Felietony

Kolejna smutna historia z Kickstartera. Pieniądze przeznaczone na grę poszły na alkohol i striptizerki

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

6

Podejrzewam, że gdyby nie ta sytuacja, niewiele osób usłyszałoby o Ant Simulator. Produkcja, na którą zebrano pieniądze dzięki zbiórce społecznościowej zapowiadała się całkiem fajnie - symulator mrówki z wykorzystaniem wirtualnej rzeczywistości. Jednak w nią nie zagramy, dzięki zebranym funduszom pobawił się ktoś inny. Jeden z producentów postanowił przeznaczyć pieniądze na alkohol i striptizerki. No bo kto bogatemu zabroni?

Sprawa wyszła na jaw gdy jeden z producentów oskarżył swojego wspólnika o wyprowadzenie, a następnie przetrwonienie pieniędzy zebranych na grę. Jednocześnie projekt został anulowany i zniknął ze strony producenta. Jeden z osób odpowiedzialnych za produkcję przepuściła nie tylko pieniądze z Kickstartera, ale również pozostałe fundusze, które miały pomóc w sfinansowaniu projektu. O swoim odkryciu Tereshinski poinformował w serwisie YouTube.

Jakby tego było mało, byli współpracownicy głównego producenta poinformowali go, że jeśli zdecyduje się na wypuszczenie na rynek Ant Simulator, sprawa skończy się w sądzie. Nie dość więc, że pomysłodawca stracił pieniądze, nawet gdyby stanął na głowie, sprzedał dom i zainwestował w grę własne oszczędności, nie ma prawnej możliwości wypuszczenia jej na rynek. Muszę przyznać, że to jedna z najciekawszych, a zarazem najsmutniejszych historii zbiórek społecznościowych, o jakich słyszałem.

Czy poza skasowaniem projektu Tereshinski ma w ogóle jakieś szanse na odzyskanie pieniędzy? Sam w to wątpi, wspólnicy zatarli bowiem wszystkie ślady swoich machlojek, a podpisane wcześniej dokumenty nie pozwolą mu na wydanie gry samodzielnie.

Problem w tym, że oni zatarli swoje ślady. Mówili, że wszystkie drinki były związane ze spotkaniami biznesowymi, że mają na to papiery (choć wiem, że to ściema). Przeanalizowali ze mną umowę linijka po linijce, dwukrotnie. Nie zdawałem sobie po prostu sprawy z tego, że tak mnie wystawili (np. w umowie określili samych siebie jako konsultantów, więc nie byli w żaden sposób zobligowani do pracy, mieli jednak prawo wydawać pieniądze) - nie wiedziałem nic o ich planach, a potem było już za późno.

Kiedy jednak w opowieści są dwie strony, każda ma swoją „prawdę”. Podobnie jest i w tym przypadku. W opinii Monce i Staleya (druga strona konfliktu), opowieści Tereshinskiego to jedna wielka ściema i to właśnie on planował wziąć wszystkie pieniądze, a następnie zwiać. Pieniądze faktycznie wydali, ale były to przemyślane biznesowe wydatki, zwyczajne dla firm tworzących gry. Panowie włożyli w firmę własne pieniądze, dokładnie 5 tysięcy dolarów, co jest większą sumą niż inwestycje Tereshinskiego. Główny twórca Ant Simulator zamknął wszystkie rachunki firmy, konta w mediach społecznościowych oraz stronę internetową. Były to rzekomo działania mające na celu całkowite odcięcie się od wspólników, dokładnie wtedy, gdy gra stawała się coraz popularniejsza.

Jest i historia wydanych pieniędzy. Monce twierdzi, że zostały wydane na zewnętrznych współpracowników, których miało być około dziesięciu.

Wydaje mi się, że on po prostu chciał stworzyć niesamowitą historię, zgarnąć wszystkie nagłówki i sprawić, byśmy to my wyglądali okropnie. Póki co świetnie mu się to udało.

-dodaje Monce.

Po zapoznaniu się z tą historią przecieram oczy ze zdziwienia, mam bowiem wrażenie, że to opowieść o grupie nieodpowiedzialnych dzieciaków, które nie mogąc się dogadać, wymyślają wyssane z palca historie lub koloryzują rzeczywistość. Jedna strona zarzuca drugiej wyprowadzenie z firmy pieniędzy i wydanie jej na przyjemności, druga próbę przejęcia coraz popularniejszego projektu i zostawienia wspólników na lodzie. W grę nie wchodziły jakieś kosmiczne pieniądze, Kickstarter pozwolił bowiem zebrać firmie 4,5 tysiąca dolarów - historia natomiast pozwala sądzić, że przepuszczono na przyjemności grube setki tysięcy.

Dlaczego więc o tym piszę, podobnie jak prawie wszystkie growe media? Ku przestrodze przed zbiórkami społecznościowymi - róbcie to z głową, szkoda bowiem wtopić pieniądze oddając je grupie nieodpowiedzialnych ludzi, którzy nie tylko nie potrafią stworzyć ciekawie zapowiadającej się gry, ale wchodzą w jakieś dziwne relacje albo przepuszczają budżet na produkcję. To kolejny przykład na to, że ci wszyscy znienawidzeni wydawcy do czegoś się jednak przydają. By na przykład trzymać w ryzach twórców, by ci skupili się na produkcji, a nie samodzielnym wydawaniu pieniędzy. Bo jak widać, nie każdy jest w tym dobry.

źródło: 1, 2

grafika: 1

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

KickStarter