Felietony

It’s all about f***ing clicks

Grzegorz Marczak

Rocznik 74. Pasjonat nowych technologii, kibic wsz...

71

Zgubiliśmy się kompletnie. Jako branża, jako wydawcy, jak użytkownicy internetu. Wmówiliśmy sobie, że najważniejszy w onlinowym biznesie wydawniczym jest klik. Klik, który powoduje, że ktoś przechodzi na naszą stronę, klik w reklamy, klik w komentarze. Klik w kolejne artykuły. Wydaje się, że cały...

Zgubiliśmy się kompletnie. Jako branża, jako wydawcy, jak użytkownicy internetu. Wmówiliśmy sobie, że najważniejszy w onlinowym biznesie wydawniczym jest klik.

Klik, który powoduje, że ktoś przechodzi na naszą stronę, klik w reklamy, klik w komentarze. Klik w kolejne artykuły. Wydaje się, że cały internet it’s all about fucking click.

Dorobiliśmy się nieustającej wojny pomiędzy mediami żyjącymi z klików a użytkownikami, którzy mają dość ciężkich i wiecznie zapchanych reklamami stron. Wmawiamy jednak sobie jako wydawcy, że to ta druga strona nie rozumie, iż na tym zarabiamy. Druga strona za to uodparnia się jeszcze bardziej na nasze “innowacyjne” pomysły na to jak zdobyć kilk.

W efekcie czego, reklamy krzyczą do nas ze stron, są jeszcze większe i jeszcze bardziej agresywne. Internauci włączają więc już adbloki na stałe, na wszelki wypadek.

Stworzyliśmy zamknięte koło, w którym jakość przestaje mieć znaczenie, trwa wyścig o to kto kogo przechytrzy. Dziś wydawcy płaczą coraz głośniej, Apple włącza w swojej przeglądarce blokady reklam, Google też oferuje wiele zewnętrznych adbloków. Nikt już nie chce oglądać reklam. Nie zmienimy tego odwołując się do sumienia czy też pokazując w jak złej sytuacji mogą znaleźć się media onlinowe bez reklam.

Przegięliśmy, bo wydawało nam się, że reakcji nie będzie. Skoro nie można skomentować reklamy ani wyrazić swojego oburzenia to jakoś wszyscy to “łykną” prawda? Pokolenie z początku internetu “łykało”, ale czasy się zmieniły i do głosu doszło pokolenie młodych ludzi, którzy są natywni internetowo. Oni wiedzą jak korzystać z internetu, jak blokować reklamy. Wiedzą też, że internet bez reklam jest szybszy i przyjemniejszy.

Na tym jednak nie koniec, bo dokładnie ten sam scenariusz powtórzyliśmy jeśli chodzi o mobile a teraz również wideo. Znów pakujemy agresywne reklamy na cały ekran czy też filmy reklamowe po 30 sekund, których nie da się pominąć.

Chciałbym być też dobrze zrozumiany, uważam że dobre i fajne reklamy w intranecie mają naprawdę sens i duży potencjał. Dopasowana i ładna statyczna reklama może zwrócić uwagę i wygenerować naprawdę wartościowe przekierowania i transakcje. Niestety jednak powyżej opisane piekiełko powoduje, że takich reklam też już nikt nie zobaczy korzystając z adbloka.

Dlaczego tak się dzieje? Człowiek z natury jest leniwy. Łatwiej jest liczyć kliki w excelu, niż sprawdzać efektywność reklam poprzez mierzenie sprzedaży, popularności marki itp. Łatwiej jest wmówić sobie, że 10 000 klików to sukces kampanii reklamowej. Łatwiej jest myśleć, że artykuł przeczytany 50 000 razy jest bardziej wartościowy, niż ten przeczytany 10 000 razy, im więcej tym lepiej - niezależnie od tego kto i po co czyta.

Pogoń za klikam powoduje, że powstają teksty pod wyszukiwarkę. Znacie to na pewno. Nagle okazuje się, że portal o mediach pisze gdzie obejrzeć mecz reprezentacji itp. Nie liczy się to, że czytelnik wchodząc na serwis spodziewa się innych treści. Liczy się to, że można zalać nic nie znaczący ruch z Google, który podniesie nam statystyki.

Są też tacy, którzy nie bawią się w podchody tylko po prostu kupują ruch. Za paręset euro można kupić sobie kilkaset tysięcy UU. Co z tego, że to ruch robotów. Jak ktoś chce aby ruch był prawdziwy to zapłaci drożej i polecą niezamykalne pop-upy na różnych mało znaczących serwisach. Skala jednak zrobi swoje. Kupowania ruchu nie wstydzą się nawet największe serwisy na świecie. Kupują, bo jest taniej, kupują, bo sprzedadzą go drożej niż za niego zapłacili

it's all about fucking clicks

Czekam na przesilenie. I ono nastąpi. Prędzej czy później ktoś powie - sprawdzam. Sprawdzam skąd są te kliki, sprawdzam czy warto za nie płacić, sprawdzam czy nie są wygenerowane na artykułach zupełnie niezgodnych z tematyką serwisów, na których się reklamuję, sprawdzam wreszcie ile z tych twoich milionów UU używa adbloka i nigdy nie zobaczy żadnej reklamy.

Wtedy może okazać się, że jeden duży niezadowolony klient wywoła lawinę i nagle wszyscy zajrzą do swoich exceli z sukcesami marketingowymi i zastanowią się czy można coś zrobić lepiej.

A jeśli chodzi o Adblock, to jest on dla branży jak bardzo bolesny zastrzyk. Na początku boli bardzo, ale z czasem choroba “klików” powinna ustąpić, bo organizm przy pomocy lekarstwa sam zacznie ją zwalczać.

I wiecie co? Każde medium czeka na dzień, w którym dzisiejszy kult klika upadnie. Każdy pracownik mediów czy dziennikarz chciałby pisać nie dla klików, ale dla czytelników. Nie po to aby wywołać więcej odsłon, ale po to aby dostarczyć ciekawy materiał. Nie każdy natomiast się do tego na głos przyzna, bo na razie jest jeszcze dobrze.

Dlatego właśnie Adblock mnie nie boli - owszem wpływa on negatywnie na przychody wielu mediów, ale widać tak musi być. Widać, że proces zdrowienia mediów musi być na początku bolesny.

Tylko proszę nie próbujmy jako branża obchodzić adbloków - to nic nie da, a jeśli już to rozwiążę problem tylko tymczasowo. Zamiast na walce z adblokiem warto skupić się na innych formach pozyskiwania pieniędzy w mediach online. Reklama natywna to pierwsze, co przychodzi na myśl i o czym mówi większość analityków śledzących ten rynek. Nie jest to złoty środek na wszelkie problemy i na pewno nie dla wszystkich. Nadchodzą bowiem czasy kiedy małym może być łatwiej niż dużym zarobić na reklamie natywnej. Szczególnie, że duże podmioty mają nieco inny charakter publikacji, inną relację z czytelnikami i na czym innym skupiają zaangażowanie internautów.

Ps. Tak wiem, że u nas też są reklamy. Staramy się je dobierać tematycznie i nie emitować reklam agresywnych. Ostatnio też mocno zachęcamy firmy współpracujące do pozbycia się flesha z reklam. Wiem, też że nie jesteśmy bez winy dlatego pisząc o branży piszę "my".

Ps2. Ten tytuł to cytat z dyskusji jaką czytałem w sieci na ten temat. Dość dosadny jeśli przetłumaczyć go dosłownie na polski - dlatego zostawiłem w takiej formie. Rozmowa ta zainspirowała mnie po części do napisania tego tekstu.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

hot