Pamiętacie wprowadzenie reakcji na Facebooku? Niby tyle osób je krytykowało, a ostatecznie prawie wszyscy ich używają. Sam nie jestem do końca przekonany, czy zmieniły one cokolwiek w moim odbiorze serwisu czy pojawiających się na nim wpisów, jednak doczekały się naśladowców. I tu zaskoczenie, reakcje wprowadzi również zdecydowanie bardziej profesjonalny i nastawiony na karierę LinkedIn.
LinkedIn to międzynarodowy serwis społecznościowy, specjalizujący się w kontaktach zawodowo-biznesowych. I już w zasadzie ten opis powinien klasyfikować go jako serwis najsztywniejszy, najpoważniejszy i najmniej podatny na sieciowe trendy. Tymczasem na oficjalnym blogu LinkedIn pojawiła się własnie informacja o wprowadzeniu reakcji podobnych do tych z Facebooka. Dla przypomnienia - aktualnie jedyne co możemy zrobić z czyimś wpisem, to polecenie (kciuk w górę), skomentowanie i udostępnienie. Reakcje prezentują się natomiast tak (nie ma jeszcze informacji o ich polskim tłumaczeniu).
Ludzie każdego dnia przychodzą na LinkedIn by odkrywać co dzieje się w ich zawodowych społecznościach oraz rozmawiać na różne zawodowe tematy związane z ich pracą. Te rozmowy dotyczą różnych obszarów, niezależnie od tego czy dotyczą newsów związanych z konkretną branżą, wspólnego świętowania kamieni milowych firmy, czy dawania rad w temacie poszukiwania pracy lub dzielenia się ważnymi przemyśleniami na temat pracy. Jedną z rzeczy, którą często od Was słyszymy jest chęć wyrażenia większych emocji niż pozwala na to polubienie wpisu. W tym samym czasie powiedzieliście nam, że kiedy publikujecie coś w serwisie LinkedIn, chcecie mieć więcej sposobów na zrozumienie dlaczego ktoś polubił Wasz post (...) Dlatego rozpoczynamy dziś implementację reakcji, która da Wam więcej sposobów na konstruktywną komunikację.
Reakcje nie dotrą do wszystkich jednocześnie, ich pojawienia się na naszych kontach powinniśmy oczekiwać w przeciągu miesięcy.
I co Wy na to? Z jednej strony wydają się poważniejsze i bardziej wyważone niż na Facebooku, z drugiej dość zabawny jest brak jakiejkolwiek negatywnej reakcji. Wciąż nie dostajemy więc mechanizmu, który dałby autorowi do zrozumienia, że jego wpis jest słaby. Specyficzne kreowanie obrazu serwisu, w którym wszystko wszystkim się udaje i każdy publikuje wiekopomne treści. Ale może to ja nie rozumiem pomysłu, w końcu zaglądam tam tylko raz na jakiś czas i nie dałem się porwać klimatowi zawodowego sukcesu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu