Motoryzacja

Wyższe mandaty nie zdadzą się na nic. Jest dużo lepsze rozwiązanie

Jakub Szczęsny
Wyższe mandaty nie zdadzą się na nic. Jest dużo lepsze rozwiązanie
42

Mówi się o tym, że mandaty w Polsce należą do niższych w Europie - nasi zachodni sąsiedzi muszą często zapłacić za wykroczenia drogowe znacznie więcej, a i "tolerancja" tamtejszych systemów dyscyplinowania kierowców jest znacznie mniejsza. To, co uchodzi w Polsce za "średnie" wykroczenie względem przepisów, w takich krajach może być uważane za skandaliczne wręcz zachowanie na drodze. Mimo wszystko, "cennik" mandatów nie jest naszym problemem. Największy problem tkwi w nieuchronności kary - a raczej znacznych niedomagań tego czynnika.

Dajmy na to, jeżeli oszukasz fiskusa w jakiś głupi sposób, ten najprawdopodobniej wykryje proceder i skieruje wobec Ciebie machinę najeżoną konsekwencjami. O, najprawdopodobniej, czyli szansa na taki finał sprawy jest spora. Jeżeli w Stalowej Woli na znanym skrzyżowaniu dwupoziomowym (al. Jana Pawła II, przy skrzyżowaniu z ul. KEN) przejedziesz na czerwonym świetle, złapie Cię fotoradar. Kara w takiej sytuacji jest niemalże nieuchronna. Ja tymczasem, nawet w rozmowach ze znajomymi słyszę:

Tyyy, stary, ostatnio całą trasę 200 kilometrów cisnę "paka-dwadzieścia", "paka-trzydzieści", tylko w zabudowanym hamuję do dziewięćdziesięciu. Pięknie się jechało, a i pasior niedużo spalił, ropniak, he he.

Nie, no. Gratuluję. Na odcinku 200 kilometrów nie złapał go żaden patrol Policji (a może jechał z Yanosikiem?). Nie złapał go pewnie też żaden fotoradar, bo te są doskonale oznaczone i trudno przegapić znak informacyjny, który "zapowiada" fotografa. A co by powiedział ten sam człowiek, gdyby jednak patrol go "zgarnął" i nagrodził odpowiednim mandatem?

"Miałem pecha"

"Akurat tam się ustawili, gdzie można pięknie pocisnąć..."

"Rząd nie ma pieniędzy na obietnice, to zdzierają"

Jeżdżę czasami na trasie Rzeszów - Tarnobrzeg przez Kolbuszową. Tam, na odcinku około trzech kilometrów znajduje się system odcinkowego pomiaru prędkości. Jeżeli system wykryje, że Twoje średnia prędkość na danym odcinku wynosiła więcej jak 50 kilometrów na godzinę (zakładam, że z jakimś marginesem tolerancji), dostajesz mandat. Dlatego wszyscy grzecznie jadą tamtędy 50 km/h. Ja włączam sobie tempomat i spokojnie jadę przed siebie. Jest nudno, można sobie zapalić w samochodzie (nie palę "zwykłych" fajek) i popodziwiać przyrodę. Zrelaksować się. Są jednak tacy, co tylko czekają, aż złapie ich "pożegnalna" kamera na odcinkowym pomiarze i od razu but w podłogę i "rura". Siwo za gościem, po opadnięciu dieslowej mgły - jego już nie ma. Odleciał.

Czytaj więcej: Kierowcy BMW powodują... najmniej stłuczek

Albo w mieście. Dwa, trzy pasy, ludzie jadą w sznureczku mniejszym lub większym - spokojnie lub mniej. W godzinach "szczytu" zazwyczaj spokoju jest jak na lekarstwo. Ale dajemy radę. Wtem pojawia się chłopak w iście bojowym nastroju, przeskakuje po pasach z szybkością żaby na mefedronie. Jak tylko widzi przed sobą wolną przestrzeń - but w podłodze i... pod zderzaczek poprzedzającemu pojazdowi. Dlaczego? Taka jego uroda.

Agresywny kierowca vs "typowy kierowca"

Kto nie przekroczył nigdy dozwolonej prędkości na danym odcinku - niech pierwszy rzuci kamień (żeby nie było jak w tym kawale z sądzeniem jawnogrzesznicy...). W mojej skromnej ocenie, kierowca, który jedzie o 10-20 kilometrów na godzinę za dużo na danym odcinku zazwyczaj (nie zawsze) stwarza mniejsze zagrożenie niż taki "skoczek" z akapitu powyżej. W mieście trzeba mieć oczy dookoła głowy, skakanie po pasach - gdzie wiele rzeczy zmienia się bardzo szybko to proszenie się o kolizję. Podjeżdżanie pod zderzak, nonszalanckie wyjeżdżanie z podporządkowanych, ostre slalomy po parkinach - tacy ludzie znacznie częściej uczestniczą w kolizjach, robią obcierki na parkingach (a potem uciekają), albo stwarzają inne niebezpieczeństwa w ruchu drogowym. A tymczasem, policjanci - jeżeli "stoją" w mieście, albo nagrywają kierujących, skupiają się na prędkości. I ewentualnie - na ujawnionych przy tej okazji pomiaru wykroczeniach.

W ciągu ponad trzech lat Policja nałożyła na mnie mandat jedynie raz - przekroczenie prędkości o od 11 do 20 km/h. Stówka mniej w kieszeni, 4 punkty. I to w głupim miejscu, bo "wiadomo, że tam stoją". Kontroli drogowych (razem z "mandatową") - cztery. Sprawdzono moją trzeźwość, dowód rejestracyjny (jak było jeszcze trzeba) i do widzenia. Do stanu technicznego auta nikt nie przywiązywał uwagi - byłem pewien sprawności każdego pojazdu, którym jeździłem - ale nikt nie popatrzył uważniej na kierowany przeze mnie bolid.

Cztery kontrole drogowe. Ile razy w ciągu tych ponad trzech lat przekroczyłem prędkość? Ile razy złamałem jakiś przepis? Nie wiem, nie chcę liczyć, nie chcę się tłumaczyć. Ale nie jeżdżę bezbłędnie - jestem tylko człowiekiem, choć daleko mi do "Sebixa", który katuje swoją beemkę do odciny na każdym biegu. W sumie, u mnie się nie da. Biegi za mnie zmienia "automat". Ale mam jedną zasadę - do prędkości "zadanej" rozpędzam się tak szybko, jak tylko się da. A potem "toczę się" te swoje 50 km/h lub 90 km/h (albo i więcej). Mówią, że tak jest oszczędniej.

Cztery kontrole. Czy kara za przewinienie jest nieuchronna?

A gdzie tam! Skoro można przejechać 200 kilometrów zasuwając po drogach niebędących drogami szybkiego ruchu ok. 130 km/h - to jaka jest ona nieuchronna? Polski kierowca nie boi się przekroczyć przepisów - boi się, że w porę nie zareaguje na to, że "mu migali", że będzie mieć pecha, albo, że Insignia lub policyjne BMW uczepi mu się ogona. Nie myśli o tym, że "jeżeli przekroczę prędkość, jakiś radar mnie wychwyci i dostanę mandat + punkty". Cały czas rozumuje w taki sposób, jakby między kierowcami, a policjantami trwała zabawa w kotka i myszkę. Wiadomo, kto jest jakim zwierzem.

Skoro "Sebix" nie boi się zasuwać po mieście jak szalony, skoro codziennie widuję kierowców wyprzedzających na przejściach, czy przejeżdżających na "czerwonym" - kara nie jest nieuchronna. Nie przychodzi do Ciebie od razu, gdy popełnisz rażące wykroczenie. Musisz mieć "pecha" - to jest istotny czynnik, który warunkuje zasądzenie konkretnej kary.

Podniesienie kwot mandatów nie wpłynie realnie na bezpieczeństwo naszych dróg. Bo dopóki mandatu nie otrzymamy - jest on dla nas "abstrakcyjny" w myślach. Zawsze zakładamy, że "a może nie będą stali?". Że w sumie, to wiemy gdzie są fotoradary, uruchomimy Yanosika i dowiemy się "gdzie stoją". Jedynie świadomość, że kara jest nieuchronna i na pewno zostanie nałożona w momencie wykroczenia - osiągnęlibyśmy konkretne rezultaty. Założę się, że w momencie, gdy czytasz ten wpis, kilka patroli Policji właśnie monitoruje odcinki dróg w Polsce i wychwytuje przekraczających prędkość. Za chwilę się przeniosą lub skończą czynności, bo po chwili każdy jedzie grzecznie. Ale na ową "grzeczność" jest miejsce tylko wtedy, gdy jest kontrola. W każdym innym przypadku każdy robi to, co chce.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu