Felietony

Jedne słuchawki, dwie przejściówki. Chore realia w 2023 r.

Konrad Kozłowski

Pozytywnie zakręcony gadżeciarz, maniak seriali ro...

6

Korzystacie już tylko z bezprzewodowych słuchawek? Ja też je uwielbiam, ale z różnych powodów lub na wszelki wypadek zabieram ze sobą także te z przewodem. A razem z nimi dwie dodatkowe przejściówki.

Jedną z największych zmian w najnowszych iPhone'ach było pojawienie się portu USB-C, ale to pozostawienie samodzielnego złącza Lightning w iPhonie 7 wspomina się najczęściej, ponieważ pożegnano wtedy złącze słuchawkowe jack 3,5 mm. Prezentacja AirPodsów zmieniła rynek, ale nie tylko dlatego, że słuchawki TWS (True WireLess) zaczęły zyskiwać popularność, ale również z innego powodu. Śladem Apple pozostali producenci także zaczęli porzucać złącze 3,5 mm jack, mimo że niektórzy przez następny rok czy dwa od premiery iPhone'a 7 wyśmiewali Apple w swoich materiałach promocyjnych.

Prawdziwe bezprzewodowe słuchawki są już normą

I rzeczywiście, słuchawki TWS, dziś dostępne nawet za kilkadziesiąt(!) złotych, to nie lada osiągnięcie, ponieważ prawie każdy może pożegnać plątaninę kabli i wygodnie zająć się domowymi obowiązkami, ćwiczyć czy po prostu odpoczywać bez strachu, że nagła pobudka pociągnie za sobą przykre konsekwencje spadającego na podłogę smartfona. Ale z drugiej strony, pojawiły się też inne problemy, jak chociażby potrzeba ładowania słuchawek, a to już nie jest tak komfortowe. Te żarty o potrzebie ładowania zegarka, słuchawek czy portfela przestają być zabawne, gdy stają się rzeczywistością.

Z dobrodziejstw słuchawek TWS korzystam regularnie, ale prawie za każdym razem zabieram także ze sobą klasyczne słuchawki przewodowe z jackiem, które mają wciąż dwie niewątpliwe zalety: nie potrzebują ładowania, a po drugie mikrofon umiejscowiony na przewodzie siłą rzeczy jest lepszym rozwiązaniem, niż nawet najbardziej skomplikowane algorytmy obsługujące mikrofony "schowane" w uszach wewnątrz słuchawek TWS.

Słuchawki przewodowe? A może przejściówkę do tego?

Problem polega na tym, że umyka na uniwersalność połączenia poprzez Bluetooth, który jest standardem, dlatego równie szybko i wygodnie podłącze je do smartfona, tabletu, zegarka czy laptopa. Brak złącza jack 3,5 mm oznacza, że jesteśmy zdani na ten port, w który wyposażono dane urządzanie. Czasem to Lightning, czasem to USB-C, a czasem wracam do jacka (gdy porty USB-C są w laptopie zajęte). Dlatego słuchawki przewodowe zyskały trójkę nierozerwalnych partnerów podróży: dwie przejściówki (z jacka na USB-C oraz z jacka na Lightning) i niewielkie etui, w którym to wszystko się mieści.

W podróżach służbowych nie mogę pozwolić sobie na bycie zależnym od pojemności akumulatora i jego żywotności, a do rozmów w różnych warunkach najlepiej służą właśnie słuchawki przewodowe. Nie jest też tak łatwo je zgubić, a jeszcze żaden producent nie przewidział lokalizatora pokroju AirTaga wbudowanego w prawą i lewą słuchawkę. To wszystko sprawia, że słuchawki przewodowe są najmniej awaryjne i można na nich polegać, ale realia urządzeń, z których korzystamy każdego dnia zmuszają do gimnastykowania się z przejściówkami, by móc z takich słuchawek skorzystać.

Posiadanie urządzeń z tym samym portem jest dziś możliwe, ale działania Apple sprawiły, że doszło do tego naprawdę późno. Przeszkodą może być jednak wtedy... kompatybilność słuchawek, bo nie każdy model z USB-C będzie działać z komputerem, tabletem i smartfonem od różnych producentów. Brak wsparcia dla pilota do sterowania głośności można przeboleć, ale brak dźwięku eliminuje szansę posiadania jednych słuchawek z konkretnym portem.

Być może osób, które potrzebują dziś słuchawek przewodowych jest niewiele i tak samo niedużo jest użytkowników korzystających z urządzeń wielu producentów, co przekłada się na zróżnicowanie w wyposażone porty, ale pewna grupa istnieje i jak widać te lata rozwoju oraz pogoni za ułatwieniami wcale nie przekładają się na same korzyści dla użytkowników.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu