Jeżeli wciąż zastanawiacie się gdzie leży tajemnica sukcesu najpopularniejszych produkcji mobilnych to nie mam dla Was najlepszych wiadomości. Najwyraźniej wciąż liczy się głównie rozpoznawalność marki, to przykre.
Jakość produktu? To bez znaczenia, nie musi być dobry, by sięgnęły po niego miliony
Gram, pogrywam i piszę od kiedy pamiętam. Oprócz t...
Jakość? Jaka jakość? Świat mobile na każdym kroku utwierdza mnie w przekonaniu, że ta nie ma znaczenia. Bo testując co najmniej kilkanaście aplikacji tygodniowo — co rusz trafiam na rozmaite perełki, które choć potrafią urzec i są dużo lepsze niż popularne produkty — nie mają z nimi żadnych szans. I kiedy jakiejś naprawdę fajnej aplikacji czy grze mobilnej premium uda się dostać do tych najpopularniejszych — naprawdę mnie to cieszy. Nie zdarza się to często i nie mam zbyt wielkich nadziei, że kiedykolwiek się to zmieni. I doskonałe wyniki takich aplikacji jak Facebook, czy gier jak Mario Kart Tour, są tego doskonałym przykładem.
5 miliardów pobrań Facebooka na Androida. 90 milionów pobrań Mario Kart Tour w pierwszym tygodniu
Rynek mobilny jest podchwytliwy. Z jednej strony: próg wejścia jest niezwykle niski, wszystko wygląda obiecująco i dziecinnie łatwo. Z drugiej strony: konkurencja jest ogromna, a widząc (kolejny rok z rzędu) Pou w listach najpopularniejszych tytułów opadają mi ręce. To tytuł który był zły i słaby w chwili swojej premiery, a po latach jego widok tam jest po prostu żałosny. Ale otwierając dzisiaj kanały RSS które subskrybuję zdałem sobie sprawę z tego, że nic się w tej kwestii za szybko nie zmieni. Bo to czy (i: jak bardzo) produkt jest dobry, tak naprawdę nie ma najmniejszego znaczenia. Liczy się wyłącznie zaplecze twórców i promocja. No dobra, czasami komuś dopisze szczęście i uda mu się wybić, ale to przypadek jeden na milion.
Jako twórca mobilny czułbym się niezwykle zdemotywowany czytając o sukcesie Mario Kart Tour. To gra która zawodzi na każdej możliwej płaszczyźnie pod względem rozgrywki. Nie ma nic wspólnego z oryginałem, ale nie musi. Bo według danych popularnej firmy analitycznej SensorTower sięgnęło po nią w pierwszym tygodniu 90 milionów graczy z całego świata. Zyski które przyniosła twórcom też wyglądają obiecująco — a to przecież dopiero początek tej zabawy. Wystarczyła popularna marka.
Ale Mario Kart Tour to jedno, a tuż za nim — na dobicie — informacje o Facebooku. Nigdy nie ukrywałem że nie należę do największych fanów serwisu społecznościowego Zuckerberga i z niego nie korzystam. Ich aplikacje mobilne od lat są, delikatnie mówiąc, do poprawki. Czasem mam wrażenie że użytkownicy tego programu biorą udział w wielkich, zbiorowych, beta testach. Ale nie przeszkodziło mu to przebić magicznej bariery 5 miliardów pobrań na platformie Google Play. To jednocześnie pierwsza aplikacja niegooglowska, której się to udało. I jasne, można z tym wynikiem dyskutować — w końcu, podobnie jak podstawowe programy Google, Facebook również trafia do nowych sprzętów z Androidem jako preinstalowana aplikacja, co ten wynik podbija. Bo niekoniecznie musi przekładać się to na faktycznie zainteresowanych, czy — tym bardziej — realnych jej użytkowników.
Rynek mobilny: najbardziej kuszący i najtrudniejszy ze wszystkich
Rozumiem młodych twórców marzących o sukcesie niczym twórcy Angry Birds (swoją drogą, pamiętacie jeszcze jak wielkie było Rovio dekadę temu?). I wierzę, że pozorna prostota mobilek jest niezwykle kusząca. Chciałbym aby te wielkie liczby dla kompletnie beznadziejnych produkcji ich nie przerażały, a motywowały do działania. Mimo że z każdym rokiem przebić tam się jest coraz trudniej, bo przecież wielu z nas nie wymienia już aplikacji co kilka tygodni, zaś gry instalujemy od wielkiego dzwonu — najczęściej usprawiedliwiając to oszczędnością baterii i mikropłatnościami. Trzymam kciuki za wszystkie kreatywne projekty, te oferujące dobrą zabawę i jakość, a nie tylko rozpoznawalne marki.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu