Mówienie o tym, że vlogerzy działający na YouTube zaczęli w ostatnim czasie zyskiwać na znaczeniu i stanowić poważną opiniotwórczą siłę w Internecie j...
Mówienie o tym, że vlogerzy działający na YouTube zaczęli w ostatnim czasie zyskiwać na znaczeniu i stanowić poważną opiniotwórczą siłę w Internecie jest już truizmem. Wie to prawdopodobnie każdy kto choć raz szukał na najpopularniejszym serwisie z krótkimi filmikami jakiegoś growego materiału. Wystarczy bowiem wpisać w wyszukiwarkę nazwę danego tytułu, aby zostać obrzuconym multum materiałów zawierających recenzje i inne gamaplay’e.
Aby jeszcze bardziej upewnić się co do doniosłości roli jaką w polskim Internecie pełnią growi vlogerzy wystarczy przyjrzeć się liście najpopularniejszych kanałów. Zarówno pod względem liczby subskrybcji, jak i wyświetleń w czołowej „30” znajduje się ok. połowa kanałów prowadzonych przez zawodowych graczy. A określenie „zawodowy” nie jest w tym przypadku w żadnym stopniu użyte na siłę, gdyż dla najpopularniejszych person, takich jak Rock lub Rojo, „granie na YouTube” jest głównym źródłem dochodu.
Ostatnie wydarzenia związane z ogrywaniem przed kamerami nowej wersji „Battlefielda”, kiedy to EA Polska postanowiło bardziej skupić się na vlogerach, niż na dziennikarzach prasowych bądź internetowych pokazały bardzo wyraźnie, że trend ten starają się wykorzystać także firmy. Dzięki YouTube i osobom skupiającym wokół siebie ogromne społeczności, mogą liczyć na dotarcie do nieporównywalnie większej grupy odbiorców niż w przypadku tradycyjnych mediów.
https://www.youtube.com/watch?v=QfgoDDh4kE0&feature=c4-overview&list=UUy1Ms_5qBTawC-k7PVjHXKQ
Tym bardziej dziwi więc sytuacja, która ostatnio stała się udziałem jednego z najpopularniejszych na świecie vlogerów TotalBiscuita, a także producentów gier ze studia Wild Games. Zaczęło się od tego, że studio szukało dla swojej produkcji pt. Day One Garry’s Incident źródła finansowania. Nie powiodło im się z Kickstarterem, gdzie uzbierali stosunkowo niewielką część wymaganych funduszy, a więc zgłosili się do Valve.
W tamtejszej usłudze Greenlight, Ci niezależni developerzy znaleźli wreszcie odpowiednie dla siebie miejsce, a Day One trafił na Steama. Twórcy cały czas potrzebowali jednak spopularyzowania gierki i wybrali do tego YouTube’a, gdzie zgłosili się do TotalBiscuita właśnie i dali mu kod do zapoznania się z produkcją.
Vloger zrobił z kodem co należało, wypróbował Day One i nie omieszkał pochwalić się wrażeniami ze swoimi fanami. W nagranym materiale dosłownie zmieszał grę z błotem. Jeśli jednak chcielibyście teraz zapoznać się z tym wideo to jest to niemożliwe, gdyż zostało one przez Wild Games zgłoszone do moderacji ze względu na nielegalne treści i usunięte przez adminów.
Jakie nielegalne treści? – zapewne zapytacie. Ano developerom chodzi o to, że vloger po udostępnieniu mu gry nie miał prawa zarabiać na filmach z niej pochodzących. Jednak w mojej opinii właśnie to jest poniekąd definicją YouTube’a – Ci, którzy wrzucają tam gameplay’e dostają od Google pieniądze jedynie za swój podłożony pod rozgrywkę głos.
Wild Games zachciało się więc cenzurować nieprzychylne opinie, a jak wiadomo, każdy kto nastaje na „świętą wolność” Internetu jest z automatu hejtowany na wszelkiej maści forach internetowych, a także samym YT, gdzie TotalBiscuit wrzucił też oddzielny filmik, tłumaczący „jak było naprawdę”.
Battfield powróci na smartfony
Wyobraźcie sobie taką sytuację. Jesteście wielkimi fanami Battlefielda. Gracie na konsoli lub pececie w każdą kolejną część, tego jednego z najpopularniejszych shooterów obecnej generacji. Jesteście od niego do tego stopnia uzależnieni, że nie możecie spędzić bez wirtualnego pola bitwy kilku godzin. A tu musicie wybrać się w długą podróż, nie dość, że jeszcze bez dostępu do Internetu, to i bez gniazdka elektrycznego. Jak żyć?
Ok, zdaję sobie sprawę, że ludzi w taki sposób uzależnionych od Battlefielda jest bardzo mało (jeśli w ogóle są?), jednak na pewno im więcej platform, na których ukazuje się dana gra tym większe zyski dla producentów. Ta logika na pewno nie jest obca jednym z potentatów growej branży, firmie EA, która ogłosiła, że czwarta część ich sztandarowej serii zagości także na smartfonach i tabletach.
Na blogu Bits ukazała rozmowa, gdzie szef mobilnego oddziału EA Frank Gibeau potwierdził, że jego pracownicy pracują nad rozszerzeniem marki na kolejne platformy, tak aby tytuł mógł zainteresować nowych graczy.
Trzeba jednak przyznać, że w ostatnim czasie Battlefield nie miał zbyt pozytywnych doświadczeń związanych z platformami mobilnymi – przypomnieć wystarczy liczącego sobie już dwa lata Aftershocka. Wydany on został na system Apple’a i mimo że kosztował $0, to był tak koszmarnie wykonanym fpsem, że wręcz niegrywalnym. Miejmy nadzieję, że tym razem Elektronikom pójdzie lepiej.
APB postara się stawić czoła GTA Online
Do tej pory GTA rządziło przeważnie w trybie dla pojedynczego gracza. Ze swoją wciągającą fabułą, wyrazistymi bohaterami i świetnymi misjami stanowiło łakom kąsek dla każdego „samotnego wilka”, który dopiero potem wraz z przyjaciółmi komentował na forach internetowych, atrakcje jakie przygotowało studio Rockstar.
Wraz z wydaniem GTA Online ta sytuacja może jednak ulec diametralnej zmianie, gdyż wszystko wskazuje na to, że radzi sobie ono pierwszorzędnie. Wskazują na to choćby słowa ludzi stojących za APB, określanym niegdyś mianem „GTA MMO”.
Na swoim blogu napisali oni, że premiera GTA Online, mimo że będąca dla APB „zderzeniem z rozpędzonym pociągiem” nie doprowadziła do dużego spadku grających osób. Można jednak podejrzewać, że sytuacja nie potrwa zbyt długo, porównując zwłaszcza możliwości, jaki dają graczom obie produkcje.
Dlatego też developerzy opiekujący się APB Reloaded (końcówka została dodana po zmianie właścicieli, a także systemu biznesowego) obiecują, że w przyszłości wyciągną z rękawa jeszcze wiele kart. Na pierwszy rzut oka największa zmianą, jaką obecnie są w stanie zaoferować, jest przeniesienie produkcji na nowy silnik graficzny. Ten obecnie używany pamięta jeszcze rok 2008 kiedy to był wprowadzany wraz z Unreal Tournament 3. Planowana przesiadka ma dotyczyć nowszej edycji, czyli tej użytej m.in. w Gears of War 3 z 2011.
Zmianę na plus widać gołym okiem. Pozostaje tylko pytanie czy lepsza grafika będzie w stanie zatrzymać przy APB Reloaded graczy, którzy w GTA Online i tak doświadczają cały czas najwyższego pułapu, na jaki wznieść się może obecna generacja konsol. Trzeba jednak pamiętać, że zmiana silnika, to nie tylko ulepszenie grafiki, ale też nowe możliwości w kreowaniu rozgrywki. Niestety, o tym akurat developerzy na razie milczą…
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu