Gry

Loot boxy to największe zło w grach?

Artur Janczak
Loot boxy to największe zło w grach?
8

Skrzynki w grach to ostatnio bardzo głośny temat w mediach. Głównie za sprawą Star Wars: Battlefront II, gdzie te są istotnym elementem w rozgrywkach sieciowych. Co innego, gdy taki loot box kryje w sobie różne wariacje strojów, skórek czy nalepek, nie mając żadnego wpływu na zabawę. Opcjonalna rzecz, z której można skorzystać lub nie. Kiedy natomiast firma opiera odblokowywanie kolejnych sekcji gry przy użyciu cyfrowych kuferków, to pojawia się poważny problem. W szczególności, kiedy ten tytuł sam w sobie swoje kosztuje. Jeżeli jakiś losowy przedmiot ze skrzynki ma decydować o ważnej zawartości, bez której dalszy rozwój postaci nie ma sensu, to coś jest nie tak. EA wraz z DICE poszli tą drogą i skończyło się to linczem w sieci. Szkoda tylko, że w ogóle do tego doszło.

Czym są loot boxy?

Loot boxy, skrzynki czy paczki to nic innego, jak dodatkowa zawartość w grach, która kryje różne cyfrowe przedmioty. Część z nich da się pozyskać za walutę, którą zdobywa się podczas zabawy, ale można je również kupić za prawdziwe pieniądze. Najczęściej nie wiadomo, co w sobie kryją, więc za każdym razem bierzemy udział w loterii. O ile takowe dotyczą jedynie kosmetycznych rzeczy, nie wpływających na rozgrywkę, to problem jest stosunkowo niewielki. Każdy kupuje je na swoją odpowiedzialność, ale nie jest to obowiązkowe.

Niestety, firmy lubią igrać z ludźmi i przekraczać pewne granice. Do skrzynek wrzucają przedmioty ułatwiające rozgrywkę i powodujące, że dany tytuł staje się P2W (Pay to Win). Balansu próżno tam szukać, bo osoby wydające prawdziwą gotówkę są prawie nie do pokonania. Zwykły gracz poświęci setki godzin, a i tak nie osiągnie tego, co gracz z płatnymi loot boxami. Nie tak to powinno wyglądać. Skiny w CS:GO to tylko rzecz czysto wizualna, podobnie w League of Legends i innych. Na takie coś, można jeszcze przymknąć oko, ale reszta powinna być całkowicie zlikwidowana.

W grach od dawna źle się dzieje

Złych rozwiązań w świecie gier wideo jest więcej. Do dziś nie mogę zapomnieć o DLC w Prince of Persia z 2009 roku. To właśnie w nim Ubisoft postanowił umieścić prawdziwe zakończenie, a nie w samej podstawce. W Resident Evil 5 na płycie znajdowały się również dodatkowe tryby, do których nie mieliśmy dostępu, jeżeli nie kupiliśmy płatnej przepustki z PSN. Takich zagrywek w tej branży nie brakuje, ale jeżeli wydaję swoje pieniądze na drogi produkt, to ważne jest to, aby zawierał całą grę, bez zablokowanych czy wyciętych treści. Od dodatków już raczej nie uciekniemy, ale sam staram się wybierać jedynie te, które coś wnoszą do danej gry. Tutaj świetnym przykładem jest Wiedźmin 3. Podstawowa wersja oferuje dziesiątki jak nie setki godzin dobrej zabawy.

Dwa rozszerzenia do niego stoją na równie wysokim poziomie i zawierają sporo nowych rzeczy, a nie jedynie nowy strój dla konia, który świeci w ciemności. Tych dobrych przykładów wcale tak mało nie jest, ale obok z nich zawsze znajdzie się również ten zły. Firma Capcom i system odblokowywania kolejnych postaci. Gearbox oraz dwa season passy, bo jeden to było za mało. Cyfrowe dobra oferowane w ramach zamówień przedpremierowych, które później są rozdawane wszystkim. Tego jest o wiele więcej. Dodając do tego “niepoprawne loot boxy” dostajemy całkiem sporą paczkę negatywnych praktyk w grach.

Kto za to odpowiada?

W dużej mierze to wina nas, graczy. Kiedy rozpoczęto takie praktyki, ludzie z początku bagatelizowali je. Niby ktoś tam krytykował, mówił, że na dłuższą metę to nie przejdzie, ale tak się nie stało. Trochę jak z disco-polo. Nikt nie słucha, nie wydaje na to pieniędzy, a popularność tego gatunku nie spada, a kolejni artyści pojawiają się jak grzyby po deszczu. Ktoś musiał płacić i w skali globalnej to nie były małe kwoty, w innym wypadku pewnie nawet tego tekstu by nie było. Tutaj jedna skórka do postaci, tam odblokowanie broni, a na koniec nowiutkie buciki dające +5 do szybkości.

Zdaje sobie sprawę, że masa osób nigdy nie wydała ani złotówki na nic nieznaczące DLC, skrzynkę i inne tego typu wirtualne przedmioty. Problem w tym, że tych, co wydali jakąś kwotę na nie, było na tyle dużo, aby firmom nie przyszło do głowy zaprzestanie takich praktyk. Efekty tego procederu są Wam dobrze znane. Zapowiadanie rozszerzeń przed premierą, chamskie loot boxy, wycięta zawartość i wiele więcej. Można było przynajmniej spróbować to zdusić w zarodku, bo teraz do tego dochodzi polityka i to żaden powód do radości.

Zły Battlefront

Tutaj całą sytuację opisał Kamil i odsyłam Was do jego wpisu. Jeżeli władza jakiegoś kraju będzie się bardziej mieszać w to, co mogą zawierać dane gry, to w przyszłości część tytułów może nigdy nie powstać. Wykastrowanie ich z mniej lubianych elementów również trzeba brać pod uwagę. Firmy cały czas sprawdzają nas, gdzie jest ta granica, kiedy w końcu dojdzie do sytuacji, że ktoś przekroczył bezpieczną strefę. Na ten moment jest to EA, co nie znaczy, że wcześniej inni nie próbowali. Brak nadzoru nad skrzynkami i możliwość odsprzedaży ich zawartości podchodzi dość mocno pod hazard.

Przykładowo Valve w CS:GO nie wie, czy nabywca ich wirtualnego przedmiotu ma 10, 20 czy 30 lat. Umożliwiając handel nimi, w dość dużym stopniu przyczyniają się do tego, że ktoś może się uzależnić. Jeżeli więc praktycznie każdy może wejść do świata, gdzie kupuje się, wymienia i sprzedaje skórki, to coś jest nie tak. Można umywać ręce i udawać. Problem mimo wszystko istnieje i jest poważny. Dotyczy to oczywiście osób nieletnich, bo każdy dorosły sam decyduje za siebie i nic mi do tego. Z drugiej strony, to i tak nadal nieco mniej zła — ale tylko trochę — forma skrzynek. Nieważne ile tych ktoś otworzy to i tak nie wpłynie to na samą rozgrywkę CS:GO. Osoby, którym słabo idzie i nie potrafią strzelać, nadal pozostaną w tym samym punkcie, ale ich AK-47 będzie po prostu inaczej wyglądał.

Darmowe tytuły to inna bajka

Świat gier F2P jest pełen mikropłatności, gdzie za odpowiednią kwotę da się kupić prawie wszystko. W wielu przypadkach kończy się to tym, że bez inwestycji niczego konkretnego w nich nie zdobędziemy i nie osiągniemy. Niby można by oprzeć je na reklamach, ale te są na tyle męczące, że gracze i tak wolą już użyć karty czy PayPala, niżeli je ciągle oglądać. Słabych praktyk w tych “darmowych” tytułach nie brakuje, ale one działają na nieco innych zasadach. Na czymś muszą zarabiać. Jeżeli dane rozwiązania komuś nie pasują, to można poszukać czegoś innego, mniej drastycznego. Wybór jest ogromny.

Kiedy natomiast gra AAA od wielkiej firmy opiera się na tym schemacie i oprócz podstawowej kwoty, chce od nas dużo więcej, to bunt ludzi jest usprawiedliwiony. Mnie kosmetyczne loot boxy naprawdę nie przeszkadzają. Niech każdy sobie je kupuje lub nie, bo i tak główny człon zabawy będzie nieruszony. DOTA 2 czy LoL. mimo iż są darmowe, to funkcjonują na normalnych zasadach, gdzie wszyscy są równi. Tu liczą się cechy takie jak wiedza, umiejętności i doświadczenie, a nie to, co udało im się wydobyć z kuferków. Chciwych jednak nie brakuje, a jak wiadomo, zawsze można chcieć więcej. Pewna granica jednak została przekroczona i teraz jesteśmy świadkami tego, czy wpłynie to na samo Electronic Arts i inne firmy.

Czas na zmiany może nigdy nie nadejść

Mocno liczę na to, że sami gracze nie odpuszczą, że to dopiero początek. Sam staram się głosować portfelem, co często po prostu się nie udaje, bo znajomi daną grę kupili i namawiają do wspólnej rozgrywki. Krzyki i narzekanie w internecie przynoszą różne skutki, ale łatwo potem o nich zapomnieć, gdy pojawia się kolejna odsłona uwielbianej przez miliony marki. Tutaj nawet Star Wars nie pomogło. Na jak długo to jednak wystarczy? Solidarność w tej dziedzinie może okazać się kluczem do sukcesu.

Głośne i stanowcze “nie” w wirtualnych mediach zrobiło na ten moment swoje. Podobno sam Disney się zainteresował, politycy zabrali głos, a część gier wzięto pod lupę. Deweloperzy na pewno będę ostrożniejsi, tak samo ich wydawcy. Taki CDP Red udowodnił, że można stworzyć świetny produkt, rozwijać go i jednocześnie nie ,,dymać” graczy. Tak samo Techland, 11bits, SUPERHOT i wiele innych. Wymieniam rodzime nazwy, ale jeżeli oni potrafią, to inni również. Kto wie, za rok dwa dane gry mogą być pozbawione danych elementów, które psują zabawę. Czas pokaże.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu