Na co dzień bardzo dużo gram na mobile. Bacznie przyglądam się rynkowi z boku, rozmawiam z twórcami i staram się wyciągać jak najwięcej wniosków. I jedną z pierwszych rzeczy którą widać wśród graczy jest (zupełne niesłuszne) patrzenie na mobilki z wyższością.
Smartfony i tablety szturmem zdobyły nasze serca. Nie chodzi tylko o to, że za ich pośrednictwem możemy szybciej zdobywać informacje i kontaktować się z najbliższymi. Nie ma co się oszukiwać, że rozrywka również odgrywa tutaj sporą rolę. Z każdym miesiącem rynek ten rośnie w siłę — i już w 2020 roku to właśnie z niego miałoby być 50% wpływów. Coraz lepsze podzespoły, połączenie z internetem itd. przekładają się na większą dostępność. Próg wejścia do gry mobilnej jest wyjątkowo niski — doskonale wiedzą o tym działy PR, twórcy, a słupki zysków w Excelu nie kłamią. Bo mimo wszystko dużo łatwiej jest ludziom wydać kilka czy kilkanaście złotych w skali tygodnia, niż wyłożyć jednorazowo kilkaset złotych. Ale to nie jest jedyny problem. Dla sporej rzeszy potencjalnie zainteresowanych taką rozrywką, kłopotliwy jest także czas — a mają go trochę do zabicia w kolejkach, czy komunikacji miejskiej. Nie bez znaczenia pozostaje także kwestia mechaniki, która tutaj często jest uproszczona do minimum. Wszystko to składa się na zestaw, który ma szansę trafić do dużo szerszego grona odbiorców, niż nawet największe komputerowe czy konsolowe hity.
"Na smartfonach tylko runnery i mikropłatności" — co za bzdura!
Za każdym razem kiedy słyszę że na iOS i Androidzie można pograć co najwyżej w nudne zręcznościówki i przekładanie kryształków coś się we mnie gotuje. Przede wszystkim dlatego, że od lat staramy się wraz z ekipą AntyApps podpowiadać w co warto grać, a czego lepiej unikać. I regularnie piszemy o tytułach pokroju Starman: Tale of Light, ERMO, 18: Dream World, Sheltered, RPGolf czy niezwykłe Underhand. Jasne, wśród wymienionych gier znalazło się miejsce dla match-3, jednak 18: Dream World to zupełnie inna klasa niż pierwsza lepszy przedstawiciel gatunku. Zaryzykowałbym nawet stwierdzeniem, że to jeden z najbardziej dopracowanych reprezentantów gatunku, z jakimi miałem do czynienia od dawna.
Do tego dochodzi też cały pakiet klasycznych gier, wszelkiej maści strategii, przygodówek, no i genialnych portów (tutaj warto przywołać choćby Time Recoil). I widząc szybko rosnący stosik nagle okazuje się, że nie trzeba sięgać po najhuczniej reklamowane gry które często są chamskim pay-to-win. Można sięgnąć po przemyślane, świetnie zaprojektowane, free-to-play. A także gry premium czy freemium, które w większości przypadków są dużo tańsze niż na konsolach — a uwierzcie, że potrafią dać równie dużo frajdy.
To że jest was mniej wcale nie znaczy, że jesteście lepsi
Gram od dziecka — na najrozmaitszych sprzętach. Mam w domu parę konsol i niemały stosik gier do których chętnie wracam. Nie przeszkadza mi to jednak ani trochę w sięganiu po produkcje mobilne, które — uwierzcie na słowo — naprawdę potrafią być dobre. A jeżeli nie wierzycie, to spójrzcie tylko na rosnącą w siłę mobilną scenę eSportową, która w niektórych regionach jest dużo silniejsza w przypadku gier mobilnych, niż komputerowych czy konsolowych. Według ostatnich raportów na świecie jest 1,7 miliarda mobilnych graczy. I wcale nie uważam, żeby byli gorsi.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu