Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl. Ostatnio nie piszę o giełdzie, bo nic się nie dzieje takiego, co mogłoby interesować środo...
Autorem artykułu jest Marcin Przasnyski z StockWatch.pl.
Ostatnio nie piszę o giełdzie, bo nic się nie dzieje takiego, co mogłoby interesować środowisko twórców i odbiorców technologii skupione wokół Antyweba. Duża giełda i stara gospodarka odżywa, ale spółki teoretycznie innowacyjne i szybkowzrostowe są w odwrocie. Ale to nie tylko stagnacja, wręcz zaczyna się czystka. Od początku roku upadło już 10 spółek, a zarząd giełdy ściga kolejne.
O problemach spółek z małej giełdy, a tym bardziej upadłościach niewiele słychać, bo nie jest w niczyim interesie je nagłaśniać. Oprócz inwestorów – oni powinni jak najbardziej brać sobie do serca dowody na to, że pociągi jeżdżą w dwie strony, nie każdy wyścig się wygrywa i tak dalej. Czyli że ryzyko może się zmaterializować, a zamiast zysku pojawia się strata. Niestety, gromadnie wywołany swego czasu owczy pęd do giełdy, robienie biznesmenom wody z mózgu, a potem wpychanie spółek w rynek i hipnotyzowanie inwestorów też nie trwa wiecznie.
Setki spółek i dziesiątki tysięcy inwestorów dało się zgamifikować, będąc nagradzanymi wirtualnymi zyskami za włożenie realnych pieniędzy w skrajnie ryzykowne przedsięwzięcia, bo przecież czarno na białym było widać że na tym się zarabia. Wyrobił się w ten sposób odruch warunkowy: skoro coś debiutuje, to trzeba kupować. Ludzie byli gotowi płacić wielokrotność kapitałów własnych za nabycie niepłynnych akcji w przekonaniu, że znajdą się za chwilę kolejni, którzy zapłacą za nie jeszcze więcej. Jak widać na wykresie indeksu, sielanka trwała jednak krótko, a pompowanie bańki w 2009 r. skończyło się długim i bolesnym zjazdem do boksu.
Obecnie indeks – czyli ważona względna wartość rynkowa większości spółek – jest na historycznym dołku, dokładnie na poziomie dna pierwszej fali kryzysu. Tylko są dwie różnice. Wtedy spółek było sto kilkadziesiąt, teraz jest ponad czterysta. Wtedy miały świeżą gotówkę, teraz w dużej mierze ją przejadły na koszty lub nietrafione inwestycje. Oczywiście, wiele jest dobrych, silnych firm, które robią swoje. Ale sporo jest też firm na krawędzi. O tym że rynek wciąż jest drogi świadczą dwa wskaźniki: średnio łącznie cena jednej złotówki majątku odzwierciedlona w wartości indeksu wynosi 1,85 zł. Natomiast średnia łączna wartość spółek w indeksie odpowiada ich siedemnastoletnim zyskom. Podstawowe wskaźniki cenowe można przejrzeć w StockWatch.pl.
Mimo tego debiuty nie ustają, tyle że jest ich mniej. Procedura dopuszczenia akcji do notowań – bo nie jest to oferta publiczna jak na dużej giełdzie – jest na tyle prosta i tania, że aby listować akcje nie trzeba wiele. W tym roku na NC weszło już 80 spółek, znacznie mniej niż rok temu (172), ale to nadal bardzo dużo. Zaczęła się jednak fala powrotna i to z większą siłą, niż można się było spodziewać. Jest to nowy problem, z którym muszą zmierzyć się spółki, autoryzowani doradcy oraz zarząd GPW. Inwestorzy indywidualni już dawno podjęli racjonalną decyzję i odpuścili sobie ten rynek, co widać po malejących przez ostatnie półtora roku obrotach. Kryzys też tnie równo: wg aktualnego stanu, o upadłość likwidacyjną lub układową wystąpiło 11 spółek z głównego rynku i 10 spółek z NewConnect, w tym kilka z pogranicza technologii. Więcej w naszym raporcie na ten temat.
Giełda ma jednak to do siebie, że lubi działać na przekór powszechnemu mniemaniu. Skrajny pesymizm podbudowany twardymi dowodami to zwykle jeden z sygnałów odbicia. O ile jednak WIG radzi sobie wyśmienicie – stopa zwrotu od początku roku to niemal 20 proc. – o tyle NCIndex jest cały czas w mocnym tyle. Nadgoni czy zostanie na poboczu? Fakt że w tym samym okresie jest na 20-proc. minusie świadczy, że problemy tego rynku nie wynikają tylko z fluktuacji koniunkturalnej. Na rynku jest niewiele kapitału i inwestorzy mają dużo większy wybór niż dwa czy trzy lata temu, gdy rodziła się mini hossa. W pierwszej kolejności ruszyli po tańsze i bardziej przewidywalne akcje z rynku głównego.
Problemów NewConnect świadomy jest też zarząd giełdy, który systematycznie choć ślamazarnie próbuje dobrać się niektórym z nich do skóry. Pierwszy zimny prysznic był w lipcu, kiedy zawieszono notowania aż 13 spółek z NC. Osiem z nich nie przekazało w terminie raportu rocznego, a pięć pozostałych nie załączyło opinii biegłego rewidenta. Bez komentarza. Oczywiście ukarano nie tego kto zawinił, ale przynajmniej było działanie piętnujące, które pokazało kto nie nadaje się nawet do prowadzenia spółki kodeksu handlowego, nie mówiąc o jej upublicznieniu. W listopadzie zarząd wykluczył dwie kolejne spółki. To wszystko kropla w morzu, na którym rozlała się ropa z tankowca swawoli i dezynwoltury.
PS Jestem niedużym inwestorem w 11 bit studios z czasów na grubo przed debiutem.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu