Chrome

Męczy Was sprawdzanie pisowni w Chrome? Idą zmiany, choć jak dla mnie to ciągle za mało

Tomasz Popielarczyk
Męczy Was sprawdzanie pisowni w Chrome? Idą zmiany, choć jak dla mnie to ciągle za mało
Reklama

Sprawdzanie pisowni w Chrome nie jest idealne. Tak po prawdzie, to wiele mu brakuje do tego miana. Najnowsza wersja dev przeglądarki doczekała się jed...

Sprawdzanie pisowni w Chrome nie jest idealne. Tak po prawdzie, to wiele mu brakuje do tego miana. Najnowsza wersja dev przeglądarki doczekała się jednak ciekawych zmian, które pod pewnymi względami czynią ten mechanizm niemal tak dobrym, jak chociażby odpowiednik w MS Word. Niemożliwe? A jednak.

Reklama

Google pracuje nad tym, aby sprawdzanie pisowni w Chrome było w stanie działać równolegle w wielu językach. O ile przy pracy na dokumentach takie rozwiązanie nie jest zbyt intensywnie wykorzystywane (w końcu na ogół tworzymy dokument w jednym języku), to w przypadku przeglądarki nabiera dużego znaczenia. Wiem to z autopsji, bo często drażnią mnie sytuacje, w których Chrome podkreśla wyrazy po angielsku, sugerując, że są nieprawidłowe. W przypadku tekstu z dużą ilością takich słów (albo, o zgrozo, neologizmów) dostaję w efekcie cały pokreślony na czerwono dokument. Trudno wówczas wyłapać to, co zostało oznaczone prawidłowo jako niepoprawne, a co jest tylko fanaberią słownika.

Nowość debiutuje w Chrome 45.0.2453.0. Nadal jednak nie jest ono domyślnie aktywowane i trzeba skorzystać ze strony chrome://flags oraz wyszukiwać frazę "Enable Multilingual Spellchecker". Nie znaczy to jednak, że Chrome zacznie sprawdzać teraz tekst pod kątem wszystkich dostępnych języków. Musimy w ustawieniach wybrać te, które nas interesują. W moim wypadku byłby to polski i angielski.


Nie jest to może żadna rewolucja. Dotąd mogliśmy po prostu za pomocą menu kontekstowego pod prawym przyciskiem myszy przełączać sprawdzanie pisowni na inne języki. Zmiana jednak wydaje się robić ogromną różnicę dla osób, które dużo piszą w przeglądarce i często polegają na tego typu mechanizmach. Pomijam przy tym tutaj fakt, że sprawdzanie pisowni ciągle ma na sumieniu sporo grzechów. Przede wszystkim ze względu na dość wąską bazę dostępnych słów. Prawdziwy dramat zaczyna się po przejściu do Google Docs - wbudowany tam słownik jest ułomny jak mało co.

To swoją drogą zastanawiające, że Google dotąd jeszcze nie wprowadził synchronizacji między wszystkimi swoimi platformami. Ujednolicenie mechanizmu sprawdzania pisowni wydaje się naprawdę ciekawym udogodnieniem. A tymczasem zaledwie kilka tygodni temu wprowadzono to do Androida. Mam czasem wrażenie, że ludzie z Google'a intensywnie pracują nad ambitnymi projektami, jak chociażby okulary Glass, a zupełnie pomijają kwestie elementarne, które dla zwykłych użytkowników robiłyby ogromną różnicę. Nie macie podobnego uczucia? Gdyby się przyjrzeć poszczególnym usługom, wszędzie znajdzie się spore pole do poprawek na tym najniższym, najbliższym użytkownikowi stopniu. Może demonizuję, bo to ciągle szalenie popularne usługi. Od jakiegoś czasu jednak jestem zdania, że Google potrafi wymyślać świetne produkty, znajdować innowacje, ale ostatecznie miewa spore problemy z finalnymi szlifami i dopracowywaniem ich.

źródło: VentureBeat

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama