Pisząc wstęp rozgrzewam palce po ponad dwóch tygodniach bez klawiatury. Kilkanaście dni poza Siecią, z dala od komputera, w ręce rzadko lądował nawet ...
Bez internetów da się żyć, oj da…
Fan nowych technologii, ale nie gadżeciarz. Zainte...
Pisząc wstęp rozgrzewam palce po ponad dwóch tygodniach bez klawiatury. Kilkanaście dni poza Siecią, z dala od komputera, w ręce rzadko lądował nawet smartfon, który i tak był wykorzystywany jedynie do dzwonienia. Odwyk. Takie były plany i udało się je zrealizować: analogowy wypoczynek, o który coraz trudniej. Część ludzi twierdzi nawet, że to niemożliwe. Przesadzają.
Pisałem jakiś czas temu, że podczas wakacji chcę odzwyczaić się od codziennego zaglądania na Facebooka. Zachęcałem też, by podczas urlopu rzucić elektronikę w kąt i odpocząć od cyfrowej rzeczywistości. Mnie się udało: ani razu nie zajrzałem do Internetu. Co prawda, przed wyjazdem googlowałem niektóre rzeczy, szukałem numerów telefonów, sprawdzałem miejsca czy trasy, ale wszystko udało się domknąć przed godziną zero i mogłem powiedzieć „dość”. Opłacało się – to był prawdziwy wypoczynek, dawno takiego nie miałem.
Przez dwa tygodnie kontakt jedynie ze starymi mediami: radio, prasa, telewizja. Trochę jak w poprzednim wieku, ale ludzie nadal korzystają tylko z tych źródeł informacji, Internet omijają i jakoś żyją. Da się, naciągane byłoby twierdzenie, że jest inaczej. Wiedzą co dzieje się w kraju i poza nim, chociaż widać, że część wiedzy/treści stare media czerpią z… Internetu. Co więcej, przybywa w nich osób znanych mi wcześniej z Sieci. Nie da się zatem nie zauważyć istnienia tego medium. Nawet, jeśli się z niego nie korzysta.
Mam zatem dostęp do informacji, raczej na bieżąco. Może i nie ma tych branżowych, specjalistycznych, ale w tym momencie nie były mi potrzebne, od pracy trzeba odpocząć, a dla większości ludzi nie jest to wiedza warta uwagi. Kontakt ze znajomymi? Spotkałem się z tymi, z którymi chciałem, do innych zadzwoniłem. Wystarczyło, nie musiałem przedzierać się przez masę danych w mediach społecznościowych, dzięki którym dowiedziałbym się, kto był na Cyprze, kto zjadł kotlet i czyj kot poszarpał firankę. Zaoszczędziłem czas na przeczytanie co najmniej jednej książki.
Nie traciłem też czasu na głupoty w Sieci. Tak, głupoty, których nie brakuje np. na YouTube. A gdybym bardzo ich potrzebował, to podobne rzeczy zapewnia telewizja. Nie korzystam z tego medium na co dzień i muszę przyznać, że powrót trochę zaskoczył. Jedyny program, jakiego mi brakowało, to taki, w którym Janusz ze swoim szwagrem ściągają powypadkowy samochód z Niemiec, klepią go w garażu i sprzedają na jakiejś giełdzie zapewniając, że były właściciel płakał, gdy sprzedawał. Na szczęście są podobne rzeczy, więc jest substytut YT dla chętnych i odważnych…
Dwa tygodnie bez jadu sączącego się z Internetu (programy publicystyczne w tv odpuszczałem, artykuły w gazetach też), bez ogłupiających nagłówków portalowych, bez ciągłego sprawdzania czy w tej sekundzie wydarzyło się coś ciekawego. Bez wszystkiego, co obrazuje grafika tytułowa. Spokojnie, na wolniejszych obrotach, zdrowiej. Takie rzeczy musi sobie zapewnić każda osoba korzystająca z Sieci w dużym stopniu. Serio.
Jasne, że teraz będzie nadrabianie, kilka dni obłędu, by odnaleźć się w mailach, powiadomieniach wszelakich i przede wszystkim w technologicznej rzeczywistości, w której pewnie sporo się wydarzyło, ale to niska cena wyrwania się na pewien czas z "cyfry". Zaczynam zatem odgruzowywanie. Działo się coś ciekawego w branżuni w ostatnich dwóch tygodniach? ;)
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu