Felietony

Mam telefon, którym nie interesują się producenci oprogramowania

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Przez kilka ostatnich lat używałem iPhona 4S. Kupiłem go niedługo po premierze i przynajmniej do debiutu szóstej odsłony nie zamierzałem zmieniać apar...

Przez kilka ostatnich lat używałem iPhona 4S. Kupiłem go niedługo po premierze i przynajmniej do debiutu szóstej odsłony nie zamierzałem zmieniać aparatu. Trochę ze względu na dużą kwotę jaką zapłaciłem za telefon, trochę ze względu na duży abonament, w którym wciąż go spłacałem. Skończyła się umowa, ja przeskoczyłem na Androida. Dokładnie na phablet z Androidem. Wybierając telefon nie wiedziałem jednak, że trzeba zwrócić uwagę na jedną istotną rzecz - popularność słuchawki.

Reklama

Niedawno pisałem o przesiadce na phablet. Nic się w tym temacie nie zmieniło. Dalej kompletnie nie wyobrażam sobie powrotu do telefonu z mniejszym ekranem. Może i HTC One Max nie jest demonem prędkości, ale ciężko coś mu zarzucić - szczególnie, że i cena była całkiem atrakcyjna (przynajmniej w ofercie abonamentowej, z której skorzystałem). Jest jednak jedna rzecz, która co jakiś czas mnie irytuje. I to dość mocno. Okazuje się bowiem, że popularność tego telefonu jest praktycznie zerowa. W sumie kompletnie by mi to nie przeszkadzało. Gdyby nie odbijało się negatywnie na mnie jako użytkowniku.

Pierwszy zimny prysznic schłodził mój zapał już kilka tygodni po zakupie aparatu. W Google Play pojawiła się wyczekiwana przeze mnie gra. Mam ekran 5,9 cala, ale będzie grane! - pomyślałem. Pobieram!

Aplikacja jest niezgodna z Twoim urządzeniem

Skontaktowałem się z producentami, niezbyt oficjalnie - bo po koleżeńsku. Nie mam do nich żalu, bardziej współczuję użerania się z komentującymi ich produkt w wirtualnym sklepie Google. Ale dowiedziałem się dość istotnej rzeczy. Nie ma większego znaczenia, że mój telefon nie jest dziełem „firmy krzak”. Ani to, że to póki co jedyny phablet tajwańskiego producenta. Jego udział w rynku jest tak mały, że nie zachęca do wprowadzania aktualizacji z jego obsługą, bo to wiąże się z testami, które w żaden sposób się nie zwrócą. No bo ile osób z Maxem zainteresuje się grą. 10-50? Topowe modele Samsunga mają po kilka wersji, które trzeba przetestować, a to przecież potentat jeśli chodzi o telefony z Androidem. Rozumiem, choć żałuję, że tak wygląda rzeczywistość.

Drugi „plaskacz” przyszedł wraz z premierą androidowego Hearthstone. Wiem, że było tam jak wół napisane 6 cali. No ale 5,9 cala to prawie 6, tak? Nie. Pewnie twórcy gry nawet nie wiedzieli o tym, że ktoś kupił HTC One Max, więc czemu mieliby moje 5,9 cala obsłużyć?

No dobrze, to gry. Wkłada się w nie masę pieniędzy i jeszcze więcej czasu na testy. Fragmentacja rynku to dla producentów niezłe wyzwanie, szczególnie że na Androidzie piractwo jest nieporównywalnie większe niż na iOS. No ale żeby zwykła aplikacja nie działała?

Pisałem niedawno tekst o Snapchacie. Przyszedł mi do głowy pomysł sprawdzenia i opisania Tindera. Jestem żonaty, więc praktyczne wykorzystane dobrodziejstwa aplikacji byłoby zerowe, ale samo sprawdzenie „jak to działa” dałoby mi podstawy do napisania krótkiego felietonu. I tu chyba prysznic był najzimniejszy.


Reklama

Tego nie jestem w żaden sposób wytłumaczyć. Duży ekran, większe zdjęcia potencjalnych randkowiczów, brzmi logicznie. Ktoś widocznie zapomniał, że istnieje coś takiego jak HTC One Max. Posmutniałem nie na żarty.

Oczywiście to nie koniec tego typu przygód. Na Intel Extreme Masters weszliśmy wraz ze znajomymi w posiadanie fajnych selfie sticków z pilotami. Instrukcja wyraźnie mówiła, że część telefonów będzie działać z pilotami bez problemu, część potrzebuje dodatkowej aplikacji. I patrzyłem jak większość znajomych uruchomiła swoje egzemplarze na swoich telefonach bez problemów, inni zmusili je do działania wskazaną w instrukcji aplikacją. A ja? Nie zadziałało w żaden sposób.

Reklama

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że większość wymienionych aplikacji bez problemu działa z innymi telefonami HTC, łącznie ze zwykłym HTC One, którego Max jest przecież jedynie większym bratem. Niedawno Grzesiek Ułan powiedział mi, że dostał wreszcie na swojego One oficjalną aktualizację do Lollipopa. „Sprawdź czy jest u Ciebie”. Chyba nie muszę Wam mówić jaki był efekt moich poszukiwań.

No właśnie.

Wiem, co chcecie mi teraz poradzić - nie baw się w oficjalny firmware, rootuj i problem zniknie. Chciałbym jednak nadmienić, że nie kupiłem telefonu po to, by w nim grzebać. Może rozpieścił mnie iOS, mimo tego, że iP4S był już leciwym sprzętem, praktycznie wszystko na nim działało, eliminując jakiekolwiek potrzeby kombinowania. Nauczony doświadczeniem wiem natomiast jedno. Wraz z poszukiwaniami kolejnego telefonu, zwrócę uwagę na to, co wcześniej kompletnie pominąłem. Na jego popularność, bo jak się okazuje, jest ona czasem bardziej istotna niż podzespoły i „ficzery” w postaci ogromnego ekranu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama