Gry

Live a Live - recenzja. Jeśli mamy dostawać remake'i starych jRPG, to właśnie takie!

Kamil Świtalski
Live a Live - recenzja. Jeśli mamy dostawać remake'i starych jRPG, to właśnie takie!
Reklama

Nie wszystkie powroty po latach mają sens. Nie wszystkie się udają. Ale Live a Live udało się zręcznie połączyć stare z nowym — i to w zaskakująco pysznym stylu!

Live a Live nie jest grą, której remake'u masy wypatrywały z zapartym tchem. Nic dziwnego -- to tytuł który do tej pory nigdy oficjalnie nie doczekał się wydania poza Japonią. Zmieniło to dopiero wydanie gry na Nintendo Switch, która z ogromny szacunkiem podeszła do pikselowego klasyka z 16-bitowców.

Reklama

W swoich czasach - to musiało robić wrażenie

Live a Live pierwszy raz trafiło do Europy w 2022 roku. Kiedy oryginał debiutował w 1994 roku, wyobrażam sobie szaleństwo które mógł wywołać swoją formułą. Zamiast historii śledzonej od początku do końca, chronologicznie, jak miało to miejsce u konkurencji - tutaj dostaliśmy kilka osobnych rozdziałów z innymi postaciami, które możemy przechodzić w kolejności jaka nam odpowiada. Znacznie różnią się one od siebie klimatem — ale ta różnorodność to coś, co potrafi urzec, a przez to że każda z nich zajmie nam około 2-2,5 godzin, nie ma czasu na nudę. Na końcu czekają nas opowieści, które zręcznie spinają wszystkie dotychczasowe historie. Ale wszystkie one urzekają podobnie jak wizualne aspekty. Twórcy nie silili się na wynajdowanie koła na nowo — zamiast tego zręcznie połączyli klasyczny pixel art znany z oryginału z dodatkowymi efektami świetlnymi oraz dołożonymi efektami 3D. Jak na współczesną grę przystało - nie mogło też zabraknąć kwestii dialogowych, które w mojej opinii wypadają naprawdę dobrze.

Klasyczna walka, która daje od groma frajdy

Jeżeli lubicie klasyczne, turowe, systemy walki — to poczujecie się tutaj jak w domu. Po dłuższych sesjach mogą one okazać się dość powtarzalne, ale mimo wszystko ta prostota z początku lat 90. zaklęta w klimacie Live a Live niezwykle przypadła mi do gustu. Nie liczcie jednak na zaawansowane kombinacje które potrafią w magiczny sposób przewrócić całą walkę do góry nogami, nic z tych rzeczy. Paleta możliwości zresztą jest też dość niewielka — a po dłuższych posiedzeniach okaże się, że z tych niespełna 10 ataków — i tak koprzystamy z góra dwóch-trzech.

Poszanowanie oryginału i fajne przedstawienie klasyki w nowej wersji

Powroty do starych gier potrafią być bolesne. Ta branża często pokazuje nam, że wiele z tamtejszych produkcji jest wygładzonych przez nasze wspomnienia. Dlatego z podziwem patrzę na twórców którzy nie boją się sięgnąć po mało znane RPG i wprowadzić je w XXI wiek, przedstawiając szerszej publiczności. Tak sprawy mają się z Live a Live, gdzie ekipa odrobiła pracę domową. Różniące się klimatem rozdziały (od dzikiego zachodu, przez futurystyczne światy, imperialne Chiny na Japonii z czasów Edo i prehistorii kończąc) w tej bardzo ciekawie odtworzonej oprawie sprawdzają się fantastycznie. Czuć serce ekipy odpowiedzialnej za remake - i wyszedł z tego naprawdę dobrze skrojony produkt, w który gra się z czystą przyjemnością. Przekonajce się sami!

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama