Twitter nieco ponad rok temu na dobre zaczął dyskusje o tym, czy cenzura może być zabiegiem dobrym. Coś, co kojarzymy głównie z ustrojów totalitarnych, także z naszej historii gdy byliśmy pod sowieckim butem - może działać także w postępowym, wolnościowym Zachodzie, który istotnie dominuje w nadawaniu ducha branży technologicznej. Wygląda na to, że nie mamy wyjścia - ze względu na specyfikę Internetu, musimy użyć narzędzia od którego kiedyś tak uciekaliśmy.
Wszystko przez to, że Internet jest mieczem obosiecznym. On po raz pierwszy dał nam tak ogromną, nieprzebraną wręcz wolność ekspresji. Wreszcie koszt wejścia w możliwość komunikacji z NAPRAWDĘ wieloma osobami stał się śmiesznie niski. Na początku nowego millenium na polskie warunki był jeszcze dosyć spory, ale ciągle spadał. Niestety, wraz z obniżaniem się go, spadł również poziom samego mass-medium. Przestało być tajemnicą to, że Internetem, a raczej społeczeństwem w nim skupionym można manipulować. I doskonale widzimy, że na przestrzeni ostatniej dekady, mistrzostwo osiągnęli w tym funkcjonariusze rosyjskich ośrodków propagandowych: siali fałszywe informacje na zachodzie, a u siebie dokonali niezwykłego prania mózgów.
Zablokowanie Trumpa było aktem zatroskania Twittera nad skutkami dalszego wpływu ustępującego wtedy prezydenta na swoich wyznawców, którzy zrobili ciężką burdę w Kapitolu. Niektórzy sądzą, że zupełnie niesłusznie, że to depcze wartości takie jak wolność słowa. Na szczęście mało kto w świecie cywilizowanego zachodu żałuje rosyjską ambasadę w Londynie, która zanegowała prawdziwość bombardowania szpitala położniczego w Mariupolu. Twitter treść usunął, ale niestety nie usunął konta ambasady. W tym momencie, profil zarządzany przez rosyjskich "speców" dalej sieje fejki o laboratoriach na Ukrainie, o łamaniu praw człowieka przez Ukrainę. Czuję, że jego dni są policzone.
Jak ogromny wpływ mają takie konta?
Niesamowity. Są ludzie, którzy albo z powodu czystego koniunkturalizmu przekazują to dalej i budują w ludziach pożyteczne dla agresora postawy, albo po prostu nie mają odpowiednich kompetencji cyfrowych (a może mają pewne predyspozycje psychologiczne?) i w teorie spiskowe wierzą. Jeden z blogerów sceny szczególnie alternatywnej (specjalnie zamazuję personalia, by nie budować mu ruchu), tak rzecze do swoich "wyznawców". Ma ich sporo, obserwuje go ok. 15 tysięcy ludzi na Twitterze. Chcą walczyć ze wszystkim i każdym, kto nie myśli tak jak oni. Religia na szczudłach.
A potem wyobraźcie sobie - 15 tysięcy takich kont wyłącza komputer, odkłada telefon i rozmawia ze znajomymi. Przez większość z nich są uznawani zapewne za "odklejeńców". Kłócą się przy stole z rodziną w niedzielę, sąsiadowi wykrzykują historie niestworzone, przekazują dalej po prostu idiotyczne, obalone, nieprawdziwe informacje. Gdy mówi się im o tym, że factcheckerzy temat sprawdzili, atakują factcheckerów - że są opłacani i realizują jedynie słuszną narrację. Z grona osób, z którymi "odklejeńcy" będą prowadzili interakcję, jakaś część zacznie ich słuchać i być może nasiąknie ściekiem, w którym utopiono przeróżne teorie spiskowe.
Ich przestanie obchodzić to, że ludzie giną, dzieci cierpią, cywile są rozstrzeliwani, a budynki bezmyślnie rozpruwane. Gdy pokażesz im film z pola walki, powiedzą że to fejk i CGI. Gdy pokażesz im ludzi, którzy ucierpieli - nazwą ich aktorami. Wysłałbyś ich na Ukrainę, a oni by powiedzieli że to wszystko jest teatr i nieprawda, a Żeleński kłamie.
Wartości internetu wykorzystano przeciwko nam
Wolność słowa, wolność wyboru, wolność wszystkiego. Pluralizm, demokracja i równość. Wyszło jak zwykle. Internet miał nieść wszystkie te wartości i wpierw je przyniósł, a potem wypaczył. Dorwali się do niego ludzie, którzy nie mieli dobrych zamiarów i pokazali wszystkim, jakież to cuda można z nimi zrobić. I okazało się, że nagle nie mamy żadnej honorowanej przez nas broni, której moglibyśmy użyć. Bo przecież cenzura jest zła. Cenzura to totalitaryzm. To samo starają się nam wmawiać ci, którzy wolności słowa nadużywają. Bylebyśmy cenzury nie użyli.
Tak. Bo wolność słowa nie jest szmatą, którą można wytrzeć każdy brud. Zapomniano, że wolność słowa nie uprawnia do kłamstwa - motywowanego najróżniejszymi (tutaj często najniższymi) pobudkami. Są tacy, którzy sieją zamęt z powodu wpadających do kiesy rubli. Są ludzie, którzy poddają się propagandzie i stają się pożytecznymi idiotami. Doliczmy do tego osoby, które nie uwierzą w przekaz, ale zaczną mieć wątpliwości. Czy uchodźcy nie zabiorą mi pracy? Czy nie braknie dla mnie jedzenia? Czy trzeba kupić tu i teraz benzynę i nalać ją nawet do konewki?
Jeżeli chcemy bronić wolności słowa, to powinniśmy sięgnąć po oręż którego się słusznie brzydzimy - bo kojarzy się z tym, z czym walczymy. Nie mamy wyboru, nie możemy ciągle dawać się bić po twarzy i nadstawiać drugi policzek. To nie ten moment, nie to miejsce i nie te okoliczności. Bardzo istotnie naruszono porządek, który przez lata dawał nam "względny pokój" między interesami Zachodu oraz Wschodu. Wojna odbywa się na wielu frontach i ten informacyjny jest równie ważny jak to, co dzieje się obecnie na Ukrainie. Bierzmy jednak pod uwagę to, że my musimy walczyć tylko z zatruwaniem informacji, Ukraińcy natomiast codziennie giną za własną ojczyznę.
Wszystkie firmy zarządzające mediami społecznościowymi powinny robić więcej dla walki z kłamliwymi przekazami. Szkodliwe treści usuwać, nie dawać im szansy na rozprzestrzenianie się. Konta pożytecznych idiotów usuwać do skutku - niech zejdą do podziemia i nie mają wpływu na społeczeństwo. Tu nie miejsca na zastanawianie się oraz "taktykę unikania konfrontacji". Podczas, gdy wszyscy zastanawiają się, jak odżegnać się od uczestnictwa w konflikcie - trzeba sobie uświadomić ważną prawdę: już i tak wszyscy jesteśmy w to umoczeni. Przed tym już nie da się uciec.
A zatem, nie dajmy zbrukać wartości wolności słowa. Nie dajmy jej traktować jak wszystkochłonną szmatę. Zabierzmy tą wolność tym, którzy mają wobec niej złe zamiary lub nie potrafią jej używać.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu