Ok, wiem co niektórzy z was chcą powiedzieć - to wcale nie są słuchawki bezprzewodowe, skoro mają przewód. Tak, mają. Ale jest krótki i prowadzi tylko od jednej słuchawki do drugiej. Tak jak w niemal każdych słuchawkach bezprzewodowych na rynku. To nie są słuchawki Apple. I całe szczęście.
Ostatnio mieliście okazję przeczytać zbiorcze porównanie wszystkich bezprzewodowych (tak, będę się upierał przy tej nazwie :] ) słuchawek Sennheisera i zwróciliście uwagę na fakt, że jeden model został pominięty - właśnie CX SPORT. Nie było to celowe, ponieważ na moment pisania recenzji, model ten nie był jeszcze dostępny na polskim rynku. Jednak sugestia nie przeszła bez echa i kiedy tylko model ten pojawił się u dystrybutora poprosiliśmy o możliwość niezobowiązującego przetestowania. W ten oto sposób, przed wami pierwszy w Polsce test słuchawek Sennheiser CX SPORT.
Wyposażenie
W zestawie ze słuchawkami dostajemy niewielkie, zamykane na zamek czarne etui z miękkiego neoprenu, które bardzo dobrze spełnia swoją rolę, jak i cztery pary tipsów dousznych (XS/S/M/L) oraz trzy pary zielonych gumek (zwanych później adapterami) mających za zadanie utrzymać słuchawki w jednej ustalonej pozycji, niezależnie od naszych ruchów. Jeśli denerwuje was luźny przewód łączący słuchawki, to może was ucieszyć dodatek w postaci klipsa do spięcia przewodu z ubraniem.
Cały zestaw przychodzi do nas w niewielkim, acz estetycznym kartoniku.
Czym więc różnią się od swoich nie-sportowych braci?
Jeśli zestawimy CX SPORT-y z Sennheiserami Momentum Free, to na pewno odczujemy różnicę w wadze, bowiem CX SPORT ważą około 15 gramów, czyli całe 25 gramów mniej od Momentum Free. To na pierwszy rzut oka wydaje się być niewiele, ale kiedy zaczynamy się dynamicznie ruszać i coś ma nam się ciągle obijać o policzki, to im lżejsze są te elementy, tym mniej są odczuwalne i dekoncentrujące. A tutaj różnica w wadze jest ponad dwukrotna, co czuć.
Jednak taką wagę mają też Sennheisery CX 6.00BT, a jednak nie mają w nazwie SPORT. Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że nie są odporne na wodę i pot, tak jak CX SPORT. Producent uszczelnił wszystkie łączenia na odcinku słuchawki-przewód-pilot/akumulator, co powinno pozytywnie odbić się na trwałości produktu. Nawet zaślepka do portu ładowania siedzi głębiej i mocniej, by nie dostała się tam żadna woda.
Oczywiście nie należy mylić wodoodporności z wodoszczelnością. Mimo podobnej nazwy, są to zgoła odmienne poziomy zabezpieczenia produktu przed wodą. Wodoodporne słuchawki (a takie właśnie są CX SPORT-y) powinny bez problemu przetrwać deszcz, obryzganie wodą lub kapiący pot, ale niewiele więcej. Nie nadają się więc na basen ani odsłuchy pod prysznicem.
Uszczelnienie słuchawek w taki sposób, aby mogły znieść pełne zanurzenie wymaga wielu kompromisów w sferze budowy, jak bardzo gęsty filtr między przetwornikiem a uchem oraz brak ewentualnych portów służących najczęściej do wzmocnienia basów. To wszystko bardzo negatywnie odbija się na jakości dźwięku, a Sennheiser nie chciał jeszcze pójść tym tropem, co jest w pełni zrozumiałe. Ważniejsze jest uzupełnienie portfolio o możliwie jak najbardziej uniwersalne słuchawki dla większości aktywnych użytkowników, a dopiero później myśli się o takiej niszy jak pływacy, lub triathloniści.
Funkcjonalność
Słuchawki posiadają trzy przyciski na pilocie, oraz wbudowany mikrofon. Obsługa przycisków jest łatwa i intuicyjna. Mamy więc standardowy zestaw kombinacji - skrajne przyciski służą do zmiany głośności przy pojedynczych kliknięciach i zmiany utworu przez przytrzymanie, a środkowym (wyróżnionym wypukłością na środku) rozpoczynamy i przerywamy odtwarzanie/rozmowę przy pojedynczych kliknięciach, podczas gdy odpowiednio długie przytrzymanie każe słuchawkom się włączyć/wyłączyć lub szukać sygnału Bluetooth. Nie napotkałem żadnych problemów z uzyskaniem połączenia, jak i jego stabilnością.
Mikrofon wbudowany w pilota dobrze zbiera dźwięki, kiedy stoimy, jednak w trakcie ruchu czasem trudno było mnie zrozumieć.
Omawiane słuchawki obsługują technologię Bluetooth 4.2, Qualcomm apt-X i apt-X Low Latency, dzięki czemu podczas oglądania filmów nie mamy problemów z synchronizacją na dźwięku z obrazem. Przetestowane. Potwierdzam.
Wbudowany w słuchawki akumulator pozwala na około 6 godzin słuchania muzyki, zależnie od poziomu głośności i ustawień korektora. Mi udało się uzyskać kwadrans więcej niż wynosi deklarowana wartość, więc producentowi należy się ukłon za rzetelność podawanych informacji.
Pełny cykl ładowania od zera trwa 1,5 h, ale już 10 minut wystarczy na całą godzinę odsłuchów, więc zapominalscy powinni się ucieszyć.
Skoro już jesteśmy przy akumulatorze, koniecznie muszę wspomnieć o zaimplementowanej funkcji głosowego informowania nas o stanie naładowania słuchawek raz na jakiś czas. Wygląda to tak, że słuchamy sobie muzyki i nagle w naszych słuchawkach odzywa się miły, kobiecy głos, który mówi nam po angielsku, że zostały nam przykładowo trzy godziny słuchania muzyki. Z uwagi na barwę głosu, częstotliwość występowania jak i dobrze wymierzoną głośność komunikatów, nie jest to w żaden sposób intruzywne, a jest za to niesłychanie przydatne. Wszystkie bezprzewodowe słuchawki Sennheiser są wyposażone w tę funkcję.
Brzmienie
Jak to zwykle bywa w przypadku słuchawek Sennheisera ze średniej półki - fundamentem brzmienia ewidentnie jest bas, choć bez przesadnego wyolbrzymienia i przykrywania średnich tonów.
Jeśli nie ruszymy korektora graficznego, to dla basolubów może go być nawet trochę za mało. Jednak nawet delikatna zmiana w korektorze jest bardzo odczuwalna i łatwo się zatracić w potędze basu na rzecz klarowności. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to w przypadku nieskomplikowanych aranżacji wszystko jest czytelne i mocne jednocześnie. Sprawa się jednak trochę komplikuje w przypadku multiinstrumentalnych utworów z wokalem, gdzie trochę zaczyna brakować nam separacji i powietrza między wszystkim, ale wszystko jest w granicach normy, jeśli weźmiemy pod uwagę cenę słuchawek (479 zł) i ich przeznaczenie.
Doskonale sobie zdaję sprawę z faktu, że większość użytkowników słucha muzyki wokalnej, więc mam dla was dobrą wiadomość - będziecie zadowoleni z reprodukcji głosu przez Sennheisery CX SPORT. Mimo, iż przez wpływ basu nie jest to brzmienie idealne, to i tak może być wzorem do naśladowania dla innych słuchawek bezprzewodowych w tej cenie. Sennheiser zawsze mocno się skupiał na średnich częstotliwościach i to słychać już od pierwszych nut.
Wysokie tony są wyraźne i dobrze słyszalne, choć stanowią raczej tło dla reszty pasma. Jest to klasyczny przepis na nieagresywny i stonowany dźwięk. Jeśli przesiadacie się z jasno brzmiących słuchawek, możecie tutaj poczuć pewnego rodzaju niedosyt, ale to też nie jest tak, że popsuje wam to całościowy odbiór muzyki. Jest po prostu dobrze, ale nie rewelacyjnie. Jeśli jednak porównamy brzmienie tego pasma w tych słuchawkach do Sennheiserów Momentum Free, to bardzo szybko zrozumiemy dlaczego te drugie są pozycjonowane jako topowy model przez producenta. Diabeł tkwi w szczegółach, a Momentumy Free ujawniają ich całą masę.
Muszę wam przyznać, że przez cały okres testów miałem wrażenie, że CX SPORT-y to przystosowane do sportu CX 6.00BT. Zarówno z uwagi na praktycznie identyczny wygląd i budowę zewnętrzną jak i charakter brzmienia. Możliwe, że CX SPORT mają minimalnie mniej basowe brzmienie, ale głowy za to nie dam, ponieważ nie miałem możliwości porównania ich "łeb-w-łeb", a pamięć bywa zawodna.
Dla kogo więc są Sennheisery CX SPORT?
Odpowiedź jest bardzo prosta - dla wszystkich, którzy mają dość przewodów lub/i nie dysponują wysokiej klasy źródłem dźwięku jak dedykowany odtwarzacz przenośny lub choćby LG V30. Myślę, że obie grupy będą bardzo zadowolone z zakupu. 479 zł to już nie jest mała kwota, ale dostajemy w zamian słuchawki o starannie opracowanym, uniwersalnym brzmieniu i przystosowane do większości sportów. Są do tego bardzo wygodne i łatwo można je dostosować do każdego rozmiaru ucha. Oczywiście są marki, które produkują znacznie tańsze bezprzewodowe słuchawki do sportu, ale na pewno nie brzmią tak dobrze jak te.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu