Ostatnimi czasy jakby trochę ciszej na temat kolejnych pomysłów walki z piractwem. Może zamieszanie wokół ACTA spowodowało, że politycy mniej kwapią s...
Ostatnimi czasy jakby trochę ciszej na temat kolejnych pomysłów walki z piractwem. Może zamieszanie wokół ACTA spowodowało, że politycy mniej kwapią się do zadzierania ze społeczeństwem? Podobno polski rząd odrobił lekcję z protestów przeciw ACTA i teraz organizuje konsultacje związane z ITR. Z kolei francuskie władze... Oj, nad Sekwaną dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy.
Francuskie prawo, ilekroć o nim czytam, wzbudza we mnie za każdym razem spore zdziwienie. Na przykład kary nakładane na firmę Google, albo sposób walki władz z piratami. Na to ostatnie warto zwrócić uwagę, bowiem mamy kolejny mocny dowód na to, że restrykcyjne ustawy i surowe karanie internautów niespecjalnie przydają się do walki z nielegalnym rozpowszechnianiem materiałów.
Zacznijmy jednak od początku. We Francji panuje tzw. HADOPI („Haute Autorité pour la diffusion des œuvres et la protection des droits sur Internet”), czyli ustawa mająca w swoich zapisach „trzy ostrzeżenia”. Jeżeli zajmujesz się piractwem i dowie się o tym państwo, otrzymujesz ostrzeżenie. Potem drugie i kolejne, a jeżeli nie weźmiesz ich sobie do serca, możesz liczyć na karę. Np. całkowite odcięcie od internetu.
Przyjęta w 2009 roku ustawa jest jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie i... najmniej skutecznych. Przyznał to nie byle kto, bo sama pani minister kultury, Aurélie Filippetti. W wywiadzie dla gazety „Le nouvel Observateur” powiedziała m.in., że:
[...] w ramach oszczędności budżetowych, będę postulowała o znaczne zmniejszenie środków na HADOPI za rok 2012.
Skąd powód takiego stanowiska? Filippetti doszła do wniosku, że zarówno sama ustawa, jak i powołana do jej egzekwowania instytucja nie spełniają swoich założeń. Koszty ścigania piratów są ogromne, a jak dotąd nie udowodniono, że dzięki HADOPI zmniejszyło się rozpowszechnianie nielegalnych plików w internecie. Pani minister narzeka, że 12 mln euro rocznie na 60 agentów, którzy wysłali 1 mln e-maili do piratów to trochę zbyt duży wydatek.
Jeżeli do takich wniosków dochodzą władze, to ustawa rzeczywiście musi być wadliwa. Nie tak dawno słuchałem wywiadu ze Steve’em Jobsem, bodajże z 2004 roku, w którym to były CEO Apple’a zachwalał sprzedaż muzyki w iTunes. Jego zdaniem to właśnie jest metoda na zatrzymanie piractwa w sieci – łatwy dostęp do legalnych i (jego zdaniem) tanich materiałów.
Trudno nie zgodzić się z taką opinią. Chociaż iTunes w Polsce cenami nie powala, to ogólna idea jest właściwa. Z piractwem trzeba walczyć przede wszystkim w sposób pozytywny, nie zaś wprowadzając kolejne kary. Bo to się zwyczajnie nie opłaca.
Grafiki: Travis Sawyer
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu