Po czym poznać, że jakaś seria gier stała się kultowa? Po tym, że mimo upływu lat wciąż budzi w Tobie emocje, jak za pierwszym razem, a także nie pozw...
Po czym poznać, że jakaś seria gier stała się kultowa? Po tym, że mimo upływu lat wciąż budzi w Tobie emocje, jak za pierwszym razem, a także nie pozwala o sobie zapomnieć. Że skupia wokół siebie społeczność, która nawet mimo zauważalnych wad, jest w stanie sama zakasać rękawy. Zapraszam do przeczytania krótkiego studium przypadku na przykładzie Mass Effecta.
Mass Effect 3 ukazał się już ponad rok temu, ale nadal nie przestaje rozpalać wyobraźni graczy. Starają się oni poprawić to, co ich zdaniem w grze Bioware było najbardziej niedopracowane, czyli zakończenie. Ileż to hejtu wylało się na nie zaraz po premierze... A to, że mało nie uwzględnia wyborów z dwóch poprzednich części, a to, że mało rozbudowane, albo zostawiające zbyt wiele wątków otwartych.
Był to pierwszy w historii branży przypadek, kiedy fani otwarcie zażądali zmienia części produktu, który ich zdaniem nie odpowiadał przedpremierowym oczekiwaniom. Bioware się ugięło i przygotowało Extended Cut, który nie zdołał już załagodzić rozdrapanych ran…
Co ciekawe, najwięksi fani serii dopiero wtedy zabrali się do roboty i sieć zaroiła się dużą liczbą modyfikacji, które dodawały zakończeniu różnorakie smaczki. Przed tygodniem światło dzienne ujrzała jednak chyba najlepsza tego rodzaju praca. Jest to ponad godzinny filmik prezentujący najbardziej rozbudowane zamknięcie trylogii jakie dane mi było do tej pory oglądać. Powracają starzy znajomi z poprzednich części, których w oryginalnym finale zabrakło, jak Kroganie czy Rakni, a wybory podejmowane nawet na samym początku zabawy w uniwersum Efektu Masy, mają wpływ na to, jak potoczą się losy Sheparda.
Nie musicie się jednak obawiać, że zacznę sypać spoilerami – zostawię Wam przyjemność oglądania, bo chciałbym się w tym miejscu zatrzymać nad inną kwestią, doskonale widoczną z perspektywy czasu. Mass Effect stał się uniwersum kultowym, poruszającym i grającym na emocjach nawet długo po premierze, czyli zupełnie jak… seria GTA czy The Elder Scrolls.
Zapewne można przypadków takiego oddania marce w świecie gier znaleźć jeszcze wiele, jednak te są chyba najbardziej znane. Zwróćcie uwagę, że nadal znajdzie się spore grono osób, które pracuje przy czwartej odsłonie GTA, robiąc filmiki, czy wręcz podrasowując grafikę do tego stopnia, że wygląda ona lepiej niż w piątce.
Identycznie jest ze Skyrimem. Ciągle powstają do niego fanowskie mody, zapewniające tytułowi długowieczność. Nie tak dawno mogliśmy słyszeć, że jeden z programistów dostał w Bethesdzie pracę po tym jak jego program został doceniony przez developerów.
Stawiam więc oba te tytuły na równi z Mass Effectem. Jemu zresztą należą się tym większe brawa, bo przecież twórcy nie udostępnili fanom żadnych narzędzi do modyfikacji, co i tak ich nie zraziło. Pomyślcie ile mielibyśmy zakończeń gdyby tylko gracze mogli tworzyć własne przygody.
Tym bardziej, z pobudek nieco patriotycznych chciałbym wyrazić nadzieję, że podobny los spotka także ,domykający trylogię Dziki Gon, a twórcy nieco wcześniej niż w przypadku dwójki udostępnią narzędzia moderskie. Bo przecież z nich wynikają dla gry same plusy, skoro nie trzeba opłacać programistów, bo tworzeniem misji po premierze mogą się zająć sami gracze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu