Felietony

Wbrew temu, co mówi ci świat, nie musisz się teraz rozwijać. Próbuj po prostu nie cierpieć

Weronika Makuch
Wbrew temu, co mówi ci świat, nie musisz się teraz rozwijać. Próbuj po prostu nie cierpieć
Reklama

Wiele osób krzyczy w sieci, żeby wykorzystać czas izolacji „produktywnie”. Jeśli spędzasz całe dnie na scrollowaniu Instagrama, drzemkach i odkrywaniu najciemniejszych zakamarków Netfliksa… jesteś przegrywem?

Pandemia daje w kość, w taki czy inny sposób, każdemu. I każdy radzi sobie z nią tak jak może. Jedni sprzątają dom na błysk, niczym w tych wszystkich memach o odkurzaniu pustyni, gdy jest się studentem przed sesją. Drudzy nadrabiają wszystkie książki, na które nigdy nie mieli czasu i rzeźbią brzuch według entuzjastycznych wskazówek pani trenerki z YouTuba. Trzeci znoszą ten czas na tyle okropnie, że ledwo dają radę zrobić sobie herbatę, bo niepokój związany z zagrożeniem epidemicznym, utrata pracy i tęsknota za bliskimi skutecznie ich nokautują. Problem w tym, że tym ostatnim odbiera się prawo do mało entuzjastycznych uczuć.

Reklama

Marnowanie czasu podczas pandemii to zbrodnia

Splinternet: czy globalna wioska stoi na skraju zapaści?

Nie brak w tym szalonym okresie entuzjastów świadomego rozwoju osobistego, którzy wstawiają na swoje profile treści z hasztagami takimi, jak #niebimbam, #mampasje, itp. To bardzo pozytywna sprawa, że część osób potrafi korzystać z kwarantanny produktywnie, a Internet pozwala im inspirować do tego innych. To wszystko brzmi w teorii bardzo dobrze. Jest tylko jeden problem. W tej grupie nie brak jednostek, które swoją psychiczną zaradność w dobie koronawirusa traktują jako pole do wywyższania się nad „słabszymi”, którzy „marnują czas” (nie wiem, czy to świadome, pewnie nie do końca). Nie ma nic złego w pochwaleniu się publicznie, że przeczytało się zaległe książki, zrobiło się kurs zawodowy online albo schudło się 3 kg. Szkodliwe jest natomiast sugerowanie, że tak trzeba, jeśli chce się mieć jakąkolwiek wartość. Czytam posty w stylu: „Podczas gdy inni siedzą na dupie i bezsensownie się pogrążają, ja zrobiłem/am już to i tamto. Pandemia to nie wymówka” i myślę sobie: po co to robisz? Myślisz, że nie masz w gronie swoich bliższych lub dalszych znajomych kogoś, komu wbijasz teraz szpilę?

Depresja i brak środków do życia – to nie wymówki!

Załóżmy, że jesteś studentem. Zajęcia online i brak możliwości spotkania przyjaciół to jeszcze nie taki problem. Gorzej, że pracowałeś na umowę zlecenia w kinie albo odzieżówce, która stoi zamknięta na cztery spusty w pustym centrum handlowym. Czynsz za mieszkanie sam się nie opłaci, a twoje dochody z dnia na dzień zostały zamrożone. Skąd masz mieć oszczędności, skoro masz 22 lata i oprócz tyrania w weekendy na śmieciowej umowie i tak musisz prosić rodziców o wsparcie w opłacaniu swojego klaustrofobicznego pokoiku z meblami pamiętającymi PRL? Dorabiając w obsłudze klienta, mogłeś chociaż raz w tygodniu chodzić na terapię, rozpracowując stany depresyjne albo ataki paniki. Teraz musiałeś ją przerwać, bo dorabianie sobie korepetycjami online pozwala ci tylko na ekonomiczne zakupy w Lidlu albo innej Biedronce. Nie wiesz, czy dasz radę się teraz sam utrzymać. Boisz się, że będziesz musiał wrócić do domu rodzinnego, który przywodzi ci na myśl i serce tylko traumy i samotność. Twoja matka pracuje w służbie zdrowia i choć wasze relacje są, delikatnie mówiąc, nie najlepsze, to każdego dnia boisz się o jej zdrowie. Wszystko się sypie. Bierzesz leki przepisane przez psychiatrę. Mają ci pomóc przetrwać, ale na razie tylko cię otępiają i nie sprawiają, że czujesz się lepiej. Śpisz więc do dwunastej, budzisz się z bólem każdego mięśnia, bierzesz telefon, wchodzisz na Facebooka i widzisz, jak twój rówieśnik kipi w swoich postach od optymizmu i pisze: „przestań marnować czas”. Masz więc absurdalne wyrzuty sumienia. Wydaje ci się, że popełniasz zbrodnię, próbując po prostu przetrwać.


Albo jesteś kobietą. Miałaś swoją pracę w korporacji, która pozwalała ci poza domem tuszować marność twojego małżeństwa i spełniać część ambicji wykraczających poza życie rodzinne. Teraz pracujesz zdalnie. Dzieci są w domu. Mąż też, bo jego praca nie dała się przenieść do mieszkania. Musisz się skupić na liczbach i wykresach, ale nie możesz, bo syn albo córka nie radzi sobie z treścią podręcznika, twój wybranek jest zajęty skakaniem po kanałach telewizyjnych, więc zamiast pracować, tłumaczysz swojej latorośli jakieś równania. Kiedy udaje ci się wrócić do służbowego laptopa, pada pytanie: „co na obiad?”, pełne zniecierpliwienia. Mąż nie jest zadowolony z tego, że zamiast ciężko pracować na utrzymanie rodziny rozwiesza pranie. Rośnie liczba butelek po piwie ustawionych obok kosza pod zlewem. Na początku oboje to jakoś tłumaczycie, że browarek na odstresowanie to nic złego, ale potem jest tych browarków kilka w ciągu dnia. Alkohol rozwiązuje gardło. Mąż ci zarzuca, że nie ogarniasz domu, że dzieci są przez ciebie rozwydrzone, że obchodzi cię tylko praca. Coraz głośniej, częściej i ostrzej się kłócicie. Zaczynają się wulgarne wyzwiska i poniżanie. Pewnego wieczoru próbujesz się bronić, więc dostajesz pierwszy i nie ostatni raz w twarz. Narasta strach, wstyd, poczucie samotności i przytłaczająca myśl, że znalazłaś się w pułapce. Tymczasem na Facebooku twoja koleżanka z pracy pisze, że kwarantanna to nie wymówka, żeby zrobić zawodowy kurs online i że tylko lenie nie wykorzystują tego czasu produktywnie.

Słowa, ach, słowa!

Dla wielu z nas pandemia nie jest idealnym momentem na wznoszenie się na wyżyny rozwoju. Życie wrzuciło nas w nienaturalne warunki, w których musimy sobie radzić z różnymi demonami. Głosy optymizmu są w tym czasie bardzo cenne. Dobrze, że ludzie pokazują, że można znaleźć w tej sytuacji plusy. Nie powinni jednak zapominać, że mają w swoim internetowym otoczeniu osoby, które stać teraz tylko na przetrwanie i nie czyni ich to w żaden sposób gorszymi. Siedząc w domu, dbamy o swoje zdrowie fizyczne, ale zdrowie psychiczne jest nie mniej ważne. Każdy powinien mieć prawo do zatroszczenia się o nie na swój sposób, bez kultywowania pracoholizmu, bez poczucia, że jeśli choć przez parę dni nie robisz nic, to coś jest z tobą nie tak. Dlatego czasem wystarczyłoby po prostu zastanowić się, czy nie wystarczy inspirować znajomych do działania bez pseudomotywacji w stylu: „jeśli w czasie pandemii nie nabędziesz nowej wiedzy i umiejętności, to nie jest tak, że nie masz czasu, tylko nie masz dyscypliny”. Słowa się liczą. Słowa zapadają w pamięć. Warto je czasem przemyśleć dwa razy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama