Mały horror na dużym ekranie, czyli pełna strachu, niewielka zabawa która intryguje, straszy, ale też... odrobinę męczy.
Pierwszymi wrażeniami po ogrywaniu niemal ostatecznej wersji Little Nightmares dzieliłem się z wami kilka tygodni temu. Nie chciałbym się powtarzać, bo wiele z tamtejszych doznań pozostaje jak najbardziej aktualnych. Małe koszmarki są nadal dla mnie jednymi z tych, które porównałbym do produkcji Playdead — czy to Limbo, czy fantastycznego Inside. Na szczęście to nie jest żaden klon, a raczej luźna inspiracja. Problem jednak polega na tym, ze im dłużej zagłębiałem się w tę tajemniczą historię, tym bardziej byłem... zmęczony.
Są strachy i klimat. Ale zabrakło "tego czegoś"
Twórcy Little Nightmares postanowili zabawić się z nami w kotka i myszkę. Cały czas czegoś, lub kogoś, unikamy. Chowamy się, kombinujemy, rozwiązujemy krótkie zagadki. Pierwszych kilkadziesiąt minut wypada intrygująco. Ale przy kolejnej wtórnej akcji opierającej się na ucieczce, chowaniu, ucieczce i jeszcze jednym skrywaniu w cieniu — czułem się odrobinę zmęczony.
Lubię dobrze zaprojektowane przygodówki. Another World, mimo lat na karku, wciąż pozostaje jedną z tych produkcji do których nałogowo wracam. Patrząc na zabiegi Little Nightmares miałem wrażenie, że twórcy miejscami dążyli do podobnych do rozwiązań, które Eric Chahi zaproponował kilkadziesiąt lat temu. I owszem, są miejsca, kiedy te się sprawdzają. Ale niestety nie zabrakło także tych, w których elementy zręcznościowe doprowadzają do furii. I kiedy 6-7 razy powtarzałem tę samą sekwencję czułem się nieco zmęczony.
O co chodzi?
Nie wiadomo o co chodzi. Nie wiadomo czego się spodziewać. Nie wiadomo czego oczekują od nas twórcy — bo niczego nie tłumaczą. Liczą na naszą spostrzegawczość. I jest w tym jakaś metoda, bo bawię się świetnie, metodą prób i błędów szukając rozwiązań. Nadchodzi jednak czas, że zaczynam się frustrować, a kolejne potyczki są najzwyczajniej w świecie drażniące. Tym bardziej, że im dalej w las... tym więcej identycznych krajobrazów. Te same sztuczki, z których twórcy korzystali już wcześniej.
Zagadki, przygoda i przywiązanie do szczegółów
Autorzy Little Nightmares chcą abyśmy pchnęli nasze szare komórki w ruch. Jasne, żaden problem — szkoda, że wcześniej nie tłumaczą nam powodów. Dopiero gdy zginiemy okazuje się, że tego nie mogliśmy zrobić. To trochę za mało. Sama oś fabularna również pozostawia sporo do życzenia: jest statek, są koszmary, jest tajemnica — ok. Ale więcej to już w dużej mierze nasza interpretacja. Żeby jednak nie było że tylko narzekam, to słów kilka o elemencie, który mnie urzekł w tej grze. A jest to przywiązanie do szczegółów. Każdy nasz ruch został idealnie zilustrowany muzycznie. Dźwięk i obraz tworzą tam wyjątkowo spójną całość.
Technicznie — jest dobrze, ale
Gdy pierwszy raz pisałem o Little Nightmares wspominałem o niepokojąco długich ekranach ładowania. Na szczęście ogrywana przeze mnie wersja na Xbox One nie borykała się z takimi problemami i wszystko działało jak należy. Miałem jednak problem z czym innym — trzecim wymiarem. Bo chociaż poruszamy się głównie w prawo i lewo, to czasami jednak zmuszeni jesteśmy wejść odrobinę wyżej. Albo niżej. Problem polega pojawia się w momencie, gdy stąpamy po wąskich ścieżkach, gdzie wystarczy chwila nieuwagi by spać. A wtedy musimy rozpoczynać zabawę od początku. To frustruje tym bardziej, że większość scen jest ciemna i widać w nich naprawdę niewiele.
Podsumowując
Z tą grą mam niezwykle mieszane uczucia. Z jednej strony jest to naprawdę ciekawa propozycja, która straszy nieco inaczej niż większość horrorów w formie gier wideo — i za to ogromny plus. Podobnie jak za owiany tajemnicą świat. Podobała mi się większość zagadek, tamtejszy klimat i przywiązanie do szczegółów. Jest to jednak zabawa, która nie zajmie wam dłużej niż 3-4 godzin, a i przy tak krótkim czasie czułem jej wtórność, która pod koniec zaczęła mnie po prostu męczyć. Uważam że z Little Nightmares warto się zapoznać. Wizja artystyczna i dbanie o najmniejsze detale są naprawdę godne pochwały. Coraz rzadziej widzimy tak przemyślane i spójne projekty. To gra która intryguje i czaruje. Jeżeli macie jeszcze w co grać, to radzę po prostu poczekać do pierwszej obniżki ceny. No chyba że macie wielką ochotę na dobry i podchodzący nieco inaczej do tematu horror — jeśli tak, to nie ma się nad czym zastanawiać!
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu