VOD

Madame Web - recenzja filmu. Tak słabego Marvela jeszcze nie było

Konrad Kozłowski
Madame Web - recenzja filmu. Tak słabego Marvela jeszcze nie było
1

Czy ktoś oglądał ten film, zanim wypuścił go do kin? "Madame Web" wygląda jakby powstał w okolicach 2000 roku, ale nawet taka perspektywa go nie ratuje, bo całość jest po prostu makabryczna.

"Venom" pokazał, że Sony ma niemałe ambicje, jeśli chodzi o dalsze korzystanie z postaci, do których nabyło prawa od Marvela. Filmy realizowane z dużym rozmachem i udziałem gwiazd zawsze budzą pewne zainteresowanie, ale po ostatniej scenie produkcji z Tomem Hardym wydawało się, że studio będzie w stanie budować własne mini-uniwersum na boku, od czasu do czasu łącząc je z MCU za pomocą postaci Spider-Mana. Kolejne projekty nie były jednak udane.

Madame Web - recenzja filmu

Pomysł na film nie jest jakiś oryginalny, bo Madame Web pojawiała się już m. in. w animacjach i fani Spider-Mana na pewno ją znają. Nie inaczej jest ze Spider-Girl czy Spider-Woman. Jednak w wersji aktorskiej, na dużym ekranie, jeszcze tych superbohaterek nie widzieliśmy, więc studio postanowiło zaangażować znane twarze i debiutantki, by rozbudować SSU (Sony Spider-Man Universe).

Na papierze wszystko wyglądało super: Tahar Rahim jako czarny charakter Ezekiel Sims, doświadczone Dakota Johnson i Sydney Sweeney jako przyszłe superbohaterki oraz sympatyczny Adam Scott w roli Bena Parkera. Tak zwane origin story, czyli geneza bohaterów, to dość zgrana płyta, ale z drugiej strony to obszar, w którym można najmniej nabroić przygotowując nową fabułę. Wystarczy trzymać się historii z komiksu i powinno się udać, tyle że poza pojedynczymi scenami w "Madame Web" nie udało się nic.

Zacznijmy od tego, że Dakota Johnson jest totalnie nijaka w tym filmie. Twórcom nie udaje się wywołać żadnej relacji pomiędzy jej bohaterką a widzami, a aktorka nie bywa przekonująca nawet w najbardziej emocjonalnych scenach. Cassie Webb dorastała bez rodziców, nie miała łatwego życia, ma trudności z odnalezieniem się w towarzystwie, ale wszystko to spływa po nas jak po kaczce, nie wywołuje żadnych poważniejszych emocji. To sprawia, że nie do końca nas interesuje, co wydarzy się z nią w kolejnych fragmentach filmu i na początku najciekawszym wątkiem są starania Ezekiela Simsa w dążeniu do znalezienia swoich potencjalnych morderczyń. Widzi przyszłość w snach, które go nawiedzają każdej nocy, dlatego wie kogo szukać.

Dość szybko jednak zorientujemy się, że to jego jedyny cel w całym filmie i pomimo delikatnie zgłębionej historii pokazującej jak natrafił na jadowitego pająka, nic nie tłumaczy jego zachowania. Wspomina, że jego imperium jest zagrożone, więc musi go bronić, ale oprócz tego, że dzięki zdobytym supermocom okrada innych, nie wiemy o nim nic. Nie sieje postrachu wśród innych złoli, nie jest znaną figurą w śmietance towarzyskiej czy kręgach biznesowych. Jakie imperium? Kim ten gość tak naprawdę jest, co posiada i jakie ma wpływy?

Madame Web - film o (przyszłych) superbohaterkach

Sony dość usilnie promuje "Madame Web" jako film o czterech superbohaterkach, ale ostudzę Wasze oczekiwania - to film o przyszłych superbohaterkach, co wynikało z zapowiedzi fabuły. Julia, Anya i Mattie nie przywdziewają strojów w teraźniejszości i w akcji zobaczymy je tylko w kilku wizjach dotyczących przyszłości. Czy to sprawiło, że "Madame Web" tak ciężko się ogląda? Wydaje się, że nawet z taką historią udałoby się zrobić coś więcej, gdyby jednak nie brak chemii pomiędzy aktorkami, słabo zarysowane charaktery i chaotyczny montaż całego filmu.

Z całej trójki najjaśniej świeci talent Celeste O'Connor, która zdołała świetnie wypaść jako sarkastyczna i pewna siebie Mattie Franklin. Isabela Merced niemal zginęła w gąszczu bohaterek i wątków, a jej Anya ma zaledwie istotny moment dla całej fabuły. Jeszcze gorzej, niż Dakota Johnson, wypadła jednak Sydney Sweeney, która pokazała już wcześniej, że grać potrafi, ale w "Madame Web" totalnie się pogubiła. Być może nie była to rola dla niej, być może robiła to pod przymusem, a może miała to gdzieś.

Nie dość, że jest całkowicie sztuczna, to jej charakteryzacja (mająca ją nieco odmłodzić) sprawia, że sceny z jej udziałem można traktować jak parodię. Po wyjściu z kina doszedłem też do wniosku, że film mógłby być ciekawszy, gdyby nie zostały zatrudnione Johnson i Sweeney - zamiast nich powinny pojawić się inne świeże twarze w branży, którym bardziej zależałoby na występie takiej superprodukcji.

Pod względem technicznym "Madame Web" nie wygląda najgorzej, ale chęć uczynienia filmu bardziej dynamicznym przez szybkie cięcia i chaotyczne ruchy kamerą powoduje, że niektóre sceny ciężko się ogląda. Jasne, że pająki wygenerowane na komputerze i inne elementy niemożliwe do zrealizowania na planie są do rozpoznania gołym okiem, ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle. Muzyka w "Madame Web" zupełnie zaginęła, ale humorystyczne sceny udały się przynajmniej w połowie, więc od czasu do czasu można się uśmiechnąć.

Madame Web - czy warto iść do kina?

O wiele gorzej jest z fabułą, o czym pisałem wyżej. Historia wygląda na poszatkowaną i posklejaną z powrotem z kilku pomysłów na film. Nie udaje się wprowadzić żadnego interesującego bohatera (poza Benem Parkerem Adama Scotta, którego w takiej odsłonie jeszcze nie widzieliśmy), a całość prezentuje się jak typowy superhero movie z lat 2000, z tą różnicą, że nie potrafi nawet zaangażować widza na te dwie godziny seansu. Na seansie w Multikinie sala była prawie pełna, co pokazuje, że zainteresowaniem filmem jest naprawdę spore.

Mam wrażenie, że jeszcze przed wejściem na plan nikt nie wierzył, że to może się udać, a jednak "Madame Web" nakręcono, zmontowano i wprowadzono do kin. Gdyby film trafił na VOD, być może zawód byłby minimalnie, ale to naprawdę minimalnie mniejszy. Raczej nikt, kto zapłaci za bilet do kina nie będzie usatysfakcjonowany wydanym pieniędzmi, chyba że liczy na zupełnie nieangażującą rozrywkę, która pozwoli uciec od rzeczywistości na dwie godziny.

W świecie pełnym serialowych hitów i filmowych arcydzieł, znaczenie ma nie tylko to, co widzimy, ale i to, co słyszymy. Dlatego właśnie, jako wymagający miłośnik doskonałej jakości dźwięku, warto zainwestować w sprzęt audio, który odda każdy niuans ścieżki dźwiękowej, potęgując wrażenia z oglądania. Na tophifi.pl znajdziesz szeroką gamę urządzeń audio, które spełnią oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców. Zaproś niepowtarzalną głębię i czystość dźwięku do swojego domowego kina. Przekonaj się, jak wielką różnicę może wprowadzić w Twoje filmowe doświadczenia wysokiej klasy sprzęt audio, który pozwoli Ci usłyszeć każdy szczegół i poczuć pełnię emocji płynących z ekranu.

Tekst zawiera linki partnerów.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu