Gry

Jak można wydać 15 000 dolarów na wirtualne statki w grze, której nie ma?!

Kamil Ostrowski
Jak można wydać 15 000 dolarów na wirtualne statki w grze, której nie ma?!
Reklama

Na potrzeby pisania dzisiejszego felietonu na Niezgranych pogrzebałem nieco w temacie gier sprzedawanych w tak zwanym systemie „wczesnego dostępu”. Ni...

Na potrzeby pisania dzisiejszego felietonu na Niezgranych pogrzebałem nieco w temacie gier sprzedawanych w tak zwanym systemie „wczesnego dostępu”. Niedużo czasu zajęło mi dotarcie na stronę internetową Star Citizen, gry o której nikt nie wie jak naprawdę będzie w ogóle wyglądała, ale ma już w pełni funkcjonujący sklep z zawartością, na którą można wydać sporo całkiem prawdziwych dolarów.

Reklama

O Star Citizen zdarzało mi się wielokrotnie już pisać w kontekście finansowania społecznościowego. To obecnie największy projekt tego typu na świecie – dzięki hojności wspierających zebrano bowiem już ponad 41 milionów dolarów. Każdego dnia na koncie twórców ląduje kolejne kilkadziesiąt tysięcy zielonych i trwa to już od... 2012 roku, kiedy to w zaprezentowano pierwszy filmik prezentujący Star Citizen. Od tego czasu nie zaprezentowano faktycznie niczego konkretnego, nie doczekaliśmy się fragmentu prezentującego faktyczną zabawę, tylko kolejne, pojedyncze  elementy. Nie przeszkadza to jednak twórcom sprzedawać już w tej chwili zawartości do Star Citizen.

W sklepie Robers Space Industries są już dostępne dziesiątki przedmiotów, które możemy kupić. Co ważne, dostęp do gry jest dopiero początkiem wydatków. Co prawda możemy zaopatrzyć się w podstawową wersję i uzyskać dostęp do gry (w tym wersji alfa i beta poszczególnych modułów, które podobno mają się ukazać jeszcze w tym roku)  już za 40 dolarów, jednak jeżeli chcemy czegoś więcej niż podstawowego stateczku... tutaj się zaczynają schody. Lepsze promy kosmiczne kosztują nawet ponad sto dolarów, a to nic w porównaniu z zestawami, wycenionymi na 15 000$, które nie są już dostępne bo... wyprzedały się.

Twórcy gry zapewniają, że dostęp do zawartości, która inni kupią, będzie można zdobyć poprzez  granie w Star Citizen – zdobywanie wirtualnej waluty, którą później zamienimy na wirtualne dobra. Problem w tym, że słyszałem to już zbyt wiele razy, żeby uwierzyć, zanim sam zobaczę. Ile będzie trzeba „pracować”, żeby odblokować własnymi siłami najlepszy statek wart w sklepie 225$?

Zresztą, to tylko połowa problemu. Problem w tym, że o grze niewiele wiadomo, a setki tysięcy osób już teraz jest gotowe wydać kupę pieniędzy na mikrotransakcje. Bo oczywiście, poza samymi statkami, możemy do nich dokupić ulepszenia czy skórki.

Jedną sprawą jest zbieranie funduszy za pośrednictwem finansowania społecznościowego, a innym zarabianie na zawartości do gry, której jeszcze nie ma, a nawet niewiele o niej wiadomo. No i kwestia wyważenia ekonomii Star Citizen po premierze... boję się, że zrobi się z tego konkurs na najgrubszy portfel, tym bardziej, że twórcy gry nie cackają się z cenami.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama