Felietony

Jak zacząłem karierę w IT

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

51

Zacznę banalnie. Nazywam się Bartek i pracuję, jako sieciowiec w dużej korporacji z segmentu BPO. Brzmi to trochę jak wyznanie ze spotkania grupy anonimowych pracowników złych korporacji, ale jakoś zacząć trzeba. Całe życie miałem mniejszy lub większy kontakt z szeroko pojętym IT. Zaczynając (jak pe...

Zacznę banalnie. Nazywam się Bartek i pracuję, jako sieciowiec w dużej korporacji z segmentu BPO. Brzmi to trochę jak wyznanie ze spotkania grupy anonimowych pracowników złych korporacji, ale jakoś zacząć trzeba. Całe życie miałem mniejszy lub większy kontakt z szeroko pojętym IT. Zaczynając (jak pewnie każdy pasjonat nowych technologii) od gier (mówimy tu o przełomie lat dziewięćdziesiątych), które powoli przeradzało się w chęć głębszego poznania tajników mojego Amstrada.

Autorem wpisu jest Bartosz Cieszewski.

Nie chcę pisać tu autobiografii czy też CV, wspomnę tylko, że zamiast konsekwentnie rozwijać techniczne umiejętności i podążać za edukacją Informatyczną popełniałem wszystkie “błędy” młodości, które popełnić mogłem, choć żadnego z nich nie żałuje. I tak, więc po różnych wyjazdach zarówno zarobkowych jak i rozrywkowych, dwóch nieskończonych uczelniach wyższych (na kierunkach technicznych, a jakże) z szerokim doświadczeniem zawodowym nijak niepasującym do poważnego CV i pracą bez żadnej wyraźnej przyszłości stwierdziłem, że trzeba zrobić jakąś rewolucję! Ku trwodze mojej kochanej (i co najważniejsze wyrozumiałej) żony.

Moim największym atutem była (wciąż jest - pewnie rozwinę to myśl z czasem) doskonała znajomość języka angielskiego i ponadprzeciętna umiejętność ściemniania. Uparłem się i upatrzyłem sobie jedną firmę w moim mieście (nie chciałbym tu wchodzić w nazwy i lokalizacje, podobne korporacje są chyba w większości dużych polskich miast), która oprócz działów z “hardcore’owym” IT prowadzi też usługi wymagające zestawu umiejętności miękkich i, co raczej oczywiste - dobrej znajomości języka obcego. Plan był prosty, choć nie do końca sprecyzowany w czasie - uwić sobie miłe gniazdko przy wsparciu projektów i poszukać okazji, aby rozwinąć się w bardziej techniczną stronę.

W międzyczasie pojawił się kolejny pomysł. Jak pisałem wcześniej, moje spotkania (kolizje?) z wyższą edukacją kończyły się raczej nie najlepiej. W sumie pochwalić się mogłem jedynie papierem pewnej duńskiej uczelni (Aarhus Tekniske Skole), który dostałem po dwóch latach “zabawy w studia” a niemającym żadnej wartości w kraju nad Wisłą. Zechciałem więc w końcu jakieś studia skończyć (a przynajmniej zacząć…). Z początku interesował mnie tylko przysłowiowy papier, ale skoro większych różnic w cenie czesnego nie było zdecydowałem się na studia, które mogły wymagać ode mnie pewnego nakładu pracy. Zacząłem studiować kierunek, przynajmniej z nazwy stricte sieciowy, co zdefiniowało na pewien czas moją ścieżkę kariery.

W tym momencie plan, wyłożony na początku pracy w BPO (Business Process Outsourcing) nabrał wyraźnych kształtów. Studia jak to studia - dużo wiedzy ogólnej, przyłożyłem się, więc w sam z siebie do nauki. Przez tydzień połknąłem cały kurs CCNA prowadzony przez Jeremy’ego Cioarę (bardzo polecam, a o źródłach wiedzy chciałbym napisać w przyszłości), uruchomiłem pewne, bardzo nieprzyjazne procesy korporacyjne i zrobiłem coś, przez co wiele osób, którym to opowiadam chwyta się za głowę, a co ja osobiście uważam za najlepszą decyzję w swoim zawodowym życiu - zgodziłem się na znaczną obniżkę pensji i rozpocząłem pracę zmianową (24/7) w, przepraszam za kolokwializm, sieciowej “Tikieciarni”. Tak naprawdę, jak patrzę wstecz na swoją rozmowę kwalifikacyjną do tego zespołu to ciężko mi uwierzyć, bo poziom wiedzy, jaki wtedy ze sobą reprezentowałem był żałosny. Nadrobiłem znajomością języka oraz wspomnianą już pewnością siebie (czy też jak to nazwałem umiejętnością ściemniania). W każdym razie udało mi się, po dość wyboistej ścieżce przejść od przesuwania liczb z komórki do komórki do czegoś, czego tak naprawdę pragnąłem od dawna - prawdziwego, pełnokrwistego i (przynajmniej dla mnie) strasznie satysfakcjonującego IT.

Tak naprawdę wciąż jestem na początku swojej ścieżki zawodowej (pierwszy, teoretyczny kontakt z sieciami miałem pod koniec 2013 roku, doświadczenie zdobywam od lutego 2014). W miejscu, w którym powinienem się znaleźć zaraz, lub najlepiej jeszcze w trakcie studiów. Po prostu każdy dojrzewa, i zaczyna inaczej myśleć w odpowiednim dla siebie okresie. Aktualnie nie pracuje już na zmiany. Zacząłem uczyć się języka niemieckiego (tak naprawdę wznowiłem naukę, przerwaną po szkole średniej), dzięki czemu rozwijam się w kolejnych obszarach sieci dzięki awansowi (poziomemu, jego mać… o korporacjach samych w sobie też chciałbym mieć możliwość kiedyś napisać). Co najważniejsze - zdobywam też kolejne certyfikaty, dzięki którym coraz częściej to ja jestem zaczepiany na portalach typu LinkedIn czy Goldenline.

Co dalej? To się zobaczy. Na pewno “utknąłem” w sieciach na dobre i szybko nie planuje zbaczać z tego kursu. Staram się też liznąć trochę wiedzy z innych dziedzin informatyki (w czym na pewno pomagają mi studia), ponieważ uważam, że wiedzy nigdy za dużo. Na pewno nie wolno przestać się rozwijać.

Zapraszam do komentowania i zadawania pytań. Mam już gotowy pewien plan na ten cykl, ale nic dla Was bez Was, więc z dokończeniem i przesłaniem kolejnego artykułu (już bardziej treściwego, zawierającego o wiele mniej autobiografii) poczekam chwilę. Chciałbym wiedzieć, czego Wy oczekujecie od takiej serii i skonfrontować to z tym, co ja wiem i napisać mogę. Mam nadzieję, że taka współpraca nam się uda.

Foto writing programming code on laptop via Shutterstock.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot