Felietony

Mam już dość Apple, kończę z tym urządzeniem

Bartosz Gabiś
Mam już dość Apple, kończę z tym urządzeniem

Cztery lata temu w końcu się doczekaliśmy, tańszej, okrojonej wersji zegarka Apple. Watch SE oferował w niewygórowanej cenie, całe dobro smartwatchy. ...

Cztery lata temu w końcu się doczekaliśmy, tańszej, okrojonej wersji zegarka Apple. Watch SE oferował w niewygórowanej cenie, całe dobro smartwatchy. Wówczas zdecydowałem, że to już jest najwyższa pora, aby dać temu brzydactwu szansę. Decyzji nie żałuję.

Najbardziej niepotrzebna rzecz, dopóki jej nie masz

Jako że wtedy to, co mogliśmy robić było dość ograniczone, mogłem sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. Nie planowałem w ogóle tego zakupu, bo kompletnie nie widziałem dla niego zastosowania. Dodatkowo Apple Watch jest po prostu brzydkim kawałkiem elektroniki i dzisiaj, już bardzo przestarzałym. Dużo bardziej wolałem to co miała konkurencja do zaproponowania, ale jako że już jestem po uszy w tym środowisku, decyzja była słuszna.

Szybko się okazało, że Apple Watch jest bardzo niepotrzebnym urządzeniem. Wszystko, co miał do zaoferowania, mogłem już robić przy pomocy mojego iPhone'a, więc jaki był w tym wszystkim sens? Diabeł jednak tkwi w szczegółach, bo zegarek nie był potrzebny tak długo jak się nie powiedziało pierwszego słowa. Szybko stało się oczywiste, że te drobnostki współdzielone z innymi urządzeniami, są o wiele wygodniejsze przy pomocy zegarka. Zatem jest to najbardziej niepotrzebna rzecz, tak długo jak jej nie zaczniemy posiadać.

Z tym że mam dość, nie chcę już kolejnego smartwatcha, basta.

Nie mogę już z nim wytrzymać

Jednym z moich koszmarów są plakietki z notyfikacjami. Staram się je mieć wyłączone lub utrzymywać aplikacje sprawdzone na bieżąco, żeby tylko uniknąć sytuacji trzech tysięcy nieodczytanych wiadomości w skrzynce pocztowej. Posiadanie smartwatcha jest pomocne, bo dzięki temu, mogłem na bieżąco pilnować czystości mojego ekranu. Problem w tym, że czasami potrafi naprawdę wiele rzeczy bombardować jedna po drugiej.

Wystarczy wspomnieć komunikatory oraz maila. Gdy znajomi się rozgadają, to nie ma przebacz, przychodzi powiadomienie za powiadomieniem. W momencie gdy potrzebuję się skoncentrować na wykonywanej pracy, do szaleństwa mnie doprowadza gdy nadgarstek nie przestaje wibrować. Wtedy muszę włączyć tryb nie przeszkadzać i spokojnie wrócić do moich czynności. Z tym że jest to tylko półśrodek, bo w końcu po to korzystam z tego urządzenia, aby było łatwiej zarządzać nadchodzącą treścią. Do tego ktoś może dzwonić (oczywiście, że telefon jest wyciszony od lat) od kogo muszę odebrać telefon, więc rozsądniej się wydaje nie używać innych trybów.

Los zgotowany na własne życzenie

Taki to właśnie sobie zgotowałem los. Dając się uwieść wszelkim drobnostkom, pozwoliłem małemu urządzeniu zdominować moje codzienne życie i umożliwić sytuacje, których tak bardzo chcę uniknąć. Dosłownie jak czuję wibrację ręki, to mam ochotę wyrzucić zegarek do najbliższego śmietnika, ale nie mogę. Mimowolnie muszę sprawdzić, o co chodzi, ciało już się nauczyło tej reakcji. Rzeczy, które sprawiały radość i wspomagały codzienność, stały się pułapką, która coraz skuteczniej więzi.

Nawet te dobre przyzwyczajenia, zostały naznaczone negatywną energią. Przypomnienia o wstaniu, przypomnienia o celu, pytanie o stan mentalny, prośba o włączenie pomiaru spaceru, powiadomienie iMessage, bo biedronka nie może przestać atakować promocjami. Nawet jeżeli wyłączę wszystkie komunikatory, Apple Watch znajdzie coś, o czym koniecznie musi poinformować. Jasne, mógłbym po prostu wszystkie te irytujące rzeczy powyłączać. Mogę to zrobić i pewnie byłaby to zbawienna decyzja. Tylko wtedy rodzi się bardzo istotna kwestia. Po co mi w ogóle smartwatch, jeżeli chcę z niego zrobić Casio z elektronicznym cyferblatem?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu