Microsoft

Microsofcie, zawiodłeś mnie. W ten sposób człowieka nie wychowasz

Maciej Sikorski
Microsofcie, zawiodłeś mnie. W ten sposób człowieka nie wychowasz
Reklama

Wczoraj trafiłem w Sieci na reklamę, w której Microsoft zachwalał jeden z elementów platformy Windows Phone. Obejrzałem i oniemiałem. Można stwierdzić...

Wczoraj trafiłem w Sieci na reklamę, w której Microsoft zachwalał jeden z elementów platformy Windows Phone. Obejrzałem i oniemiałem. Można stwierdzić, że film odniósł sukces i wywołał zamierzony efekt. Problem polega na tym, że to, co zobaczyłem nastawiło mnie negatywnie do korporacji z Redmond. Nie wiem, kto im zaproponował taką formę przekazu, ale wyszło co najmniej słabo. Jeśli podążymy drogą nakreśloną przez amerykańskiego giganta (w tym konkretnym przypadku), to sami na siebie ukręcimy przysłowiowy bicz. Dzieci wychowywane przez smartfony to zły pomysł. Mam nadzieję, że nie jest to jedynie moja opinia...

Reklama

Kilka lat temu miałem wielką (nie)przyjemność poznać pewną panią doktor wykładającą na cenionej polskiej uczelni. Oprócz tego, że nie miała zbyt wiele do powiedzenia w temacie, który wykładała, lubiła odbiec od zagadnień naukowych i poświęcić trochę czasu na kwestie poboczne. Wśród nich znalazły się m.in. rodzina i szeroko pojęta edukacja. W jednym ze swych błyskotliwych wywodów kobieta zrównała z ziemią polski system edukacji, ponieważ jej córka uczęszczająca do piątej klasy podstawówki spytała co to jest globus.

Osobiście nie obwiniałbym w tym przypadku polskich szkół, nauczycieli, ministerstwa, autorów podręczników czy urzędników. Miałbym żal do siebie, że nie byłem w stanie przekazać swemu dziecku elementarnej wiedzy i chyba poniosłem sromotną klęskę wychowawczą. Ewentualnie zastanawiałbym się dlaczego partnerka w porę nie uderzyła mnie kijem i nie skłoniła do pracy z potomkiem. Choć żyjemy w XXI wieku i otaczają nas nowe technologie, to chciałbym, by dziecko wiedziało, czym jest globus, atlas, cyrkiel, liczydło, piłka (w niektórych rejonach znana jako bala) i dzwonki zwane często cymbałkami.

Jeżeli nie przekaże mu tej wiedzy szkoła, to trzeba będzie zdać się na własne siły i możliwości. Jeszcze lepszym rozwiązaniem jest sukcesywne „rodzicielskie” przekazywanie wiedzy od wieku przedszkolnego (to działanie wyprzedzające). Przynajmniej w szkole nikt nie będzie się śmiał z niewiedzy dziecka (o ile w dzisiejszych czasach niewiedza jest powodem do wstydu). Microsoft widzi sprawę trochę inaczej.

Dzieci są ciekawe świata i zadają mnóstwo pytań. Czasem pewnie może to być bardzo irytujące i przeszkadza w pracy, odpoczynku, spotkaniu z innymi ludźmi. Świat jednak jest tak skonstruowany, że trudno o dziecko, które z automatu będzie znało odpowiedzi na wszystkie pytania. Człowiekiem odbiegającym od średniej i przerastającym rówieśników pod względem wiedzy był np. bohater filmu Omen, ale to chyba kiepski kierunek poszukiwań. Osobiście wolałbym, żeby latorośl zadawała pytania, niż sukcesywnie eliminowała członków rodziny.

Mamy zatem młodego człowieka, jego umysł w postaci tabula rasa oraz szereg pytań, na które po prostu trzeba udzielić odpowiedzi. A może nie trzeba? Korporacja z Redmond zaprezentowała film stawiający to zagadnienie w zupełnie nowym świetle. Jeżeli dziecko irytuje cię swoimi pytaniami, to nie musisz już na nie odpowiadać albo zachęcać do zabawy (czy to z kolegami czy też we własnym zakresie – byle dalej i byle ciszej). Teraz masz Kid’s Corner dostępny na Windows Phone. Ten bonus działa niczym wyciszenie w telewizorze albo magiczna różdżka – problem rozmowy znika.

Dziecko zajmie się smartfonem i nie będzie już zawracało głowy rodzicowi. Przy okazji nie trzeba się martwić o to, co szkrab zmajstruje przy użyciu sprzętu. Nie namiesza w książce telefonicznej, nie wyśle przez przypadek SMSa, nie zadzwoni do znajomego (albo np. na policję, co mogłoby mieć dużo poważniejsze konsekwencje). Nie uszczupli też rodzinnego budżetu za sprawą aplikacji, która przy okazji zabawy ogołoci portfel rodzica. Pisząc krótko: dziecko trafi do cyfrowego kąta (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) i będzie się mogło oddać rozrywce), a rodzic zyska chwilę spokoju i będzie się mógł zająć swoimi sprawami. Brzmi fajnie? Nie (jeżeli brzmi fajnie, to dalsza lektura nie ma sensu – w takim przypadku radzę po prostu zainteresować się platformą Windows Phone).


Reklama

Przerzucanie odpowiedzialności i procesu wychowawczego na smartfon nie brzmi dobrze już na wstępie. Choć żyjemy w świecie, w którym nowe technologie odgrywają olbrzymią rolę (także w systemie edukacji), to nie można na nich polegać bezgranicznie. Ktoś spyta: ale dlaczego bezgranicznie? I doda, że przecież z tej opcji można skorzystać raz na jakiś czas, gdy naprawdę nie ma się już sił albo czasu na rozmowę. Niby prawda, jednak warto zwrócić uwagę na fakt, iż we wspomnianym filmie z ust rodzica nie pada ani jedna odpowiedź. Pewnie autor chciał w ten sposób podkreślić, jak często dziecko może zasypywać pytaniami, ale efekt przekazu jest taki, że mamy niemych (prawie nieobecnych rodziców) oraz młodego człowieka, którego przewodnikiem może (i chyba powinien) stać się smartfon z określonym oprogramowaniem.

Ktoś może oczywiście stwierdzić, że cała sprawa jest śmieszna z prostego powodu – przecież telefon nie musi służyć tylko do gier lub innej formy zabawy. To może być świetny sprzęt do nauki. Rodzic daje dziecku narzędzie do poznawania świata i przy odpowiednim zestawie aplikacji może uczynić ze smartfonu doskonałego nauczyciela. Ba, mentora! Co więcej, oswajanie dziecka z nowymi technologiami od najmłodszych lat może mu wyjść tylko na dobre. W dzisiejszych czasach człowiek po prostu musi być na bieżąco z nowinkami, bo inaczej zagubi się w świecie. Warto zatem wdrażać potomka w cyfrowy świat od podstaw.

Reklama

Niby wszystko brzmi fajnie, ale zawsze przyda się umiar. W żadnym przypadku nie jestem przeciwnikiem nowych technologii oraz wykorzystywania ich do edukacji czy rozwoju dziecka. Na reklamę Microsoftu reaguję jednak zdecydowanie negatywnie. Ten materiał nie prezentuje zrównoważonego rozwoju, lecz opcję uciszenia dziecka komórką. To zabija kreatywność, relacje międzyludzkie oraz rodzinne. Może brzmi to patetycznie i sztucznie, ale inaczej chyba nie da się tego wyrazić.

Korporacja z Redmond zaserwowała nam materiał filmowy, który wbił mnie w fotel. Nie wiąże się to jednak z żadnymi pozytywnymi emocjami – amerykańska korporacja dostaje za ten dziwny pomysł sporego minusa. Poważnie zastanawiam się nad tym, jak to możliwe, że nikomu w firmie nie przyszło do głowy, iż jest to dość kontrowersyjna reklamówka, która może im przynieść więcej szkody niż pożytku? Chyba, że kontrowersje były zamierzonym efektem i pomysłodawcy zależało na rozgłosie. Albo materiał przygotowali ludzie bez dzieci lub tacy, którzy raczej nie przykładają się do ich rozwoju i zdają się na pomoc sprzętu mobilnego.

Osobiście nie posiadam dzieci i ktoś może po lekturze tekstu stwierdzić, że nie mam pojęcia o czym piszę. Spodziewam się opinii w stylu: nie doświadczyłeś tego, co pokazano w reklamie, więc nie powinieneś się wypowiadać. Na swoją obronę wspomnę jednak, iż w dziecku z reklamówki dostrzegam samego siebie sprzed ponad 20 lat. Choć wówczas nie było smartfonów, to zawsze rodzice mogli mnie odesłać na boisko, do pokoju i zabawek, ewentualnie telewizora. Tak się jednak nie działo i poświęcano mi czas. Dzięki temu wiedziałem na wczesnym etapie edukacji czym jest globus, gdzie należy na nim szukać Polski i dlaczego w jednym miejscu na Ziemi mamy dzień, a w innym noc. Jestem za to wdzięczny rodzicom i doskonale wiem, jak takie rozmowy mogą rozwijać.

Obecnie jestem po lekturze książki, z której wyłania się mało atrakcyjny obraz rzeczywistości. Głównie ze względu na stan umysłowy ludzi zamieszkujących naszą planetę. Perspektywy z pewnością nie mogą nas napawać optymizmem – prawdopodobnie będzie gorzej. Jeżeli wychowywanie kolejnych pokoleń przerzucimy na smartfony, to czarne scenariusze ziszczą się szybciej niż myślimy i pozostanie nam tylko jedno: wykopanie wielkiego dołu wejście do niego i zakopanie się na amen.

Źródło grafiki: mynokiablog.com

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama