Kupka wstydu to gry odłożone z jakiegoś powodu na później - kupione, a niezaczęte lub nieskończone. Patrzą tymi swoimi czerwonymi ślepiami i mówią „włącz mnie, włącz mnie, przecież mnie kupiłeś, nie mogę się zmarnować”. I któregoś dnia trzeba do tej kupki podejść, coś wybrać, włączyć, zaliczyć i schować do szuflady.
Odkopuję się z mojej kupki wstydu i to naprawdę świetne uczucie
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Skoro wyjaśniliśmy sobie już czym jest kupka wstydu, to dodam, że nie znam osób, które jej nie mają. Nawet jeśli wydajecie mało pieniędzy na gry, macie mało czasu na elektroniczną rozrywkę, na pewno skorzystaliście z jakiejś naprawdę atrakcyjnej promocji. A promocja oznacza zakupy, nie zawsze rozsądne i przemyślane. No ale gra, którą kiedyś tam chciałem sprawdzić za jakieś grosze? Grzech nie kupić, najwyżej pogram później.
No i z tego później robi się tydzień, miesiąc, a potem rok. Bez jakiegoś konkretnego impulsu trudno do niej wrócić, bo przecież co miesiąc pojawiają się nowości - nawet jeśli nie co miesiąc, to co kwartał. A kupiona i zapomniana gra leży gdzieś smutna i czeka aż ktoś się nią zainteresuje.
DOOM, ależ on był dobry
Ja ze swoimi kupkami wstydu mam tak, że:
1) są naprawdę duże
2) potrzebuję impulsu by się za nie zabrać
Ku mojemu zaskoczeniu często takim impulsem są targi - czy to E3, czy Gamescom. Tyle nowości, tyle zapowiedzi, ale jednocześnie luźniejszy okres, gdzie nie ma wielkich premier i ich zatrzęsienie będzie dopiero na jesieni. Nowości przypominają mi o tym jak bardzo kiedyś interesowałem się jakimś tytułem - szybka myśl „dlaczego więc teraz leży i czeka?”. I włączam.
Dokładnie tak miałem z ostatnią odsłoną DOOM, której napisy końcowe zobaczyłem wczoraj w nocy. Jak to się w zasadzie stało, że jako fan FPS-ów tak długo zwlekałem? Otóż wszystkiemu winna beta.
W kwietniu ubiegłego roku zjechałem sieciową betę DOOM i nie ukrywam, że to właśnie po kontakcie z nią zrezygnowałem z ogrywania pełnej wersji. Ostatecznie grę recenzował Tomek, chwalił, ja zacząłem żałować. No, ale cóż - moja wina, kto wiedział, kto się spodziewał. DOOM chyba dla każdego był zaskoczeniem. Ostatecznie odczekałem na jakąś promocję w PlayStation Store, pograłem, spodobało mi się i…odłożyłem. Nigdy tego nie róbcie, nie odkładajcie gry, którą i tak kupiliście i uruchomiliście z opóźnieniem. Ja właśnie naprawiam takie błędy. Na szczęście zanim zapomniałem o co w ogóle tam chodzi, włączyłem, odłożyłem wszystko inne i wreszcie ten tytuł skończyłem.
Ale napiszę też o samym DOOM-ie, bo znajomi pytają, czy faktycznie taki dobry. Ci, którzy też jakimś cudem ten tytuł ominęli. Tak, jeśli choć trochę lubicie FPS-y, ostatni DOOM będzie dla Was…zaskoczeniem, wyzwaniem, mega frajdą. Gra mocno stawia na ruch i w dużych markach próżno szukać podobnego podejścia. Przez to gra jest wymagająca nawet na niższych poziomach trudności - a ostatecznie produkcja serwuje jeden z najlepszych systemów strzelania, jaki pojawił się w FPS-ach w ostatnich kilku latach. Dodajcie do tego kapitalną muzykę, świetny klimat i naprawdę udaną oprawę graficzną napędzaną 60 klatkami, które pasują tu wręcz idealnie (grałem na PS4). Przyczepiłbym się tylko trochę do polskiego dubbingu, jest zbyt przaśny. Jednocześnie niektóre elementy zręcznościowe (skakanie) potrafiły mi zajść za skórę. Tomek wystawił grze mocne 8/10 pisząc, że to „wspaniały hołd dla kultowej serii”. Zgadzam się z nim w pełni.
Korzystajcie z promocji
Ostatnio wszyscy mówią o wstecznej kompatybilności. Ja jej nie potrzebuję, wolę remastery. Piszecie w komentarzach, że są za drogie - polujcie na nie w promocjach. W przypadku PlayStation 4 odświeżone wersje starszych gier szybko wpadają do promocyjnych koszyków i można je wyrwać w naprawdę atrakcyjnych cenach. Ja już z przyzwyczajenia zaglądam w każdą promocyjną ofertę, potem patrzę na kupkę wstydu, znów na ofertę i jeśli jakiś wewnętrzny demon nie naciśnie za mnie „kup”, staram się dokonywać decyzji rozważnie. Ale niektóre ceny kuszą tak mocno, że nawet dla samego faktu posiadania gry gdzieś na dysku - warto.
Co do nadrobienia?
To nie jest tak, że kupuję grę i w ogóle jej nie włączam. Produkcje kupione jakiś czas po premierze są włączane, ale nie są kończone. Oczywiście nie zawsze skończenie gry równa się największej frajdzie - czasem wcale nie trzeba oglądać napisów końcowych by dobrze jakiś tytuł wspominać, ale jednak satysfakcja z zobaczenia napisów końcowych to coś, co fajnie poczuć raz na jakiś czas.
No dobrze, to teraz wstydliwe wyznanie, czyli co muszę nadrobić:
- Life is Strange, które właśnie wskoczyło do PS Plus, a i tak miałem je kupić,
- The Legend of Zelda: Breath of the Wild - tak, mimo kilkudziesięciu godzin na liczniku wciąż nie skończyłem wątku głównego,
- Mr. Shifty - ponownie Switch,
- Shadow Warrior 2, którego przeszedłem do połowy na PC, teraz zacząłem na PS4,
- Metal Gear Solid V: The Phantom Pain, kupione w grudniu „bo promocja”,
- Rise of the Tomb Raider - włączone na kilka godzin żeby sprawdzić jak radzi sobie PS4 Pro,
- Persona 3 - tak, kupiłem ten tytuł dawno temu na PS Vita (wersja z PSP), nie skończyłem. I pewnie musiałbym zacząć od nowa, bo kompletnie nic nie pamiętam.
Jak widzicie trochę tego jest, a pewnie gdybym zajrzał do historii zakupów na samym PS4, coś jeszcze by się znalazło. Najgorsze niestety w tym wszystkim jest to, że powroty do dużych gier AAA wcale nie są łatwe kiedy gracz stara się być na czasie. Niby wakacje, mało premier - ale jednak coś wychodzi i praktycznie co miesiąc jest coś, co warto sprawdzić. Czasem sam zakup wydaje się być bardziej atrakcyjny niż granie - tak, wiem, to dziwne podejście.
A Wy co macie na swoich kupkach wstydu? Bo nie wierzę, żę takich w ogóle nie macie.
photo: Chisnikov/depositphotos
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu