Technologie

Kiedyś cmentarzysko statków, dziś europejskie megalotnisko. A teraz dusi się od samolotów.

Piotr Koźmin
Kiedyś cmentarzysko statków, dziś europejskie megalotnisko. A teraz dusi się od samolotów.
Reklama

Dzieje Holandii naznaczone są walką o każdą piędź lądu wyrwaną wodzie. Nie inaczej było z największym tamtejszym lotniskiem Schiphol, położonym ponad dwa metry poniżej poziomu morza. Leżące na południowy zachód od Amsterdamu dawne jezioro Haarlemmermeer zostało osuszone i służyło za cmentarzysko przeznaczonych do kasacji statków. Podobno - ponieważ nie jest to jedyna historia związana z powstaniem Schipholu. Portu lotniczego o światowym znaczeniu, który w ubiegłym roku obsłużył ponad 68 milionów pasażerów. Pod tym względem to trzecie największe lotnisko w Europie, zlokalizowane na terytorium państwa o powierzchni prawie ośmiokrotnie mniejszej od Polski.

Schiphol to megalotnisko w minikraju. I codziennie gości tu cały Rzeszów - oczywiście w przenośni, bowiem liczba mieszkańców tego polskiego miasta, sięgająca 190 tysięcy, odpowiada w przybliżeniu liczbie pasażerów obsługiwanych codziennie na Schipholu. Podkreślmy - codziennie. Do tego jeszcze fracht o ciężarze przekraczającym 1,7 mln ton w skali roku. A to wszystko na pokładach maszyn, które w minionym roku lądowały lub startowały z amsterdamskiego lotniska blisko pół miliona razy. Aż dzielny Schiphol prawie się zatkał.

Reklama

Nazwa nie bez znaczenia

Pełna nazwa “Port Lotniczy Amsterdam-Schiphol” jest używana co najwyżej oficjalnie, częściej mówimy o tym porcie lotniczym “Amsterdam”, a jeszcze rzadziej używamy rdzennej nazwy własnej “Schiphol”. Z ostrożności pewnie. Bo jak to wymówić? Większość spróbuje zapewne z niemiecka lub angielska “Szipol”, a to po niderlandzku nie tak. Właśnie, nie po holendersku, a po niderlandzku, bowiem tak poprawnie nazywa się rodzimy język. “Schip” (wym. s-h-i-p) oznacza statek, z kolei “hol” (wym. h-o-l) to grota, dziura, wgłębienie.

I tutaj dochodzimy do jednego z wariantów tłumaczących nazwę tego miejsca, która pojawiła się po raz pierwszy w 1447 roku. Z jednej strony mogło to być miejsce, gdzie kierowano statki wycofane ze służby. Chociaż przy okazji osuszania tego terenu nie odnaleziono ponoć ani jednego wraku. Inni sądzą, że pierwotne brzmienie nazwy to “ship hall”, przekształcone dopiero później w “hol”, a oznaczające miejsce, gdzie statki mogły zawinąć w razie niebezpieczeństwa. Konkurencyjny pogląd głosi, że chodzi tutaj o “graf” (grób), jako że był to wyjątkowo niebezpieczny zakątek, gdzie statki masowo szły na dno. Z tą teorią koresponduje niderlandzkie słowo “hel” (piekło), które z czasem miało zmutować do znanej dziś postaci “hol”.

Intrygująca nazwa to nie jedyna ciekawostka tego portu lotniczego. Swoje nazwy własne, nie tylko zwyczajowe numery związane z kierunkiem, mają tu bowiem także drogi startowe. Nietypowe i sympatyczne podejście do z pozoru bezdusznej infrastruktury lotniska. O tym jednak za chwilę.

Trzeci w Europie. I nadal rośnie

Amsterdamskie lotnisko zamyka europejskie podium pod względem liczby obsługiwanych pasażerów (ponad 68 mln w 2017 r.). Zaledwie milion pasażerów więcej skorzystało z paryskiego portu Charlesa de Gaulle’a. Prym wiodą Brytyjczycy, o niecałe dziesięć milionów lepsi od Holendrów. Kto jeszcze w pierwszej piątce? Za Schipholem plasują się Frankfurt i Stambuł, które obsłużyły odpowiednio 64,5 mln oraz 63,7 mln pasażerów. Liderem wzrostów jest pośród nich właśnie Schiphol, z którego usług skorzystało w ubiegłym roku prawie 8% więcej gości niż w 2016 r. Lider rankingu, będące na granicy przepustowości Heathrow, może pochwalić się jedynie 3-procentowym skokiem. Dla porównania, rodzime Okęcie zajmuje w europejskich szrankach 36. pozycję, legitymując się blisko 16 milionami obsłużonych pasażerów i ponad 23-procentowym wzrostem.

W momencie pisania niniejszego artykułu w powietrzu znajdowało się ponad 220 samolotów, dla których Schiphol był portem wylotowym lub lotniskiem docelowym (źródło: Flightradar24.com). Łącznie Amsterdam oferuje swoim pasażerom loty w ponad trzystu kierunkach.

W światowych rankingach przewozów pasażerskich za 2016 rok odnajdziemy Schiphol na dwunastej pozycji, a cztery lokaty dalej w przewozach cargo. Warto podkreślić, że Schiphol to port wybitnie “światowy”, bowiem jest to piąte lotnisko świata, jeżeli chodzi o obsługę ruchu międzynarodowego (tzn. z pominięciem przewozów krajowych).

Historia tego portu lotniczego sięga czasów pierwszej wojny światowej. kiedy to w 1916 roku otwarto tutaj bazę lotnictwa wojskowego. Po zakończeniu działań wojennych lotnisko przekształciło się w obiekt cywilny, który w 1940 dysponował czterema drogami startowymi. Tuż po drugiej wojnie światowej Schiphol stał się głównym portem lotniczym Holandii. Powstał zupełnie nowy terminal, a lotnisko szybko się rozrastało. Na potrzeby jego rozbudowy postanowiono zlikwidować sąsiadującą z portem miejscowość o nazwie Rijk. Już w 1970, w momencie komercyjnych narodzin Boeinga 747, osławionego Jumbo Jeta, inaczej “Queen of the Skies”, przystosowano infrastrukturę lotniskową do obsługi największego wówczas pasażerskiego samolotu świata.

Aż sześć dróg startowych. I tylko jeden terminal

Taki wielki wolumen ruchu pasażerskiego obsługiwany jest w ramach tylko jednego terminala pod wspólnym dachem. Dla porównania, londyńskie Heathrow opiera swoją działalność aż na czterech terminalach. Wnętrze amsterdamskiego terminala podzielono na trzy sekcje, które ponumerowane od 1 do 3 i nazwano “hallami”. Do tych “halli” przylegają tzw. pirsy, odgałęzienia wysunięte na płytę lotniska, wyposażone w bramki z rękawami. A tych ostatnich mamy w Amsterdamie aż ponad 160. Obecna wieża kontroli posiada 101 metrów wysokości, i w momencie jej powstania, w 1991 roku, była najwyższym obiektem tego typu.

Reklama

Schiphol dysponuje aż sześcioma drogami startowymi. Zwyczajowo oznacza się je liczbami z zakresu od 1 do 36, odzwierciedlającymi ich azymut magnetyczny podzielony przez dziesięć, uwzględniając zaokrąglenie. I tak, droga startowa 36 wskazuje azymut 360 stopni, tzn. północ magnetyczną. Gwoli ścisłości należy dodać, że określenia te wymawiamy dla lepszej zrozumiałości w komunikacji radiowej jako oddzielne cyfry (np. Three-Six). Ponieważ droga startowa jest używana w obu kierunkach, podaje się odpowiednio dwa azymuty. I tak, warszawskie Okęcie dysponuje drogami startowymi 29-11 oraz 15-33.

Reklama

Tyle niezbędnej dygresji, a wracając do Schipholu, powiedzmy sobie, że Holendrów poniosła fantazja, ponieważ nadali drogom startowym nazwy, z których każda ma konkretne znaczenie. I to żadne tam mdłe i międzynarodowe, aby przypochlebić się światu, ale jak najbardziej lokalne, swojskie. Najnowszy, powstały w 2003 roku pas uzyskał swoją nazwę w wyniku konkursu. Mowa tutaj o “Polderbaan”, zlokalizowanej na zachód, w oddaleniu od głównego lotniska. Słowo “baan” tłumaczy się po niderlandzku m.in. jako “pas” (ale też ulicę, miejsce - osoby znające niemiecki mogą tu odnaleźć pewną analogię do “Bahn”). Polder to już typowo niderlandzkie określenie ziemi odzyskanej w wyniku osuszenia terenu, otoczone groblami przed zalaniem.

Oddalona od Amsterdamu lokalizacja tej drogi startowej była uwarunkowana chęcią zmniejszenia hałasu generowanego przez ruch lotniczy, zakłócający życie wielkiego miasta. Dystans dzielący Polderbaan od terminal jest znaczny i wynosi ok. 5 km. Oznacza to, że samoloty korzystające z tego pasa muszą poświęcić na kołowanie nawet kwadrans i więcej. Z uwagi na oddalenie konieczne było uruchomienie osobnej wieży kontroli lotów, obsługującej ruch lotniczy związany z Polderbaanem. Historycznie najstarszą drogą startową jest Oostbaan, oddany do użytku w roku zakończenia drugiej wojny światowej. Jego nazwa wywodzi się z faktu, że jest on wysunięty najbardziej na wschód względem innych pasów.

Pozostałe drogi startowe noszą odpowiednio nazwy: Kaagbaan (od pobliskich jezior), Buitenveldertbaan (nazwa związana z dzielnicą Amsterdamu), Aalsmeerbaan oraz Zwanenburgbaan (obie pochodzą od miejscowości). Poniżej przedstawiono układ dróg startowych na Schipholu wraz z rzutem budynku terminala i odchodzących od niego pirsów (źródło: Wikipedia, autor: NielsB):


Dla wielbicieli lotnictwa istny raj

Schiphol to miejsce nie tylko dla podróżnych, ale wręcz wymarzony kierunek dla miłośników lotnictwa. Nie tylko z uwagi na ogrom ruchu lotniczego i różnorodność operujących tutaj płatowców z całego świata. Przede wszystkim bowiem dlatego, że warunki do podziwiania i uwieczniania są tutaj nader sprzyjające. Z jednym małym wyjątkiem, który jednak nie psuje prawie idyllicznego obrazu całości, o czym za chwilę.

Reklama

Generalnie Schiphol jest miejscem nader przyjaznym dla miłośników lotnictwa, także tych specjalizujących się w fotografowaniu statków powietrznych (spotterów). Hobby to jest w Holandii znane i akceptowane, zatem, poza nielicznymi wyjątkami, trudno spotkać się przypadkami wrogości wobec fanów awiacji. Specjalnie dla nich udostępniono dwa miejsca, z których jedno zlokalizowane jest przy wschodnim krańcu drogi startowej Buitenveldertbaan, drugie natomiast - przy południowym końcu Polderbaanu. Pierwsza lokalizacja przylega do restauracji McDonald’s, zatem dotarcie i korzystanie z niej nie nastręcza większych trudności. Najlepiej udać się tutaj we wczesnych godzinach przedpołudniowych i późnych popołudniowych, aby uniknąć fotografowania pod światło.

Warto pamiętać, że w głównej mierze to kierunek wiatru decyduje o tym, czy dana droga startowa jest w użyciu. Jeżeli chcemy obserwować lądowania na Buitenveldertbaan przy McDonald’s, będzie to możliwe przy wietrze zachodnim. Niestety, użycie dróg startowych zmienia się w ciągu dnia wielokrotnie. Nieocenioną pomocą będzie tutaj androidowa aplikacja Baangebruik Schiphol, obrazująca w miarę na bieżąco użycie konkretnych dróg startowych na Schipholu.

Druga lokalizacja, która oferuje zapierające dech w piersiach widoki, znajduje się na południowym krańcu Polderbaanu, w pewnym oddaleniu od głównego lotniska. Duży, bezpłatny parking, sezonowy foodtruck i ławki sprzyjają obserwacji. I to jakiej obserwacji! W pewnym oddaleniu widzimy nadlatującą w naszym kierunku maszynę, śledzimy jej przyziemienie i następnie dobieg naprzeciw nas, dosłownie na wyciągnięcie ręki. W wielu miejscach na Schipholu nie ma płotu oddzielającego teren lotniska od okolicy. Wzdłuż Polderbaanu biegnie jedynie kanał wodny, w którym kąpieli zażywają kaczki, niewiele robiące sobie z lądującego w niewielkiej odległości np. monstrualnego Jumbo Jeta. Warto przejść się wzdłuż tej drogi startowej w kierunku północnym, zbliżając się coraz bardziej do miejsca przyziemienia (touchdown) samolotów. I nie trzeba szukać wzniesień lub platform, aby usunąć z widoku kolczasty płot, bo tego w tym miejscu po prostu nie ma. Najlepiej być tutaj po południu, aby słońce nie świeciło nam w oczy i w obiektyw.

Samolot kołujący do pasa startowego po moście, nad kanałem i przejeżdżającymi dołem samochodami? Bardzo proszę - takie rzeczy uświadczymy jak najbardziej na Schipholu, gdzie maszyny mozolnie i dostojnie przemierzają dystans dzielący je od terminalu do wysuniętej najbardziej na zachód drogi startowej Polderbaan (źródło Youtube / tvgreen):

Łyżka dziegciu? Jest, i owszem. bo niesforna sfora spotterów potrafi niekiedy rozeźlić miejscową ludność, tratując jej podwórka źle zaparkowanymi samochodami i zakłócając życiem swoją zbyt natarczywą obecnością. Niektórzy posuwają się do wystawienia specjalnych tabliczek ostrzegawczych, straszących natrętnych wielbicieli lotnictwa interwencją policji.

Schiphol, we’ve got a problem

Ze Schipholem wiąże się kilka wypadków lotniczych. I tak np., w 2009 r. katastrofie uległ turecki Boeing 737-800, który rozbił się zaledwie kilometr od progu pasa (Polderbaan). Ze 135 osób na pokładzie dziewięć zginęło, a 86 odniosło obrażenia. Dochodzenia wykazało, że przyczyną była awaria radiowysokościomierza, który nagle wskazał wartość ponad 2 m poniżej poziomu morza. W efekcie automatyczna przepustnica zredukowała ciąg silników, co spowodowało utratę prędkości i siły nośnej (przeciągnięcie).

Wyjątkowo złą sławą okrył się lot MH17, realizowany 17 lutego 2014 roku przez Malaysia Airlines z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Malezyjski Boeing został zestrzelony nad terytorium Ukrainy przez prorosyjskich separatystów, dążących do oderwania wschodniej Ukrainy. Udostępniona przez Rosjan rakieta zniszczyła samolot i spowodował śmierć wszystkich osób obecnych na pokładzie. W połowie stycznia tego roku zdecydowano o udostępnieniu rodzinom ofiar zdjęć pasażerów tego lotu wykonanych przez kamery przemysłowe na lotnisku Schiphol. Ostatnich zdjęć, na których mogli ich zobaczyć wśród żywych.

Jak nie udławić się sukcesem

Jak wspomnieliśmy, Schiphol obsłużył w ubiegłym roku blisko pół miliona operacji lotniczych. Wedle zarządzających lotniskiem osiągnęło ono jednak niemal kres swoich możliwości w obecnych warunkach. Ostatni rok to blisko 8-procentowy wzrost ruchu pasażerskiego, jednak na dalszy rozwój w tym tempie nie można liczyć, bo lotnisko po prostu dusi się. Rozwiązanie tego problemu przebiega dwutorowo. Z jednej strony w fazie projektu jest nowy terminal, który będzie miał przepustowość wynoszącą 14 mln pasażerów w skali roku. Jego uruchomienie przewidywane jest za pięć lat. Co ciekawe, inspiracją dla projektu biura KAAN Architecten jest rozwiązanie terminala lotniska Schiphol z 1967 roku, w którym projektanci odnajdują “naturalną prostotę”.

Drugi kierunek zmian, którego celem jest zwiększenie przepustowości Schipholu, to przeniesienie części ruchu na oddalone o ok. 60 km lotnisko w Lelystad. Zanim to jednak nastąpi, potrzebne są inwestycje w rozbudowę infrastruktury, polegające na wydłużeniu dróg startowych (obecnie operują tu głównie małe samoloty lotnictwa ogólnego) i w terminal, który będzie mógł obsługiwać półtora miliona pasażerów. Do portu lotniczego w Lelystad ma zostać przeniesiony ze Schipholu ruch niskokosztowy, w tym Ryanair, easyJet i Transavia.

Schiphol nie stroni od innowacji, aby zoptymalizować ruch pasażerów na lotnisku, już i tak bardzo zatłoczonym i przez to niekiedy słabiej ocenianym. W tym celu udostępnił na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku dwutygodniowy projekt pilotażowy mający ułatwić przejście przez kontrolę bezpieczeństwa. Pasażerowie mogli za pomocą aplikacji mobilnej zarezerwować z nawet czterodniowym wyprzedzeniem termin przejścia przez kontrolę bezpieczeństwa, uzyskując “Personal Security Pass”. Założenia projektu przewidywały obsłużenie 30 pasażerów w ciągu kwadransa. Łącznie do dyspozycji podróżnych było 400 takich “slotów” kontroli bezpieczeństwa każdego dnia.

Schiphol to matecznik linii KLM, najstarszej linii lotniczej na świecie, której początki sięgają 1919 roku. Charakterystyczne malowanie jej statków powietrznych sprawia, iż Schiphol dosłownie mieni się charakterystycznym błękitem, nazywanym KLM Blue. Więcej o Królewskim Towarzystwie Lotniczym, związanym nierozerwalnie ze Schipholem, napiszemy w kolejnym artykule.

Zdjęcia w tekście pochodzą z archiwum autora, o ile nie zaznaczono inaczej.
Zobacz wszystkie wpisy poświęcone lotnictwu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama