To naprawdę zaskakujące, pomimo tego ile mówi się, że porzucenie DRM powoduje zmniejszenie piractwa, oraz o tym ile jest różnych sposobów na zachęceni...
Kolejne utrudnienie dla graczy - multiplayer z datą ważności. Electronic Arts testuje cierpliwość klientów
To naprawdę zaskakujące, pomimo tego ile mówi się, że porzucenie DRM powoduje zmniejszenie piractwa, oraz o tym ile jest różnych sposobów na zachęcenie klienta do zakupu oryginalnej wersji, poprzez wzmacnianie poczucia, że kupując oryginał, dostajemy coś wyjątkowego, materiały dodatkowe, pomoc techniczną etc. niektórzy wydawcy ciągle uparcie idą pod prąd rzucając ciągle nowe kłody pod nogi graczy - swoich klientów. Dwa dni temu wyszło na jaw, że niektóre z gier wydanych przez EA posiadają Online Pass, czyli kod uprawniający do trybu multiplayer z ograniczoną datą ważności. Tak mówimy o nowych grach kupionych w sklepie, nie o rynku wtórnym!
Już prawie pół roku temu pisałem o jednorazowych kodach, dających dostęp do trybu multiplayer. Krytykowałem wówczas Sony, które wprowadzało takie rozwiązanie w krótkim czasie po wielokrotnych udanych atakach cyberprzestępców, którzy wykradli dane z milinów kont PSN i nie tylko. Sony przepraszało za całe zajście, obiecując poprawę i zadośćuczynienie, ale jednocześnie wprowadziło kody zdecydowanie ograniczające wolność graczy.
Tego rodzaju kody mają za zadanie walczyć z rynkiem wtórnym. Jeśli ktoś kupił grę, pograł, a następnie znudził się i postanowił ją sprzedać, nowy nabywca nie będzie miał dostępu do trybu multiplayer, który często bywa kwintesencją danej pozycji. Po prostu jednorazowe hasło dostępu do multi zostało już wykorzystane i przypisane do konkretnego konta. W takim wypadku pozostaje albo zakup nowej gry, prosto ze sklepu, albo dokupienie samego klucza, jednak dodatkowy wydatek stawia pod znakiem zapytania sensowność sprzedaży i kupowania używanych gier.
Więcej o walce z rynkiem wtórnym pisał Jakub Tepper.
Teraz pojawia się zupełnie nowe utrudnienie, którego sens jest w zasadzie trochę zagadkowy. Okazuje się, że niektóre nowe gry wydane przez Electronic Arts, mają kod dostępu do multiplayer o nazwie Online Pass ograniczony datą ważności. Oznacza to, że jeżeli zakupimy nową, zafoliowaną grę prosto ze sklepu, po dłuższym czasie od premiery, nie uda nam się skorzystać z tak ważnego elementu produkcji, za który zapłaciliśmy, jakim jest tryb gry wieloosobowej.
Co prawda ograniczenie nie dotyczy wszystkich gier, to jednak specjalnie mnie nie pociesza, bo oczywiście nie ma łatwego sposobu, żeby sprawdzić które gry takowe zabezpieczanie posiadają i kiedy kończy się termin ważności. Z resztą cała sprawa wyszła przez przypadek. Nie było żadnej akcji informującej potencjalnych klientów. Jak podaje serwis Joystiq, ktoś napisał na forum Neogaf, że nabył nową grę Need for Speed Hot Pursuit na konsolę PS3 i nie może skorzystać z trybu multi. W wątku odezwało się kilka osób z podobnym problemem. Serwis Joystiq skontaktował się z EA w celu wyjaśnienia całej sprawy i tak pojawiła się ta informacja.
Dla przykładu, Online Pass gry Dragon Age 2 wygasa 31 marca 2012 roku.
Teraz zaczynam się zastanawiać co taki ruch, niewątpliwie wpływający na niezadowolenie klientów miał na celu. Nie chodzi o koszta utrzymania serwerów przez długi czas. Osoby, które wykorzystały Online Pass przed upływem daty ważności, będą mogły cieszyć się grą wieloosobową nawet po upływie tej daty. Co więcej, jeśli serwery zostaną zamknięte, żaden kod nie pomoże, nikt w multi nie zagra.
Jedyne co w tej chwili przychodzi mi do głowy, to "zachęcenie" do kupowania gry niedługo po premierze, kiedy jej cena jest jeszcze odpowiednio wysoka. Tak jakby walka z rynkiem wtórnym nie była wystarczająca i można wycisnąć z graczy coś jeszcze.
Wygląda na to, że można za darmo zdobyć nowy Online Pass, który uaktywni multiplayer, ale po pierwsze, wygląda na to, że nie ma jasnej informacji na ten temat i mało kto o tym wie, po drugie, kontaktowanie się ze wsparciem technicznym i czekanie na otrzymanie nowego kodu, to ostatnia rzecz jakiej oczekuję, po zakupie nowej, oryginalnej gry. No bo za co ja w końcu płacę? Za przyjemność napisania kilku maili, czy wykonanie telefonu, czy za grę?
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że EA niewiele zyska, za to wiele może stracić takim dziwnym posunięciem. Ciekawe ile nam jeszcze przyjdzie czekać na globalną zmianę w podejściu do klienta kupującego różnego rodzaju oprogramowanie, biorąc pod uwagę, że pirackie kopie zwykle dostępne są na wyciągnięcie ręki, nie wychodząc z domu.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu