Microsoft Edge to przeglądarka, w której pokładałem spore nadzieje, choć nie bez pewnych wątpliwości. Internet Explorer w wersji od numeru dziesięć był już naprawdę porządnym kawałkiem oprogramowania, z którego chętnie korzystałem. Nowy produkt Microsoftu natomiast już po kilku tygodniach od premiery Windows 10 wkurzył mnie na tyle, że postanowiłem się z nim rozstać.
Nie obyło się bez wielkiego huku przy okazji mojego pożegnania z Microsoft Edge. Liczne problemy ze stabilnością, brak wtyczek na starcie i stan faktyczny od deklarowanego przez giganta spowodowały u mnie chęć powrotu do nie idealnego, aczkolwiek "bezpiecznego" Chrome'a. Microsoft zdaje się nie przejmować tym, że skopał swój naprawdę perspektywiczny produkt i obwieszcza, iż przeglądarka może pochwalić się sporym sukcesem.
W trakcie Microsoft Edge Web Summit 2017, gigant oznajmił, iż Edge 330 milionów aktywnych użytkowników. Coś mi się tu nie zgadza
Rzeknę nieco mocniej - cholernie mi się nie zgadza. Na rynku aktywnych jest około 600 milionów maszyn z najnowszym Windows na pokładzie. Wychodzi zatem na to, że 60 procent tych urządzeń jest również aktywnych, jeżeli chodzi o korzystanie z nowej przeglądarki Microsoftu. Wedle deklaracji giganta wygląda to całkiem dobrze. Nie trzeba być jednak geniuszem statystyki, żeby spostrzec się, iż coś jest z tym mocno nie tak.
Według StatCountera, Edge obecnie odpowiedzialny jest za utrzymanie w swojej garści 1,69 proc. rynku przeglądarek internetowych. Gdyby było tak, jak twierdzi Microsoft, Edge jak przypuszczam prześcignąłby swojego "starszego brata", Internet Explorera, który obecnie dzierży 4,42 proc. rynku. Zastanawiam się zatem, skąd Microsoftowi wyszły takie, a nie inne liczby, które w przedstawionym przez giganta świetle ukazują bliżej mi nieznany sukces. Odpowiedź jest bardzo prosta.
Co innego korzystać z Microsoft Edge, a surfować po internecie
Omówiłem ten temat z Tomkiem Popielarczykiem i szukaliśmy jakiegoś dobrego wytłumaczenia dla metodyki przyjętej przez Microsoft. I co ciekawe, zdaje się ona mieć swoje odbicie w rzeczywistości. Otóż... użytkownicy Windows 10 chętnie korzystają z Edge. Ale tylko w jednym wypadku. Załóżmy, że pobraliście PDF-a z internetu, ten sobie "siedzi" gdzieś w folderze pobranych plików. Zamierzacie do niego wrócić - otwieracie go. Domyślnym programem do przeglądania takich dokumentów jest... Microsoft Edge. Nawet, jeżeli korzystacie z zupełnie innej przeglądarki internetowej do surfowania po internecie.
Biorąc pod uwagę taki scenariusz, Edge rzeczywiście może się pochwalić takim odsetkiem korzystających z niego maszyn. Jest to jednak sukces podobny do zlikwidowania problemu głodu za pomocą... zakazu głodu. Niby wszystko wygląda tak, jak należy, ale od stanu pożądanego jesteśmy niesamowicie daleko. A zatem - drogi Microsofcie, świetnie że się cieszysz. Ale tak po prawdzie, to naprawdę nie masz z czego.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu