Google jest dziś obecny w tak wielu elementach naszej codzienności, że trudno sobie wyobrazić świat bez jego usług. Jednocześnie jednak musimy się po...
Jeżeli ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, co do tego, że Google czyta nasze maile…
Google jest dziś obecny w tak wielu elementach naszej codzienności, że trudno sobie wyobrazić świat bez jego usług. Jednocześnie jednak musimy się pogodzić z tym, że choć nie płacimy za dostęp do tych serwisów, oddajemy kalifornijskiej firmie coś równie istotne - naszą prywatność. Jeżeli ktokolwiek ma jeszcze wątpliwości, najwyższa pora to sobie uświadomić.
Pewnie rzadko kto zadaje sobie trud i czyta dokumenty opisujące zasady użytkowania usług, z których korzystamy. W przypadku Google'a odgrywają one niebagatelną rolę, ale, co istotne, jest na bieżąco aktualizowany, co odzwierciedla też zmiany zachodzące w samym koncernie. Najnowsza aktualizacja jest wymierzona w nasze skrzynki Gmail. Kalifornijski gigant przyznał się bowiem do tego, z czego chyba już większość z nas zdawała sobie sprawę - czytania naszych e-maili.
Nie oznacza to oczywiście, że specjalnie wyznaczeni do tego celu pracownicy siedzą przed monitorami, przeglądają nasze skrzynki odbiorcze i wyszukują kompromitujące materiały, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Za cały mechanizm mają odpowiadać specjalne algorytmy, które w sposób zautomatyzowany skanują naszą korespondencję (zarówno odebraną jak i wysłaną) pod kątem występowania słów kluczowych i istotnych fraz. Te następnie mają posłużyć do personalizacji reklam, wyników wyszukiwania oraz innych treści dostarczanych przez usługi Google. Skaner ma również dostarczać istotne informacje dla modułu antyspamowego oraz mechanizmów zabezpieczających przed malware.
Rzecznik prasowy Google nie owija w bawełnę i nie próbuje nikomu wmówić, że algorytmy te są czymś nowym. Zmiany w w dokumencie dotyczącym zasad użytkowania mają zwyczajnie na celu uczynienie całości bardziej przejrzystej i przystępnej dla użytkowników. Google chce, aby było jasne, co dzieje się z naszymi danymi, i jaka część z nich jest dostępna dla usługodawcy.
Zresztą to nie jedyny powód. Brak takiego zapisku narażał Google na pozwy sądowe ze strony osób uczulonych na kwestie prywatności. Jeden z takich przypadków miał miejsce w ubiegłym tygodniu, kiedy internauci niekorzystający z Gmaila oskarżali firmę o zakładanie im kont i skanowanie ich zawartości. Wówczas proces zakończył się zwycięstwem giganta, ale w celu zapobiegania podobnym sytuacjom w przyszłości, zmieniono zapiski w zasadach użytkowania usługi.
Problem z czytaniem e-maili w Outlooku nie tak dawno miał też Microsoft, który uzyskał dostęp do prywatnego konta jednego ze swoich byłych pracowników. Sprawa dotyczyła udostępnionych przed premierą plików Windowsa 8 (a więc ładne dwa lata temu) oraz pakietu Microsoft Activation Server Software Development Kit (chyba nie trzeba tłumaczyć nikomu, do czego służy, prawda?). Mściwy autor przecieków szybko trafił w ręce FBI, ale cała sprawa zyskała dużo rozgłosu, co wcale nie przyniosło gigantowi z Redmond korzyści. Mimo, że początkowo firma broniła swoich racji, ostatecznie zdecydowano się wprowadzić zmiany do polityki prywatności i od teraz, nawet w przypadku podejrzeń dotyczących popełnienia przestępstwa sprawa ma być kierowana na policję, a dostęp dla pracowników zablokowany.
Lekarstwem w tym kontekście może być szyfrowanie HTTPS. W Gmailu mechanizm ten działa już od 2010 roku, ale dopiero od niedawna jest domyślnie włączony dla wszystkich. Oczywiście nie oznacza to, że gigant ma utrudnione skanowanie naszej poczty, bo szyfrowanie dotyczy jedynie komunikacji z serwerami (Google od niedawna szyfruje również komunikację między swoimi serwerami - słowem, wiadomości są zakodowane w trakcie swojej "wędrówki" w kierunku odbiorcy), utrudniając tym samym przechwycenie jakichkolwiek danych. Mechanizmy odpowiedzialne za personalizację reklam i wyszukiwania dalej swobodnie działają, choć całość ma być lepiej zabezpieczona przed innymi działaniami, jak np. inwigilacji przeprowadzanej przez NSA.
Prawda jest taka, że większość z nas zupełnie nie interesuje się dokumentami opisującymi zasady użytkowania wybranych usług. Wielkie firmy mają dostęp do naszej poczty. Może nie wygląda to tak, jak do niedawna w Microsofcie i pojedynczy pracownicy nie mogą czytać sobie do woli naszej korespondencji. Robią to jednak za nie odpowiednie mechanizmy, a rezultat jest zbliżony - usługodawcy wiedzą o nas więcej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu