Felietony

Kup nową konsolę i wpatruj się w pasek pobierania. Chciałeś od razu zagrać? Zapomnij

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Namówiłem brata na zakup konsoli. Tego samego brata, który od 1995 roku nieprzerwanie uważał, że do grania w zupełności wystarczą mu PC-ty. I dopiero ...

Namówiłem brata na zakup konsoli. Tego samego brata, który od 1995 roku nieprzerwanie uważał, że do grania w zupełności wystarczą mu PC-ty. I dopiero patrząc na wszystko z boku zobaczyłem, ile trzeba czekać zanim zacznie się zabawa.

Reklama

Dlaczego namówiłem brata (ciotecznego, jestem jedynakiem - ale takie nazewnictwo przyjęło się u mnie w rodzinie) akurat na PlayStation 4? Z prostego powodu - mieszkamy niedaleko siebie, ja mam PS4. To najlepszy argument jeśli ktoś Was zapyta jaką konsolę wybrać. Wybrać tę, którą ma najwięcej znajomych, by móc pożyczać sobie gry. Proste. Umówiliśmy się na popołudnie, na wspólne rozpakowywanie i podłączanie. Bo to zawsze była dla nas frajda, mimo tego, że obaj jesteśmy już po trzydziestce.

Człowiek przyzwyczajony do aktualizacji Windowsa, aktualizacji sterowników, mniejszych lub większych problemów z graniem na PC uważa, że konsolę podłącza się do telewizora, wkłada płytę i gra. Faktycznie, tak kiedyś było. Podłączyliśmy więc sprzęt i zsynchronizowaliśmy praktycznie rozładowanego pada. Pierwszy kontakt z konsolą PlayStation oznacza konieczność założenia konta w PSN. Jeden formularz, drugi formularz, nazwa użytkownika, hasło. Kolejny formularz, adresy, aktywacje konta. Jest, minęło kilka minut (bo przecież nazwa użytkownika to wbrew pozorom rzecz ważna).

Pierwsze uruchomienie konsoli to masa ustawień i informacji, które nie interesują chyba żadnego gracza, który właśnie podstawił pod telewizorem swój nowy sprzęt i chce po prostu pograć. No ale dobrze, trzeba to trzeba. Szybka pomoc przy poprzestawianiu podstawowych rzeczy, takich jak na przykład tryb oszczędzania energii, by konsola nie wyłączała się po dwudziestu minutach pobierania danych, ustawienie autologowania, wykasowanie wrzuconego na starcie "Użytkownika1". Oczywiście nie można zapomnieć o ustawieniach sieci i aktualizacji oprogramowania sprzętu. Konsola swoje w magazynie zawsze poleży i nie ma szans na to, by w sieci nie było nowszej wersji oprogramowania. Pobiera się, restartuje, instaluje, restartuje ponownie. Czekamy. Od kilkudziesięciu minut chcemy po prostu pograć.


Jest, nareszcie. Co pierwsze w napędzie? Driveclub, brat jest bowiem wielkim fanem nie tylko samochodów, ale i samochodówek. Konieczna jest aktualizacja. No ok, gra z opcjami sieciowymi, z których nowy właściciel konsoli praktycznie nie skorzysta przez pierwszych kilka dni, ale pobieramy. To znaczy i tak nie mamy wyboru, inaczej gra się nie włączy. 10 giga. W porządku, mamy dobre łącze - 120 Mb. Aha, problemy PSN z dnia poprzedniego wciąż dają się we znaki. Pojawiają się kosmiczne wyliczenia czasu do zakończenia pobierania. Przechodzimy z WiFi na kabel, niewiele lepiej. Stary trick z wyłączeniem i włączeniem konsoli pomaga, ale tylko na chwilę. Transfer przyspiesza, po czym znów zwalnia. Kolejny restart, podobny schemat. Już nawet nie chodzi o długość pobierania, ale wielkość pliku pozostałą do pobrania. Jest godzina 19, celuję w 22. Wyciągamy płytę, nie będzie dziś jeżdżenia.

Z pomocą przychodzi nowy Batman, który zadziała bez aktualizacji. Bo tak naprawdę to tryby sieciowe Drivecluba zepsuły nam zabawę. No ale kto generalnie chce grać bez łatek? Akurat w przypadku Batmana łatka dnia pierwszego nie jest aż tak ważna, jak w przypadku niektórych innych gier, ale skoro jest, warto ją mieć. Musimy więc wybrać, grać teraz, czy czekać na pobranie się łatki. Siedziałem w odwiedzinach ponad 4 godziny. Graliśmy przez pół, resztę spędziliśmy na czekaniu. I od lat nic się nie zmieniło - wpatrując się w pasek pobierania, nie da się go przyspieszyć wzrokiem. Nawet jeśli próbują dwie osoby.


Doskonale pamiętam drugą połowę lat 90. ubiegłego wieku i dzień, w którym mój dobry kolega kupił pierwsze PlayStation. Rozerwał pudełko, podłączył sprzęt do kineskopowego telewizora, włożył płytę i grał. Cały proces trwał może 5 minut, z czego 4 zajęło wyciąganie urządzenia z pudełka i próba jego nieupuszczenia z trzęsących się rąk.

Reklama

A co gdyby mój brat trafił na dzień, w którym PSN (czy Xbox Live, gdyby wybrał Xboksa One) nie działał? Tak jak kiedyś w święta, w czasie ataku "hakerów", którzy mieli w nosie interes graczy, stawiając go niżej niż swoje własne porachunki z wielkimi korporacjami? Portfel chudszy o półtora tysiąca, w domu błyszczy nowy sprzęt, z którego nie można skorzystać. Nie założyłby przecież konta na PSN, nie pobrał aktualizacji konsoli, nie zaktualizował gry. Może coś by się włączyło, mówiąc szczerze nigdy nie sprawdzałem czy pominięcie większości ustawień w konsolach nowej generacji pozwoli od razu bawić się z grą.

Cieszę się, że mogę grać w sieci, kupować przez internet gry, podglądać w co grają znajomi, jakie trofea właśnie zdobyli. Pisać do nich wiadomości, czy rozmawiac przez konsolowe usługi sieciowe. Ale sam mam już czasem dość aktualizacji, zapchanego nimi dysku, nowych wersji oprogramowania i problemów usług sieciowych, przez które posiadacze cyfrowych wersji gier wyrywają sobie włosy z głowy. Jeśli więc planujecie zakup konsoli obecnej generacji, nastawcie się psychicznie na walkę z emocjami, wpatrywanie się w pasek pobierania i przede wszystkim uzbrójcie w cierpliwość. Potem jest już tylko lepiej. A ja trochę zazdroszczę bratu pierwszego tygodnia z nowym sprzętem, bo to dla każdego fajne emocje, a w przypadku pierwszej w życiu konsoli, wręcz niezapomniane chwile.

Reklama

PS. Na koniec kilka słów wyjaśnienia, by ten wpis nie został odebrany w zły sposób. Nie czepiam się Sony i PlayStation 4, wiem bowiem, że w przypadku Xboksa One wcale nie jest lepiej. Sam przechodziłem praktycznie to samo przy zakupie swojego PS4, ale emocje po nabyciu nowego sprzętu mocno przysłaniają te pierwsze godziny z konsolą.

grafika: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama