Nikt nie jest jasnowidzem. Nawet osoby twierdzące, że mają dar jasnowidztwa nie są jasnowidzami. Dlatego nie ma pewnej metody na stwierdzenie jaka będzie przyszłość. Oczywiście możemy spekulować, mówić coś na bazie solidnych podstaw i przewidywań, lecz wciąż nie będzie to gwarancja, że będzie tak a nie inaczej. Być może komputery o nieskończonej mocy obliczeniowej w zestawieniu z trudną do wyobrażenia precyzją byłyby w stanie przewidywać przyszłe wydarzenia. Musielibyśmy wprowadzić do nich wszystkie możliwe informacje na temat wszystkiego co istnieje i wcisnąć przycisk START. Od tej pory symulowana rzeczywistość dokładnie odzwierciedla nasz świat. Wystarczy przewinąć do przodu, aby zobaczyć co się wydarzy w przyszłości.
Niestety (albo i stety?) takich komputerów nie ma i prawdę mówiąc trudno sobie wyobrazić, żeby kiedykolwiek powstały. Ja natomiast chciałbym się pobawić w przewidywanie przyszłości. No… może nie tyle jej przewidywanie, co bawienie się w kreowanie jednego z wielu możliwych scenariuszy. W jakim kierunku pójdzie świat? Nie wiem. A w jakim mógłby teoretycznie pójść? Hmm, pomyślmy.
Przestrzeń do życia
Wszystko trzeba optymalizować, a już na pewno wykorzystywanie dostępnej przestrzeni życiowej. Tylko co to znaczy, że przestrzeń jest dla nas „dostępna”? Dno oceanu jest dostępne? To zależy. Jeśli postaramy się o odpowiednią technologię i wybudujemy coś fajnego, to czemu nie? Japońska firma architektoniczna Shimizu podzieliła się swoim pomysłem na budowę podwodnych miast. Spirala Oceaniczna to potężna struktura, której koszt budowy mógłby wynieść nawet 26 miliardów USD. Zaraz przy powierzchni będzie wielka kula, mogąca się trochę kojarzyć z centrum handlowym lub przestrzenią do rekreacji. Później, spirala o długości 15 km zaprowadzi nas na dno, gdzie również będą kompleksy dla ludzi. Dzięki takim rozwiązaniom, moglibyśmy zyskać naprawdę dużo miejsca. W końcu ponad 70% powierzchni naszej planety jest pokryta wodą.
Na myśl mogą jeszcze nasuwać się wielkie podniebne miasta, ale proponuję umieścić je naprawdę wysoko… na orbicie. Tutaj zaczynam już zdecydowanie wkraczać na grunt science-fiction, z dużym naciskiem na fiction. Ludzie żyjący w miastach (trochę jak stacja ISS, tyle że większa) na orbicie składaliby się z ochotników, mających pełną świadomość potencjalnych zagrożeń związanych z długim przebywaniem w stanie nieważkości i poza ochronną warstwą atmosfery. Ich zadaniem byłoby pokierować ewolucję na trochę inny, kosmiczny tor. Na pewno można do tego wykorzystywać również inżynierię genetyczną, nie musi to być wyłącznie kwestia ślepej ewolucji.
Fikcja naukowa, czyli prawdziwi kolonizatorzy kosmosu
W momencie, kiedy następne pokolenia będą znacznie lepiej przystosowane do życia w mniej ziemskich warunkach, rozpocznie się kolejny rozdział w kolonizacji kosmosu. Zaczniemy budować specjalną flotę, której celem będzie przemierzanie wszechświata. Odpowiednia technologia odgrywa tu kluczową rolę. Podróż w jaką udadzą się ci ludzie będzie tak długa, że praktycznie mówimy tu wyłącznie o życiu w wybudowanych statkach-miastach. Zanim dotrą do jakiejkolwiek planety poza naszym Układem Słonecznym, minie wiele, wiele, czasu. Musieliby dysponować w pełni samowystarczalnym środowiskiem do życia. Niezawodne źródło energii, możliwość wytwarzania żywności bez jakiegokolwiek dostępu do planety. W zasadzie taki statek musiałby być sztuczną planetą. Wszystko co mamy, wytwarzamy na Ziemi, oni musieliby wytwarzać na swoim statku. Aktualnie czysta fikcja. W odległej przyszłości? Kto wie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu