Pół roku temu, komentując premierą Apple, pisałem, że dawno nie widziałem tyle emejzingu. Nieźle się wtedy wynudziłem, ale też ubawiłem, bo korporacja z Cupertino jak zwykle zrobiła z tego widowisko na miarę otwarcia Igrzysk Olimpijskich. Liczba ochów i achów przypadająca na minutową wypowiedź aż porażała. Bawili się tak przez dwie godziny. A dzisiaj? A dzisiaj poświęcili produktom trzydzieści minut i zachowywali się, jak gdyby sala była opłacona do konkretnej godziny.
To była dziwna premiera. Niespodzianek właściwie brak, wszystkie ważniejsze informacje wypłynęły wcześniej. Można napisać, że zorganizowano spotkanie, by powiedzieć "tak, te pogłoski są prawdziwe". Jednocześnie potrzebny był 30-minutowy wywód na temat poczynań Apple, ich korporacyjnego zaplecza, potęgi i działań firmy na wielu polach. Raz, by się tym pochwalić, dwa, by pokazać, jak silne i dobre jest Apple, a trzy - to był wypełniacz. Bez tego impreza trwałaby naprawdę krótko i po dwóch kwadransach ludzie pytaliby, czy to na pewno wydarzenie, o którym rozprawiał technologiczny świat przez ostatni tydzień. A może i miesiąc...
Top menedżerowie Apple szybko zmieniali tematy, nie poświęcali zbyt wiele uwagi konkretnym produktom, a co najważniejsze, nie rozpływali się nad nimi. Jasne, przekonywali, że są najlepsze, że dokonał się postęp, że to i owo poprawiono czy dodano, ale co chwila nie padało zapewnienie, że to cud. Nawet Jonathan Ive i jego hipnotyzujący głos nie byli eksploatowani przy każdym kolejnym filmiku wprowadzającym. Tim Cook nie przekonywał, że coś jest amazing. Przynajmniej nie tak, jak można było się spodziewać.
Obejrzałem zwyczajny pokaz sprzętu. Szybki, bez fajerwerków, sprawiający wrażenie kameralnego. Jasne, nie było wokół czego robić spektaklu, ale wiecie przecież, że akurat ta firma mogłaby się rozpływać nawet nad najmniejszymi zmianami. A było raczej normalnie: nie mamy prawdziwej petardy, więc szybko lecimy i zamykamy interes. Na dobrą sprawę, te nowości można było wprowadzić do oferty bez organizowania show. Tyle, że wtedy przez kilka tygodni świat nie zastanawiałby się, co zrobi Apple...
Co się tyczy samych produktów. Czy mały iPhone poważnie namiesza na rynku. Nie. Ale firma musiała go wprowadzić - plansza informująca, że w ubiegłym roku sprzedano 30 mln mniejszych iPhone'ów to mocny argument. Prawdą jest, że ludzie nadal kupują smartfony z 4-calowym ekranem i nie ma sensu porzucać tego segmentu, prawdą jest, że tańszy iPhone (nie tani - tańszy), to szansa na wciągnięcie kolejnych ludzi do ekosystemu. Firma od dawna informuje, że sprzedaż treści czy aplikacji to coraz lepsze źródło zysków, a im więcej klientów kupi sprzęt, tym większa szansa na dodatkowe pieniądze. Nie trzeba sprzedawać najdroższego iPhone'a, by zarobić - może być mniejszy i tańszy, lecz wpakowany w ręce "aktywnego" klienta.
iPad to ciekawa historia. Firma kombinuje tu na różne sposoby, ale do tej pory nie przyniosło to pożądanych rezultatów - sprzedaż tabletów ciągle spadała, wielki iPad nie okazał się lekiem na całe zło. Zaprezentowany dzisiaj produkt też nim nie zostanie, bo Apple trudno będzie przekonać ludzi, że tabletem można zastąpić klasycznego peceta. A taki najwyraźniej jest plan, firma wyśmiewa się z tych kilkuset milionów starych komputerów i liczy na to, że gdy właściciele postanowią je wymienić, to postawią na iPada. Część może tak zrobić, ale to nie powinna być duża liczba. Gigant z Cupertino nie zdominuje tego rynku. Nie iPadem.
Znowu prezentowano nowe paski do Watcha, znowu zachwalano funkcje, z ktorych korzystają lub mogą korzystać przede wszystkim Amerykanie (to nie zarzut - raczej stwierdzenie faktu), znowu przekonywano, że cyfrowe rozwiązania są znacznie lepsze od tych analogowych. To uderza np. w rozwiązaniach medycznych. Zgodzę się, że lepsze wrogiem dobrego i e-medycyna może wprowadzić sporo plusów, usprawnić leczenie i funkcjonowanie całego systemu. Ale ma też swoje minusy, a jednym z nich jest bezpieczeństwo danych. Przy ich wycieku może się pojawić naprawdę duży problem.
Reasumując: to było coś dziwnego. Niby konferencja Apple, ale jakoś w pośpiechu, bez zachwytów nad każdą śrubką, ale i bez mocnych akcentów. Wygląda na to, że nawet decydenci Apple zauważyli, że tym razem nie ma się nad czym rozwodzić, bo wiele nowości nie wprowadzają. Odświeżają to i owo, robią szum, bo miliardy dolarów same się nie zarobią. Pozostaje mi czekać do jesieni - na coś świeżego i na stare dobre Apple, które będzie buzować od emejzingu...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu