Najnowsze urządzenia Googla są chwalone w większości zagranicznych recenzji. Albo za możliwości (7 Pro), albo za świetny stosunek ceny do jakości (7). Tyle, że w Polsce nie mogą rozwinąć skrzydeł i tracą mniej więcej połowę swojej magii.
Google przez długi czas wyraźnie nie miał pomysłu na swoje smartfony. Był idealnym przykładem na prawdziwość powiedzenia o tym, że szewc bez butów chodzi. Właściciel systemu Android, z najszybszym, automatycznym dostępem do wszystkich nowych funkcji i kolejnych aktualizacji, nie potrafił wykorzystać tego na swoją korzyść. Nie potrafił, albo nie chciał, bo miał inne, lepsze źródła zysków. A rynek smartfonów nie jest prosty. Trzeba się do niego przyłożyć, trzeba zainwestować nie tylko w „hardware” ale również w promocję, bo konkurencja jest spora. Chodzi przecież o to, by klienci kupili nie to, co jest najlepsze, ale to co wydaje im się, że jest najlepsze. A to wielka różnica.
Szóstki nowym początkiem
Google przez klika lat próbował, potem wyraźnie odpuścił, aż w końcu od serii 6 zaczął podchodzić do tematu już na poważnie. Mamy więc coroczne premiery, trzy konsekwentnie rozwijane linie produktów (podstawowa, pro i a), własny procesor (robiony we współpracy z Samsungiem). Za tym idą całkiem niezłe wyniki sprzedaży. Ale tu pojawia się problem numer jeden. Bo urządzenia firmy niby są dostępne globalnie, ale nie na wszystkich rynkach. Pixele możemy kupić oficjalnie w 17 krajach Europy, ale niestety na liście nie znajdziemy Polski.
Dostępność limitowana
Jasne, w dzisiejszych czasach to niby żaden problem, można zamówić urządzenia w którymś z internetowych sklepów, nawet z dostawą do naszego kraju. Ale tym razem nie o możliwość kupna tu chodzi. Chodzi o usługi – które Google wspiera w krajach z oficjalną dystrybucją. Czyli np. o 5G, które w naszym kraju na tych smartfonach po prostu nie działa. W tym momencie może nie jest to wielki problem, ale dla niektórych może już być, a z czasem, czyli ze zwiększaniem się zasięgu, zacznie się robić. Podobnie będzie z usługami VoWiFi i VoLTE – znów dla wielu to bardzo poważny brak.
Problem będzie również w przypadku gwarancji. Jej zrealizowanie – jeśli kupiliśmy smartfon oficjalnie – będzie trwało dłużej, bo trzeba go będzie odesłać do kraju z którego go sprowadziliśmy. Jeśli kupiliśmy smartfon z drugiej ręki i nie zatroszczyliśmy się o dowód zakupu – jesteśmy w kropce. Generalnie kłopoty będą większe niż w przypadku smartfonów z polską dystrybucją.
Tensor nie taki idealny
Jest jeszcze inny kłopot. Google od linii 6 korzysta z autorskiego procesora, robionego wspólnie z Samsungiem. Pisząc po „ludzku” podstawą jest Exynos do którego dodawane są różne „bajery” typu uczenie maszynowe – co ma być główną zaletą Tensora 2 z Pixeli 7. Tyle, że Tensory są robione w 5 nm procesie technologicznym, podczas gdy topowe Snpdragony – w 4 nm. Czyli znów przekładając to na zwykły język – mają mniejsze zapotrzebowanie na energię. I to widać. Jedną z podstawowych uwag do Pixeli 6 był właśnie grzejący się pod niewielkim nawet obciążeniem procesor – a to przypadłość znana z Samsungów. W przypadku Pixela 7 jest lepiej, ale wciąż nie idealnie. Wiem, bo używam, i od czasu do czasu przy nieco większym obciążeniu smartfon potrafi się zagrzać. A idąc dalej – czas pracy na baterii mógłby być nieco dłuższy. Motorola edge 30 fusion ze Snapdragonem 888+ – więc też bynajmniej nie idealnym, i z minimalnie większą baterią (4400 mAh vs 4355 mAh) potrafiła mi działać zauważalnie dłużej.
Jest jeszcze kwestia zdjęć. Znów – jako posiadacz Pixeli 4 i 4XL mogłem się wypowiadać o nich w samych superlatywach. Jakość fotografii była doskonała, zdjęć portretowych – wręcz obłędna i choć przez moje ręce przechodzi mnóstwo smartfonów, wciąż byłem (i jestem) im wierny, zabierając je konsekwentnie na wakacje i wszystkie prywatne wyjazdy. Dlatego spodziewałem się, że i 7 mnie zachwyci. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. Zdjęcia są OK., ale nic ponad to. Nie ma w nich nic, czego nie dostałbym u innych producentów. Nie jest źle, ale efektu „WOW” już nie ma.
Minusów jest więcej
I ostatnia rzecz – aktualizacje. 3 duże aktualizacje systemu nie są w Androidzie niczym niezwykłym. Samsung daje więcej, bo 4 w swojej topowej linii, OnePlus też obiecał niedawno tyle samo. Trzy lata dla urządzeń firmy która odpowiada za cały system to moim zdaniem mało śmieszny żart.
Odchodząc zaś nieco od smartfonów. Google to przecież cały ekosystem. Asystent Google Home cieszy się sporym powodzeniem, tyle że nie obsłużymy go w języku polskim. To znaczy – można mówić po polsku do smartfona i on nas zrozumie, ale sam Google Home – już nie. Znów kłania się brak oficjalnego wsparcia Googla dla Polski.
Dlatego obawiam się, że dopóki to nie nastąpi, nie ma większego sensu inwestować w urządzenia tej firmy. Są one bowiem w pewnym sensie wybrakowane. A jedyne czym kuszą, to niedostępnością. Sprawa będzie wyglądać inaczej, gdy Google zdecyduje się wejść do nas z Pixelami. Bo ich ceny są dość konkurencyjne, patrząc się na to co w chwili obecnej dzieje się na rynku. Ale na razie – to zabawa dla pasjonatów, którzy w dodatku mogą się rozczarować.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu