Afery z udziałem NSA dość znacząco podziałały na wyobraźnię użytkowników internetu. Trudno jednak powiedzieć, by jakoś szczególnie przejęli się oni in...
Afery z udziałem NSA dość znacząco podziałały na wyobraźnię użytkowników internetu. Trudno jednak powiedzieć, by jakoś szczególnie przejęli się oni inwigilacją ze strony władz USA. Popularność usług Google nie słabnie, OneDrive Microsoftu skutecznie kusi gigabajtami, Dropbox stoi jak stał, a Yahoo! dalej sukcesywnie poprawia swoją pozycję. Czy aż tak obojętne jest nam bezpieczeństwo?
Google wczoraj zapowiedział szyfrowanie naszej poczty Gmail. Teoretycznie to nic nowego - przecież możemy korzystać z protokołu HTTPS tutaj już do dobrych czterech lat. Można było go aktywować w ustawieniach poczty i cieszyć się względnym komfortem psychicznym. Na czym więc polega nowość? Otóż od teraz nie można go już wyłączyć.
Gmail będzie domyślnie stosował szyfrowanie całej korespondencji po stronie serwera. Google zapewnia, że odtąd nikt nie będzie w stanie podejrzeć naszej poczty. Począwszy od momentu otworzenia skrzynki po wysłanie i odebranie wiadomości wszystkie czynności będą szyfrowane. Co więcej maile przesyłane między serwerami Google mają być szyfrowane, a więc teoretycznie poziom bezpieczeństwa powinien rosnąć w sytuacji, gdy korespondujemy z innymi użytkownikami Gmaila. Czy możemy już odetchnąć z ulgą?
Google stara się za wszelką cenę zerwać z wizerunkiem firmy będącej na smyczy NSA. Po ujawnionych rewelacjach Edwarda Snowdena na temat projektu PRISM. Tuż po tej aferze kalifornijski gigant całkowicie odciął się od jakichkolwiek powiązań z wywiadem amerykańskim. Zaprzeczono, że ma on dostęp do serwerów Google'a oraz danych ich użytkowników. Jednak kolejne przecieki sugerowały coś zupełnie innego. Aktualne działania mają być zatem potwierdzeniem dobrych intencji firmy oraz zapobiec ewentualnemu exodusowi użytkowników.
Choć prawdę mówiąc, nie zanosi się na nic takiego. Użytkownicy nie zaczęli masowo opuszczać Gmaila i innych amerykańskich usług po ujawnieniu informacji o PRISM. Zyskały inne projekty, jak np. wyszukiwarka DuckDuckGo czy kierowana z Nowej Zelandii chmura na pliki Kima Dotcoma o nazwie Mega. Giganci mają się jednak dobrze i nic nie wskazuje na zmianę tego stanu rzeczy.
Jednocześnie twórcy Gmaila pochwalili się inną rzeczą - dostępnością swojej usługi. W 2013 roku Gmail był aktywny przez 99,978 proc. czasu, co oznacza, że przerwa w dostępie do skrzynek pocztowych nie trwała dłużej niż 2 godziny. To wynik godny pochwały, świadczący od niezawodności serwerów kalifornijskiej firmy oraz umiejętności szybkiego reagowania na zaistniałe problemy. Stan wszystkich usług Google możemy na bieżąco monitorować za pomocą usługi App Status, która w formie tabeli przedstawia wszystkie awarie i problemy z działaniem któregokolwiek z serwisów. Sprawia to bardzo pozytywne wrażenie.
Z drugiej strony, jeśli chodzi o największych, trudno napisać, aby ktokolwiek (no może nie licząc Facebooka) miał na tym polu problemy. Czy awarie Dropboksa, albo Microsoftu były w ostatnim roku głośno komentowane i zauważane? No właśnie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu