy zaproszonych gości?
Obserwując te dwie przykre (tak, to jest przykre - do pewnego momentu było tragikomicznie, ale komizm szybko znika, a tragedia zostaje) sytuacje, przypomniałem sobie słowa jednego z herosów e-Polski, pana Michała Boniego. W kwietniu bieżącego roku pisałem o wypowiedzi byłego już wówczas ministra, który przekonywał, że Polacy pomogą Ukrainie zbudować e-państwo. Przecierałem wówczas oczy ze zdumienia i zastanawiałem się, czy Boni aż tak nie lubi sąsiada zza Bugu. Uczyć kogoś cyfryzacji po polsku to tak, jak... przyznam szczerze, iż nic równie absurdalnego nie przychodzi mi do głowy - jeśli macie jakieś propozycje, to chętnie poznam.
Pół roku temu uznałem propozycję Boniego za głupią. Dzisiaj, mając wiedzę na temat wspomnianych dwóch klęsk, mogę posunąć się krok dalej i stwierdzić, że nasz eurodeputowany wyjawił plan dalszej destabilizacji Ukrainy. Może jednak marszałek Sikorski dobrze zapamiętał rozmowę sprzed kilku lat i propozycję podziału Ukrainy, a Polska chce tego dokonać wprowadzając u sąsiada naszą wizje e-państwa? Nieźle pomyślane - zdecydowanie lepsze, niż czołgi i samoloty. Niech polscy urzędnicy i wszelkiej maści specjaliści zajmą się cyfrową administracją, komunikacją czy służbą zdrowia Ukrainy, a państwo przestanie istnieć po dwóch tygodniach. W takim układzie do głowy przychodzi prosta myśl: Masz wrogów? Daj każdemu po Boniemu.
To oczywiście drwina (zaznaczam, bo niektórzy biorą poważnie takie teksty). Śmiech jest jednak przez łzy. Jakiś czas temu czytałem gdzieś (napisałbym gdzie, ale nie pamiętam), że określenie Polnische Wirtschaft nabiera nowego znaczenia, pozytywnego. Ludzie na Zachodzie nie boją się już polskich produktów i usług - chętnie kupują, bo są tańsze, a przy tym równie dobre co ich rodzime. Ba, może nawet lepsze od tych zachodnich. Wszystko fajnie, ale podejrzewam, że w świat pójdzie teraz komunikat, że Polacy nie potrafią przeprowadzić u siebie wyborów, do których można się przygotowywać kilka lat, a restrukturyzowana od lat kolej nadal nie działa - nawet biletu nie można kupić. Czy to jest obrazek, którym chcemy się chwalić poza granicami kraju?
Od kilku lat rzesze Polaków zastanawiają się, jak doszło do pewnej katastrofy lotniczej. Nie brakuje teorii spisowych, winnych szuka się na Kremlu. Tymczasem rozwikłaniem zagadki jest zwyczajna polska bylejakość. Polnische Wirtschaft, ale w klasycznym wydaniu: jakoś to będzie, a jeśli nie będzie, to niech martwią się inni - winnych/odpowiedzialnych trzeba szukać gdzie indziej. Przygnębiające. Może i inni mają jeszcze gorzej, jak głoszą słowa znanej piosenki, ale to przestaje wystarczać w ramach pocieszenia.
Źródła grafik: pkw.gov.pl, youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu