Felietony

Ze skrajności w skrajność. Jak zabito frajdę z hulajnóg elektrycznych na wynajem

Patryk Koncewicz
Ze skrajności w skrajność. Jak zabito frajdę z hulajnóg elektrycznych na wynajem
93

Hulajnogi elektryczne były kiedyś świetnym sposobem na tanie i szybkie poruszanie się po mieście. Dziś, po wielu regulacjach i ograniczeniach, korzystanie z jednośladów przestaje mieć sens. I to wszystko na życzenie samych użytkowników.

Gdy w 2018 roku hulajnogi elektryczne na wynajem zawitały do Polski, większe miasta oszalały na ich punkcie. Można wręcz powiedzieć, że lata 2018-2020 były złotym okresem hulajnóg, który obfitował w pełen pakiet swobód, kodów zniżkowych i konkurencji rosnącej jak grzyby po deszczu. Elektryczne jednoślady były wtedy dosłownie wszędzie i z perspektywy użytkownika był to bardzo zabawny czas. Niestety z uwagi na fakt, że Polska nie była do końca gotowa na tak intensywną ekspansję, dochodziło do wielu nadużyć. Nasi rodacy jak to zwykle bywa, nadużywali cierpliwości przechodniów, kierowców i prawodawców do granic możliwości. I tak rozpoczął się proces ubijania hulajnogowej idei, która dziś jest już tylko cieniem dawnej sławy.

Miłe złego początki

Za pierwsze w Polsce hulajnogi na minuty odpowiada Lime. Los chciał, że firma na premierowe miasto wybrała Wrocław, w którym akurat wtedy mieszkałem. Stolica Dolnego Śląska idealnie nadawała się na jednośladowe eskapady. Szerokie ulice, dużo przestrzeni i liczne trasy w okolicach Odry sprawiały, że aż chciało się jeździć. Zwłaszcza że w początkowych miesiącach producenci byli bardzo łaskawi. Lime rozdawał liczne kody zniżkowe z okazji zaproszeń znajomych, pierwszych przejazdów czy okolicznościowych wydarzeń. Nie można tego jednak równać z tym, co działo się chwilę później po wejściu na rynek hulajnóg od Hive. Marka, którą dziś zapewne niewielu pamięta, oferowała w początkowych miesiącach kursy właściwie za darmo! Kodów bonusowych było na pęczki i co najlepsze, wszystkie się kumulowały. W efekcie czego setki mieszkańców Wrocławia tygodniami korzystało z hulajnóg za darmo.

Nic tak nie przyciąga klientów jak „za darmo”, zwłaszcza tych, którzy wracają o 5 nad ranem z zakrapianych spotkań towarzyskich. Wtedy po raz pierwszy okazało się, że firmy wpadły we własną pułapkę. Wypożyczenie hulajnogi nie wymagało żadnej weryfikacji użytkownika a w połączeniu z rozdawanymi na prawo i lewo darmowymi przejazdami, skutkowało pojazdami rozrzuconymi po całym mieście. Hulajnogi były wszędzie. Na chodnikach, drzewach, środku ulicy. Niezwykle popularnym sposobem parkowania hulajnogi było wrzucenie jej do Odry. Raz spotkałem się także z hulajnogą spoczywającą na klatce schodowej, bo ktoś ewidentnie planował skorzystać z niej następnego dnia.

Źródło: Depositphotos

Już w 2020 roku wiadomo było, że pierwsze regulacje są tylko kwestią czasu. Przechodnie narzekali na jednoślady rozrzucone po chodnikach, kierowcy pieklili się ze złości widząc hulajnogi na drodze, a rowerzyści patrzyli z byka na elektryczne pojazdy śmigające po ścieżkach. Hulajnogi zaczęły urastać do rangi wroga publicznego. Tymczasem dla mnie była to ulubiona forma transportu. Szybka, tania i zawsze dostępna. Czemu nie kupisz sobie własnej ktoś może zapytać. Ano z tego powodu, że właśnie najlepszym aspektem hulajnóg na wynajem było to, że można je zostawić w dowolnym miejscu i nie przejmować się ładowaniem. Oczywiście mówiąc dowolne nie mam na myśli rzeki, a przykładowo miejsca dla rowerów gdzie nikomu nie wadzi i nie toruje przejazdu. Jedno kliknięcie i jedziesz, drugie kliknięcie i kończysz przejazd. Szybko i sprawnie bez przejmowania się – zazwyczaj płatnym – miejscem parkingowym. Przetestowałem wszystkie hulajnogi na wynajem od Lime, przez Bird aż po Tier, robiąc na nich dziesiątki kilometrów, praktycznie zapominając o komunikacji miejskiej. Niestety sielanka musiała w końcu dobiec końca. I to na własne życzenie użytkowników.

Politycy wzięli się za hulajnogi. Szkoda tylko, że nieporadnie i bez pomysłu

Zaczęło się niewinnie. Aplikacje próbowały jeszcze doprowadzić rodaków do porządku prośbami o zakończenie przejazdu w cywilizowanych miejscach, a później ostrzeżeniami o możliwych karach za rzucanie hulajnogą gdzie dusza zapragnie. To oczywiście nie przyniosło absolutnie żadnego skutku. Do działania wkroczyli więc polscy politycy. Co prawda długo zbierali się do podjęcia konkretnych decyzji, mając niemały problem z odpowiednim sklasyfikowaniem pojazdu.

Ostatecznie w maju 2021 roku doszli do kompromisu w sprawie pierwszych regulacji. Ograniczono dozwoloną prędkość, uregulowano kwestie jazdy pod wpływem środków odurzających, transportowania pasażerów i zwierząt oraz rozporządzono wytyczne dotyczące parkowania. Idea słuszna, ale użytkownicy jak zwykle ślepi na konsekwencje. Niewiele się zmieniło w kwestii wypadków i rozrzuconych po mieście hulajnóg. Politycy postanowili więc dokręcić śrubę jeszcze bardziej.

Pojawiły się strefy parkowania, które całkowicie wypaczyły ideę wynajmu hulajnogi na minuty. Problem ze strefami polega na tym, że zmieniają się jak w kalejdoskopie. Ten, kto często korzystał z tej formy transportu, zapewne wie, że potrafiły się one zmieniać z dnia na dzień. Raz były to wyznaczone czerwone plamy w okolicy mocno uczęszczanych fragmentów miasta, jak na przykład rynek, innym razem były to całe dzielnice miast, tylko po to, by w następnym tygodniu znieść strefy całkowicie. Cyrk ze strefami „wolnymi od hulajnóg” nie jest tylko domeną Wrocławia. Po przeprowadzce do Krakowa okazało się, że działa to jeszcze gorzej. Tu w zasadzie przez ostatni rok zależało to od widzimisię dostawcy. Hulajnogi od Bolta raz pozwalały zaparkować się pod moim mieszkaniem, innym razem krzyczały, że za pozostawienie w tym miejscu (dokładnie tym samym, w którym zostawiłem ją poprzedniego dnia) mogę otrzymać 200 zł mandatu. Co w takim wypadku? Dobre pytanie. Może metr dalej, a może kilka metrów wcześniej? Przez niekonsekwencję w strefach dozwolonego parkowania nierzadko dochodziło do sytuacji, w której hulajnogi nie dało się zaparkować w „zielonym” miejscu, przez co ponosiłem większe koszta przejazdu.

Źródło: Depositphotos

Do tego dochodzą także ograniczenia prędkości, które działają… kompletnie randomowo. W Krakowie wprowadzono specjalne strefy wolnej jazdy przykładowo na terenie całych plant. Problem jednak w tym, że nawet jeśli przejeżdżasz po drugiej stronie ulicy, to hulajnoga łapie co jakiś czas lokalizację „zakazanej strefy”, przez co pojazd samoczynnie raz przyspiesza, raz zwalnia co strasznie irytuje. Przez takie fikołki odechciewa się z nich korzystać. To, że użytkownikom nie chce się męczyć z uciążliwościami, które potrafią każdego dnia przybierać inną formę, widać po zapełnionych strefach dla hulajnóg i niewielkiej ilości pojazdów widocznych na mieście. A można było to rozwiązać inaczej.

Polacy nie potrafią szanować wspólnego dobra, zwłaszcza jeśli można pozostać przy tym całkowicie bezkarnym. Zamiast karać ogół, prawodawcy powinni skupić się na karach indywidualnych. W pierwszej kolejności ktoś powinien wpaść na pomysł, aby hulajnogi były uwierzytelniane dokumentem tożsamości tak, jak dzieje się to w przypadku samochodów na minuty. Niestety daleko nam od odpowiedzialnego społeczeństwa i do respektowania cywilizowanych przepisów potrzeba nierzadko bata. Kierowca hulajnogi, który za nic ma regulacje i po skończonym przejeździe rzuca pojazd na środek chodnika, powinien być karany indywidualnie, zaczynając od blokady konta.

Źródło: Depositphotos

Zanim ktoś mi zarzuci tęsknotę za czasami, kiedy o hulajnogę rzuconą na chodnik można było się potknąć na każdym rogu, odpowiadam, że nie to mam na myśli. Regulacje były jak najbardziej potrzebne, ale nie w takiej formie. Działania w stylu „pozwólmy na wszystko, a potem zakazujmy wszystkiego na kolanie” nigdy nie są dobrym pomysłem. Hulajnogi na wynajem odbyły długą podróż od fantastycznego sposobu na szybką i niedrogą komunikację po mieście do problematycznych ślimaków, które utonęły w zalewie nieprzemyślanych decyzji prawodawców i głupoty samych użytkowników. Jeśli tak dalej pójdzie, to całkowicie znikną z polskich miast, bo najzwyczajniej w świecie nikomu nie będzie się chciało ich wynajmować.

Stock image from Depositphotos

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu