Zachciało mi się telewizji, więc po szybkim rekonesansie w ofertach szybko porzuciłem podstawowy pakiet oferowany w ramach naziemnej telewizji cyfrowe...
Jeśli masz nowy telewizor, nie bierz do niego dekodera!
Jestem dziennikarzem z wykształcenia, pasji i powo...
Zachciało mi się telewizji, więc po szybkim rekonesansie w ofertach szybko porzuciłem podstawowy pakiet oferowany w ramach naziemnej telewizji cyfrowej DVB-T na rzecz nieco bardziej rozbudowanego u jednego z rodzimych dostawców. Dostałem dekoder i przeraziłem się jego powolnym działaniem, gimnastyką z dwoma pilotami i brakiem wolnego HDMI w telewizorze. Na szczęście tak być nie musi.
Lekarstwem na tę dolegliwość jest karta CI+, którą czołowi dostawcy kablówek od jakiegoś czasu mają w swojej ofercie. Taką kartę, wraz ze specjalną kartą dostępu od operatora wewnątrz umieszcza się w gnieździe CI telewizora (dodam, stosunkowo nowego telewizora). W rezultacie nasz TV bezpośrednio odbiera cyfrowy sygnał, dekoduje programy i po prostu działa i to sto razy lepiej niż większość dekoderów.
Dlaczego o tym piszę? Bo sam o tym nie wiedziałem. Przekonany, że od lat nic się nie zmieniło, podpisałem przez internet umowę i skazałem się na dwa piloty oraz pozbawiłem 3/4 ciekawych funkcji związanych z programami, jakie posiada mój telewizor. Dekoder zajął miejsce na szafce oraz port HDMI i skazał mnie na kłopotliwe przełączanie się między dwoma pilotami (uprzedzam komentarz: problemy pierwszego świata). Mało tego, dodatkowe urządzenie to dodatkowy pobór energii (a właściwie jej marnowanie). Jakby tego wszystkiego było mało, sprzęt był szalenie nieintuicyjny i bardzo powoli przełączał kanały. Oglądanie telewizji stało się małym koszmarkiem (abstrahując od tego, oglądanie niektórych formatów bez względu na wszystko pozostanie koszmarkiem, ale to temat na inny felieton).
Szybko pożałowałem swojej decyzji i zacząłem szukać alternatywy, którą okazała się karta CI+. Niestety wymiana dekodera już po podpisanej umowie wiązała się z dodatkową opłatą - w sumie ok. 150 zł. Tutaj z pomocą przychodzą prawa konsumenta, które pozwoliły w ciągu 14 dni odstąpić od umowy zawartej poza lokalem dostawcy. Koniec końców podpisałem nową, ale już z modułem CI+. Swoją drogą to głupie, że procedury uniemożliwiały operatorowi po prostu bezpłatną wymianę sprzętu w tym okresie ochronnym, ale cóż.
Wady takiego rozwiązania? Tracimy dostęp do wielu usług oferowanych przez operatora. Mam tutaj na myśli m.in. filmy dostępne w ramach VOD, programy emitowane w systemie Pay-Per-View (chociaż, biorąc pod uwagę, że telewizor z kartą znalazł kanały PPV, podejrzewam, że wystarczy wykonać telefon na infolinię i dokonać zakupu danej emisji, by wszystko działało normalnie), a także wiadomości rozsyłane co i rusz abonentom przy użyciu dekodera. Tracimy właściwie całą tę dodatkową zawartość. Warunkiem jest również posiadanie odpowiedniego telewizora (w teorii powinien dać sobie radę każdy, który posiada dekoder DVB-C, ale można się upewnić, zerkając po prostu na tylny panel w poszukiwaniu slotu Common Interface). Dowiedziałem się jednak, że monterzy zawsze mają przy sobie nie tylko kartę ale również sam dekoder i w sytuacji, gdy nasze urządzenie jest niezgodne, instalują po prostu ten drugi. Problemu zatem nie ma.
Moduły CI+ są stosunkowo nowe w ofertach Vectry i UPC (a przynajmniej tak mi powiedziano, bo jak sami widzicie sam nie byłem dostatecznie zorientowany w tym temacie), ale zaczynają się cieszyć coraz większą popularnością. Trudno się dziwić, bo dzięki nim to telewizor bierze na siebie wszystkie czynności, za które dotąd odpowiadał dekoder. A to daje nam dostęp do funkcji związanych z programami. Przykładowo w Panasonicu generowany jest MyStream, który uczy się naszych preferencji i podsuwa programy, które chcielibyśmy obejrzeć. Natomiast obecnie posiadany przeze mnie Sony integruje się z Twitterem i pobiera posty związane z emitowaną treścią, a także potrafi znaleźć informacje o obsadzie oglądanego filmu, nagrodach, recenzjach itp. Częściowo rekompensuje to brak dostępu do usług operatora (z których i tak pewnie nigdy bym nie skorzystał). Możliwe jest też nagrywanie programów, co oferuje zdecydowana większość nowoczesnych odbiorników. Normalnie za dekoder z taką funkcją musielibyśmy dopłacić.
Nie ukrywam, że jestem bardzo zadowolony z nowego rozwiązania i polecam je każdemu, kto nie chce walczyć z dodatkowymi pilotami i urządzeniami, a przy tym zaoszczędzić kilka złotych rocznie na rachunku za prąd (tutaj już mocno spekuluję, bo nie wyliczyłem, ile to może być w praktyce). W każdym razie dostrzegam zdecydowanie więcej zalet niż wad takiego rozwiązania.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu