Wbrew oczekiwaniom widzów, jeden z najnowszych seriali Netfliksa został skasowany po pierwszym sezonie. Fani są oburzeni taką informacją i wytykają platformie inne kontynuowane produkcje.
Spoglądając na katalog i listę premier każdego miesiąca na Netflix, trudno nie wybrać czegoś dla siebie. Strategia serwisu mogła zmieniać się przez lata, ale chyba żadna inna platforma nie jest w stanie w takim tempie dostarczać tak ogromnej liczby nowości. Taka taktyka przynosi, oczywiście, te mniej i bardziej udane produkcje, a coraz częściej łapię się na tym, że te najmniej promowane tytuły okazują się być najciekawszymi.
Kaos - świetny serial Netflix anulowany
"Kaos" był jedną z nich - serial z Jeffem Goldblumem nie był mocno promowany od samego momentu zapowiedzi premiery, a niedługo po debiucie widzowie przekazywali sobie o nim informację pocztą pantoflową. Serial okazał się fascynującą mieszanką komedii i dramatu, opowiadającą współczesną historię inspirowaną mitologią grecką. Akcja serialu koncentruje się wokół trzech śmiertelnych postaci, które odkrywają, że ich przeznaczeniem jest zmienienie przyszłości ludzi. W obsadzie znaleźli się, oprócz Jeffa Goldbluma w roli kapryśnego Zeusa, Janet McTeer jako Hera, David Thewlis jako Hades oraz Cliff Curtis jako Posejdon.
"Kaos" zyskał bardzo pozytywne recenzje i chwalono go za swobodny ton, humor i wspaniałą obsadę. Widzowie również byli pod wrażeniem, ale niestety serial nie osiągnął oczekiwań platformy Netflix w zakresie oglądalności, co doprowadziło do jego zakończenia po jednym sezonie. Choć serial był na początku bardzo popularny i zajmował wysokie pozycje w rankingu najczęściej oglądanych seriali na Netflixie, nie wystarczyło to do zapewnienia kontynuacji. Variety potwierdziło w swoich źródłach, że "Kaos" nie doczeka się nowych odcinków.
Dlaczego Netflix skasował serial Kaos?
Sytuacja nie jest odosobniona, ponieważ Netflix kasował wiele seriali, które cieszyły się dobrą opinią wśród widzów, ale nie były one w stanie wygenerować odpowiedniego zainteresowania. Jeśli produkcja nie cieszy się wystarczającą popularnością, nie dostarcza ona aktywności i rozpoznawalności platformie, a wtedy kalkulacja na zimno bywa bardzo brutalna. Już dawno za sobą mamy czasy, gdy Netflix wręcz bezinteresownie potrafił kręcić, kontynuować i odkupować (anulowane) seriale od innych stacji i platform, by móc cieszyć się dobrą sławą. Ta nie przekłada się nazbyt wymiernie na wyniki i serwis, szczególnie na tak bogatym lub wręcz przepełnionym rynku, nie może już sobie pozwolić na (duże) wydatki, które nie będą się zwracać.
Wracamy więc w pewnym stopniu do punktu wyjścia, gdy niecieszące się dużą oglądalnością seriale, pomimo świetnych albo bardzo dobrych ocen, musiały ustępować w ramówkach miejsca bardziej popularnym, choć obiektywnie gorszym produkcjom. Takich przypadków były dziesiątki, jeśli nie setki, a ja do dziś pamiętam losy serialu "Jericho" od stacji CBS, która postanowiła zakończyć historię po 1. sezonie. Fani wywalczyli kontynuację w postaci 2. sezonu liczącego zaledwie 7 odcinków, a dalsze losy postaci można już było śledzić na łamach komiksów. Świetnie zapowiadająca się historia nie wykorzystała swojego potencjału, a przykładów takich przypadków przybywało i będzie przybywać. W komentarzach widzów w sieci nie brakuje docinek, wśród których wymieniana jest "Emily w Paryżu" jako kontynuowany przez kolejne sezony serial tylko ze względu na ciągłą popularność, podczas gdy platforma zrezygnowała z tak udanego projektu jak "Kaos".
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu