Ozzfest 2022 przejdzie do historii. Szkoda, że jako największa patologia, jaka spotkała branżę muzyczną od dawna.
Jeżeli ktoś mnie zna, to wie, jak ważna w moim życiu jest muzyka. Lubię się nią otaczać i nigdy nie wyszedłem z nastoletniej fazy kolekcjonowania płyt, plakatów i rzeczy związanych z ulubionymi kapelami. Nigdy nie wyrosłem też z chęci chodzenia na koncerty, a możliwość zobaczenia na żywo ulubionych muzyków to zawsze duże przeżycie. Jednocześnie jednak cały czas staram się nie wpaść w manierę "elitarystyczną" - widzę, że świat się zmienia, a wraz z nim podejście do muzyki, szczególnie muzyki na żywo. A przecież dziś dla wielu osób jednym z najlepszych koncertów na jakich byli to te, które odbyły się wewnątrz gry Fortnite. I... nie mam z tym problemu, każdy niech cieszy się tym, co sprawia mu przyjemność.
Jednak "koncert" w Metaverse to nawet dla mnie było przegięcie
W świecie muzyki heavy jest kilka marek, którym uznania nikt nie odmówi. Ozzy Osbourne, Motörhead, Megadeth, Skid Row - nazwy tych bandów zna prawie każdy, nawet jeżeli nie słucha ich muzyki na co dzień. Koncerty tych kapel nigdy nie schodziły poniżej pewnego poziomu, a nad ich jakością czuwały całe zastępy ludzi. Większość z kapel tego pokroju ma za sobą bycie headlinerem na festiwalach przyciągających dziesiątki, jeżeli nie setki tysięcy osób na raz, a bycie w takim miejscu to niezapomniane przeżycie. Jednak czasy się zmieniają i najnowszym trendem są społeczne interakcje przeprowadzane w wirtualnej rzeczywistości. Czy to Metaverse, czy nie, to już nie ma takiego znaczenia. Ważniejsze jest jednak to, że jest to lansowane jako możliwość zastąpienia, albo nawet polepszenia realnych doświadczeń.
I, patrząc po tym, co stało się niedawno na wirtualnym "Ozzfeście" jestem bardziej niż pewien, że z tym, co oferuje Metaverse, nie chce mieć absolutnie nic wspólnego. Zaczęło się grubo, bo od stwierdzenia, że jedną z kapel na "koncercie" będzie Motörhead, którego wokalista nie żyje już od 7 lat. Fakt ten wywołał istną lawinę komentarzy od fanów, którzy jasno wyrazili swoje zdanie, że jest to po prostu brak szacunku dla ludzi z zespołu i stanowi zaprzeczenie wszystkiego, co reprezentował sobą Lemmy Kilmister. Nie zmieniło to jednak faktu, że "gig" się odbył i pokazał, jaką katastrofą są obecnie eventy VR. W sieci pojawiło się bowiem szereg nagrań pokazujących, co działo się na wirtualnym Ozzfeście.
Tak, dobrze widzicie. W przypadku dwóch koncertów na "scenie" znajdowały się animowane postaci dwóch osób, przy czym słowo "animowane" jest tu użyte z dużą dozą tolerancji, ponieważ postacie z gier Guitar Hero charakteryzowały się lepszymi modelami i animacjami. W przypadku reszty nikt nie pokusił się nawet o to, i ludziom puszczane były... teledyski z YouTube'a. Nawet w przypadku "występu" Ozzy'ego i Lemmy'ego nikt nie pokusił się nawet o puszczenie wersji live nagrań- po prostu poleciały pliki mp3 z płyt.
I szczerze? Nie mam żadnego argumentu, żeby chociaż spróbować obronić taki badziew. Jeżeli to ma być przyszłość cyfrowej rozrywki, to ja za taką przyszłość zdecydowanie podziękuję.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu