Felietony

W końcu ktoś mądrze wykorzysta dziewięć aparatów w smartfonie. Na to czekałem

Albert Lewandowski
W końcu ktoś mądrze wykorzysta dziewięć aparatów w smartfonie. Na to czekałem
0

W tym roku już wszyscy producenci, za wyjątkiem Google, zafascynowali się koncepcją więcej niż jednego aparatu w smartfonie. W końcu to lepiej prezentuje się w specyfikacji, pozwala dodać nowe funkcje, jednak wciąż wydaje mi się, że jest to sztuka dla sztuki. Czy rewolucja w tym temacie wreszcie nadejdzie?

Raz, dwa, trzy

Dotychczas standardem w telefonach był jeden aparat. Pierwszym krokiem w stronę zwiększenia ich liczby pozostają modele pozwalające fotografować trójwymiarowo, czyli LG Swift/Optimus 3D oraz HTC Evo 3D, gdzie dwa sensory umożliwiały uzyskanie pożądanego wówczas efektu. Trudno je jednak zaliczyć do sukcesów, ponieważ szybko zniknęły ze sklepów i nie doczekały się następców. Cóż, właśnie tak skończyła ogółem sama technologia 3D.

Potem kolejne firmy zaczęły powracać do tej koncepcji. Huawei wykorzystał duet matryc kolorowej RGB, tradycyjnej, oraz monochromatycznej, co miało przekładać się na lepszej jakości zdjęcia. LG natomiast postawiło na szerokokątny obiektyw w drugim oczku, które to okazało się być swoistym strzałem w dziesiątkę. Dziwne tylko, że sami Koreańczycy stopniowo się z tego wycofują. Z kolei Apple spopularyzowało dwa aparaty w celu uzyskania zdjęć portretowych. Teraz prawie każdy smartfon oferuje taką opcję, więc to najlepiej udowadnia siłę tej marki. Pomijając fakt, że takie fotografie naprawdę wypadają rewelacyjnie.

Kolejnym etapem było wprowadzenie Huawei P20 Pro. Już trzy aparaty zachwyciły publiczność i wskazały potencjalny kierunek, w którym mogą wszyscy podążyć. Na razie widać, że to całkiem realny scenariusz. Kiedyś producenci pędzili za kolejnymi megapikselami, wyższym taktowaniem rdzenia, większą liczbą rdzeni czy większą ilością pamięci, a teraz, kiedy te parametry stoją już na wysokim poziomie i trudno je poprawiać znacząco z roku na rok, znaleźli sobie kolejny obszar. To wszystko przypomina ślepą gonitwę przed siebie, byle tylko dorównać, a następnie wyprzedzić rywali.

Czy to ma sens?

Na pewno warto zaznaczyć, że kolejne aparaty nie mają przekładać się na znacznie wyższą jakość fotografii. Przede wszystkim są dodawane po to, aby zapewnić nowe funkcje, które rzeczywiście spodobają się użytkownikom i będą oni chcieli dzielić się efektami zabaw z nimi na swoich kontach w Instagramie, Facebooku, Twitterze czy innych. Najlepiej ze znakiem wodnym danego modelu.

Wkrótce prawdopodobnie do gry dołączy kolejny zawodnik. Ostatnio Light zaprezentował kilka różnych grafik prezentujących telefony z pięcioma, sześcioma, siedmioma, ośmioma oraz aż dziewięcioma obiektywami z tyłu. Czym jednak jest Light? Amerykańska firma, wywodząca się ze zbiórki z Kickstartera, która dotychczas zaprezentowała aparat L16 z 16 sensorami, z których to obraz łączony jest w jeden o bardzo wysokiej rozdzielczości. To na pewno ciekawy koncepcja, choć nie spotkała się ze szczególnymi pozytywnymi recenzjami. Na szczęście producent sumiennie wszystko poprawia. Problem jednak tkwi również w samej cenie, ponieważ ich urządzenie można aktualnie nabyć za 2050 euro (około 8970 złotych).

Teraz powoli zaczynają też zapowiadać swoje oficjalne wejście na rynek smartfonowy. Obiecują fotografie w rozdzielczości 64 Mpix, znakomite ujęcie w słabych warunkach oświetleniowych oraz zaawansowane tryby rozmazania soczewkowego. To ostatnie wydaje się być z tego wszystkiego najbardziej prawdopodobne. W końcu ich pomysł zakłada użycie kilku matryc z obiektywami o różnych ogniskowych, co pozwoliłoby na uzyskanie efektów zbliżonych nawet do lustrzanek. Tu jednak musi wszystko zagrać perfekcyjnie w kwestii oprogramowania.

Light poinformowało, że smartfon wyposażony w moduł ich autorstwa mógłby zostać zaprezentowany jeszcze w tym roku. Na pewno byłby to flagowy model. Informacje z kilku sensorów muszą zostać szybko przetworzone i zapisane, więc zastosowanie Snapdragona 845/850, 6 lub 8 GB RAM i 128 GB pamięci wbudowanej UFS 2.1 wydają się być więcej niż przesądzone. Cena? Na pewno będzie bardzo drogo i nie ma co liczyć na kwotę poniżej 1000 dolarów.

Sam czekam na premierę tego modelu, choć obawiam się, że finalny produkt nie spełni oczekiwań. Obym się mylił.

źródło: The Washington Post przez Engadget

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu