Polska

Jeśli Zamek w Malborku to tylko z audioprzewodnikiem! Ta polska firma odwala kawał solidnej roboty

Tomasz Popielarczyk
Jeśli Zamek w Malborku to tylko z audioprzewodnikiem! Ta polska firma odwala kawał solidnej roboty
Reklama

Pojechałem do Malborka zwiedzić Zamek Krzyżacki. Zamiast żywego przewodnika, miałem na głowie słuchawki, z których słyszałem głos wirtualnego „Jakuba”. I wiecie co? Było doskonale!

Co Wam się kojarzy ze słowem „audioprzewodnik” Podejrzewam, że znaczna część z Was właśnie oczyma wyobraźni zobaczyła trwające 4-5 godzin nagranie, które musimy samodzielnie wstrzymywać i wznawiać, regularnie gubiąc się i szukając miejsc, o których właśnie odpowiada narrator. I ja też tak myślałem.

Reklama

Współpraca, którą nawiązaliśmy z krakowską firmą MOVITECH skłoniła mnie do podróży do Malborka. Destynacja dość odległa, ale sam zamek widziałem ostatni raz chyba w liceum. Trudno zatem o lepszą okazję do odświeżenia wspomnień. Namówiłem swoją drugą połówkę na weekendowy wypad. Po trzech godzinach z kawałkiem byliśmy na miejscu.


Stanowisko odbioru audioprzewodników znajdowało się tuż obok kas biletowych. I tutaj pojawiła się pierwsza niespodzianka, bo wokół gromadziły się tłumy. Jeśli podzielilibyśmy zwiedzających zamek na grupy oraz indywidualnych gości, ci drudzy w zdecydowanej większości wybierali wirtualnego „przewodnika”. Do dyspozycji mamy dwie „ścieżki”. Podstawowa, historyczna trwa ok. 3,5-4,5 godziny. Przygotowano jednak też skrócony wariant dla rodzin z dziećmi. Trwa on 2-2,5 godziny.


Zestaw, jaki otrzymujemy, składa się z przypominającego smartfona urządzenia (zawieszamy je na szyi, dzięki zamocowanej smyczce) oraz słuchawek. Te ostatnie nie są idealne – po dłuższym czasie potrafią uwierać. Zawsze jednak możemy je zastąpić własnym headsetem, o ile tylko posiada wtyczkę minijack.


Przyjrzyjmy się samemu gadżetowi. Po bokach niewielkiego wyświetlacza mamy fizyczne przyciski do aktywowania wybranych funkcji – działa to dokładnie tak, jak m.in. w bankomatach, gdzie obok przycisku na ekranie pojawia się polecenie, które aktywuje. Pod wyświetlaczem umieszczono guziczki play/pause (okrągły po środku), naprzód i wstecz (wbrew temu, co sugerują ikonki nie przewijamy za ich pomocą wypowiedzi lektora, a po prostu przełączamy się między nimi). Tutaj warto podkreślić, że audioprzewodniki są konstruowane w Polsce - to w 100 proc. rodzimy produkt, od wykonywania obróbki mechanicznej, przez chemiczną aż do pisania oprogramowania.

Reklama


A skoro o oprogramowaniu mowa, wygląda ono jak dość mocno zmodyfikowana i dostosowana do konkretnych zastosowań wersja Androida. Twórcy systemu mogą go na bieżąco aktualizować i personalizować pod kątem wymogów określonych placówek – instytucji kultury lub zabytków. Całość jest zatem bardzo elastyczna. Renata Pernak z MOVITECH tłumaczy to na przykładzie:

Reklama

Na samym początku nasze urządzenia włączały się poprzez użycie odpowiedniego klawisza. W dużych instytucjach, w których ruch zwiedzających jest bardzo duży i w dużym stopniu opiera się o audioprzewodnik okazało się, że te sekundy potrzebne na użycie przycisku zajmują zbyt dużo czasu. Może się to wydawać dziwne, ale takie szczegóły naprawdę odgrywają dużą rolę. Dlatego wprowadziliśmy zmianę, by audioprzewodnik włączał się automatycznie po wyjęciu z ładowarki. Dzięki temu, że są to nasze urządzenia, tego typu zmianę możemy wprowadzić w ciągu jednej godziny.

Jak to działa w praktyce? Na całym zamku rozmieszczono nadajniki, po których wykryciu aktywowane są kolejne wypowiedzi naszego przewodnika. Rozlokowane po całym zamku urządzenia są nie tylko bardzo małe, ale mogą przez wiele miesięcy pracować na baterii. Ułatwia to eksploatację całego systemu.

Co jednak szczególnie fajne w MOVI, to umiejętność śledzenia ścieżki zwiedzania gościa muzealnego i dostosowywanie pod tym kątem narracji. Sensory nie tylko wykrywają naszą obecność w danym pomieszczeniu, ale również są w stanie określić nasze położenie. W większych salach wypowiedzi lektora były aktywowane kilkukrotnie – po dojściu do konkretnej wystawy. Mało tego, system wie, który już raz jesteśmy np. na dziedzińcu zamkowym i dlatego jest w stanie poprowadzić nas dalej – ku kolejnym atrakcjom, a nie emitować w kółko taką samą wypowiedź charakterystyczną dla tej lokacji. W trakcie zwiedzania byłem na wspomnianym dziedzińcu pięciokrotnie i za każdym razem słyszałem coś innego. To fantastyczne.

Dużą zaletą tego rozwiązania jest przystępność i intuicyjność. Właściwie w trakcie całego zwiedzania nie było ani jednego momentu, w którym poczułbym się zagubiony. Lektor dokładnie tłumaczył, żeby ustawić się w określony sposób względem wybranych przedmiotów w pomieszczeniu i skręcić np. w lewo. Wszystko odbywało się bardzo płynnie – jak po sznurku.


Reklama

Na sam koniec warto jeszcze wspomnieć o języku, jakim posługuje się lektor. Renata Pernak z MOVITECH zapewnia:

Rodzic nawet jeśli przychodzi do muzeum z myślą o dziecku, to jednak chciałby się sam czegoś dowiedzieć. Gdybyśmy pokusili się np. o formy wierszowane, z dużą ilością zdrobnień czy uproszczeń, to taka treść z pewnością nie trafi do osoby dorosłej. Dlatego sztuką jest pisanie dla odbiorcy międzypokoleniowego czyli takiego z dużą różnicą wieku. Oczywiście łatwiej jest napisać tekst skierowany tylko do dzieci lub tylko do dorosłych, niż do jednych i drugich jednocześnie. Kluczem jest prosty język – taki, który zrozumie dziecko, i który nie obraża inteligencji i wiedzy rodzica.

Ja akurat korzystałem ze ścieżki „historycznej”, a więc trudno mi się odnieść do tych zapewnień. W moim przypadku lektor spisywał się na medal. Nie przedłużał, nie opowiadał o zbędnych szczegółach, skupiał się na smaczkach i najważniejszych faktach z historii zamku. Nie brakowało też anegdot i żartów (momentami dość „suchych”, ale to można wybaczyć). Co jednak szczególnie ważne, zwiedzać mogłem w swoim tempie. W przypadku gdy jakaś część mnie nie interesowała – pomijałem ją, a gdy czegoś nie rozumiałem – powtarzałem nagranie. Wszystko za pomocą przycisków na urządzeniu.


Zamek w Malborku nie jest jedynym miejscem, gdzie znajdziemy audioprzewodniki MOVITECH. Możemy z nich również skorzystać w takich miejscach, jak Brama Poznania, Muzeum II Wojny Światowej, Muzeum Podlaskie w Białymstoku czy Muzeum Narodowe w Poznaniu (oddział Pałac w Rogalinie). Firma pracuje również nad własną aplikacją mobilną na smartfony i tablety. Wersja beta, którą zobaczyłem wydaje się bardzo dobrze spełniać swoją rolę, a jest nią dostarczanie podstawowych informacji o mieście, okolicznych atrakcjach, punktach nawigacyjnych, komunikacji itd. Smaczkiem jest tutaj możliwość stworzenia własnego pokazu slajdów ze zdjęć wykonanych podczas zwiedzania. Program ma być dostępny w sklepach z aplikacjami już wkrótce.

Dobrze jest pisać o sukcesach polskich firm. Jeszcze lepiej, gdy owe sukcesy wspierają w jakimś stopniu kulturę oraz pomagają w pielęgnowaniu naszego narodowego dziedzictwa. A MOVITECH bez wątpienia takie coś właśnie robi, a zarazem jest w tym naprawdę dobry!

-

Artykuł powstał we współpracy z firmą Movitech

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama