Wczoraj pod wieczór swoją premierę miała nowa produkcja TVP. Wyemitowane zostały dwa odcinki Korony Królów, ale chyba tylko pierwsze kilka minut było potrzebne, by wypełnić sieć przeróżnymi materiałami i opiniami na temat tej telenoweli historycznej. Bo wszyscy wiecie, że to telenowela, prawda?
Tak się akurat złożyło, że wczoraj o 18:30 w telewizji znalazło się znacznie ciekawsze widowisko od premiery Korony Królów. Everton podejmował Manchester United, więc nie mogłem przegapić meczu Czerwonych Diabłów. Spotkanie zakończyło się szczęśliwym zwycięstwem ekipy z Teatru Marzeń, a o tym, jak przyjęta została produkcja TVP dowiedziałem się z mediów społecznościowych. Twitterze i w grupach na Facebooku poświęconych filmom i serialom rozgorzały dyskusje. Nie brakowało negatywnych opinii i prawdę mówiąc takie zdecydowanie przeważały. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że faktycznie niewiele straciłem i zdecydowanie wolałem dziś przyjrzeć się innej produkcji. Grzegorz miał inne zdanie - nie wiem czym mu zawiniłem, ale wyraźnie zależało mu, bym Koronę Królów zobaczył.
Korona Królów to nie Gra o tron
Zapowiedzi twórców były jasne - to będzie telenowela kostiumowa/historyczna, więc nikt nie miał prawa spodziewać się produkcji nawet o poziom niższej od Gry o tron. Ich budżety są nieporównywalne, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Porzućmy więc takie zestawienie już na samym wstępie.
Korona Królów opowiada o czasach panowania Kazimierza Wielkiego (Mateusz Król), który obejmie tron po swoim ojcu - akcja rozpoczyna się w 1333 roku, u schyłku rządów Władysława Łokietka (Wiesław Wójcik). Matkę Kazimierza Wielkiego, Królową Jadwigę, gra Halina Łabonarska.
Nadrobiłem zaległości i jestem na świeżo po dwóch odcinkach Korony Królów. Czy obejrzę kolejne? Nie potrafię znaleźć argumentów, które miałyby mnie do tego przekonać. Jeśli chciałbym powtórzyć sobie historię Polski, to z większą ochotą sięgnąłbym po odpowiednie książki i programy dokumentalne. Jak na telenowelę tego rodzaju przystało, nie zabrakło w niej wątków i postaci fikcyjnych.
Choć na ekranie mamy oglądać odtworzenie wydarzeń historycznych, to twórcy popełniają błędy, których przeoczyć się nie da, a które sprawiają, że sens całego przedsięwzięcia staje - w mojej ocenie - pod dużym znakiem zapytania. Dość nowocześnie brzmiące dialogi oraz potknięcia, takie jak to wytknięte w cytowanym poniżej tweecie, stawiają Koronę Królów w bardzo słabym świetle. Nie zapominajmy o zupełnie nowych strojach, które nie noszą żadnych śladów używania - jak na XIV wiek wszystko wygląda czysto i schludnie. Muzyka? Zupełnie bez wyrazu, a i tutaj wskazano solidną wpadkę (włoski taniec ludowy "Saltarello" z 1390 roku).
Pierwsze dwa odcinki miały zobaczyć ponad 4 miliony widzów. To naprawdę niezły wynik, ale czy taki poziom utrzyma się przy kolejnych epizodach? Nie liczyłbym na to. Otwarcia niemal zawsze przykuwają największe zainteresowanie, a biorąc pod uwagę fakt, że Korona Królów jest emitowana 4 razy w tygodniu, to widownia może znacząco spaść w kolejne dn. Trzeba jednak przyznać, że 1 stycznia był dobrym wyborem na rozpoczęcie emisji.
Dziś kolejny, 3 odcinek Korony Królów, który na pewno przyniesie kolejne skrajne reakcje. Z jednej strony cieszę się, że próbujemy stworzyć coś, co zastąpi w naszej telewizji zagraniczne produkcje tego typu, ale mam spory niedosyt, bo zamiast inwestować w sylwestrowy występ tego pana od Despacito, TVP mogłoby wesprzeć Koronę Królów i znacznie lepiej pokazać polską historię.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu