Felietony

Jak dzięki Orange straciłem i odzyskałem 200 złotych

Karol Kopańko
Jak dzięki Orange straciłem i odzyskałem 200 złotych
Reklama

„Gdzie się podziały moje dwie stówy?!” - taka była moja reakcja, gdy kilka dni temu sprawdziłem stan konta na swoim telefonie.Okazało się, że w „magic...

„Gdzie się podziały moje dwie stówy?!” - taka była moja reakcja, gdy kilka dni temu sprawdziłem stan konta na swoim telefonie.Okazało się, że w „magiczny” sposób wyparowały z niego środki. Szybka wizyta w panelu użytkownika pokazała mi, że wszystkiemu winne były dane pakietowe.

Reklama

Co robić kiedy zdajesz sobie sprawę, że z Twojego konta na telefonie wyparowało 200 złotych? Możesz krzyczeć i złorzeczyć na operatora, ale najlepsze jest spokojne wyjaśnienie sprawy i udowodnienie, że wina nie leży po naszej stronie. Tak zrobiłem właśnie ja, a oto moja historia, spisana jako przestroga, bo jak wiadomo najlepiej uczyć się na cudzych błędach.

Dokładnie taka jak w tytule tego artykułu była moja reakcja, kiedy sprawdziłem swój stan konta w Orange. Jeszcze kilka dni temu miałem na nim ponad 200 zł. Teraz do wydania została mi tylko równowartość małego kebabu zamawianego w centrum Warszawy. W przeciągu mrugnięcia okiem serce przyspieszyło, tłocząc do mózgu natlenioną krew, umożliwiającą mu szybka analizę sytuacji.

Co się w ogóle stało?

Jak to się mówi: „mieć i nie mieć, to dwie miecie”, więc i ja, nie chcąc zapisać po stronie strat 400 zł, przystąpiłem co prędzej do działania. W ruch poszedł oczywiście Facebook, będący dla większości klientów głównym medium komunikacji z telekomem. Opisałem na fanpage’u Orange swoją sytuację. Poradzono mi, abym w swoim panelu użytkownika z witrynie operatora sprawdził na co też w porywie beztroski mogłem nieświadomie przeznaczyć wirtualny banknot z wizerunkiem Zygmunta Starego.

Okazało się, że wszystkiemu winien jest Internet mobilny, z którego korzystałem w ostatnich dniach dość intensywnie. Zaraz, zaraz – pomyślałem - ale przecież nie dostałem od Orange żadnego smsa z informacją o wyczerpaniu pakietu, którego limitów zwykle sumiennie strzegę. Krótka wizyta w zakurzonym menu wiadomości tekstowych utwierdziła mnie w tym przekonaniu.

Znaj swoje prawa

Tymczasem w Polsce od czerwca po znowelizowaniu ustawy Prawo Telekomunikacyjne czytamy:

Dostawca publicznie dostępnych usług telekomunikacyjnych świadczący usługę dostępu do sieci Internet w ruchomej publicznej sieci telekomunikacyjnej jest obowiązany do oferowania pakietów transmisji danych oraz do natychmiastowego nieodpłatnego informowania abonenta o przekroczeniu przez abonenta limitu transmisji danych w ramach wybranego przez abonenta pakietu.

Dobra nasza! – pomyślałem i począłem składać oficjalną reklamację powołując się na zapisy prawne i ich nieprzestrzeganie przez operatora, który mimo, wyczerpania pakietu, nie poinformował mnie o tym fakcie i dalej sowicie cenił swoje usługi, zapewniając najdroższe kilobajty z jakimi miałem styczność w ciągu całego swojego życia.

Reklama

I tu oficjalnie Orange przechodzi z ciemnej strony mocy na jej kontrastową barwę, stając się padawanem słynącym z szybkości obsługi klienta.

Serio, nie piszę tego z choćby niewielką nutką ironii. Byłem autentycznie zaskoczony, kiedy z samiutkiego rana dostałem maila, że moja sprawa została przyjęta do rozpatrzenia, a już wieczorem kiedy wycisnąłem na klawiaturze numer *124*# moim oczom na nowo ukazała się kojąca rozdygotane nerwy trzycyfrowa kwota… :)

Reklama

Koniec końców, mimo że na początku mocno się wkurzyłem na Orange, to teraz mają u mnie plusa za szybką reakcję no i oczywiście przychylenie się do mojej reklamacji, bo co jak co, ale „sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Mnie ten incydent nauczył przede wszystkim, że nie można dogłębnie pokładać wiary w dopełnienie obowiązków przez usługodawcę, mając z tyłu głowy myśl o samokontroli działań w Internecie, które mogą nas słono zakosztować. Teraz wiem, że dla bezpieczeństwa już zawsze będę kupował samoodnawiające się pakiety… jednak zrobię to o ile do swojego modelu nie przekona mnie Viking Mobile, który z powodzeniem testuję od wczoraj.

Na koniec mam nadzieję, że moja historia uratuje kogoś przed zbędnymi wydatkami i uzmysłowi, że Ignorantia iuris nocet.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama