Z grami wideo związany jestem od kiedy sięgam pamięcią. Zmieniały się generacje sprzętów, zmieniała się moda, zmieniały się gatunki które dominują na rynku — ale zajawka pozostała. Przez te wszystkie lata już dość mocno wyrobiłem sobie gusta — i nie oznacza to wcale, że nie próbuję nowości. Nic z tych rzeczy. Są jednak elementy, które mimo upływu lat niezmiennie mnie irytują i... tak na dobrą sprawę powodują, że odechciewa mi się tej zabawy, przez co ekspresowo sięgam po kolejne tytuły na kupce wstydu. Znacie to?
#1 Wstawki których nie da się pominąć
Na szczęście w dzisiejszych czasach to w większości przypadków pieśń minionej epoki, ale jednak wciąż czasami można na nie trafić. Skandalicznie długie intra w grach, gdzie fabuła jest dodatkiem do rozgrywki (to ważne, bo przecież nie brakuje gier, w których liczy się TYLKO historia), animacje ataków które — owszem — są piękne, ale oglądając je kilkanaście razy na godzinę w pełnej krasie mamy dość, no i wisienka na torcie: napisy końcowe. Moja irytacja sięga zenitu szczególnie wtedy, kiedy gra wymaga od gracza kilku przejść by poznać ją w całości... albo automatyczny zapis gry wymaga od nas za każdym razem obejrzenia kilkudziesięciosekundowej scenki.
#2 Źle zaprojektowany interfejs
Jasne, gry wideo to nie są aplikacje, w których interfejs odgrywa pierwsze skrzypce. Mimo wszystko nie brakuje tytułów, chociażby RPG, gdzie w menu z konfiguracją rozmaitych elementów spędzamy nawet kilkanaście godzin. I chwila, w której wszystko jest zagmatwane, nieintuicyjne, a przy tym jeszcze fatalnie rozplanowane w kwestii obsługi... no cóż, taka produkcja musi bardzo plusować w innych aspektach, abym nie rzucił jej przy pierwszych irytacjach związanych z tym, że... to po prostu nie działa jak powinno — i więcej czasu spędzam na próbie odszyfrowania co autor miał na myśli, niż faktycznym wprowadzaniu zmian. Od razu dorzucę tutaj nieczytelne mapy i inne elementy, które powinny być czytelne na pierwszy rzut oka. Niestety, nie zawsze tak jest...
#3 Błądzenie po mapach, z którego niewiele wynika
Tak, uwielbiam otwarte światy. Tak, jestem jednym z tych graczy, którzy potrafią na wiele godzin zapomnieć o zadaniu głównym, bo nieustannie błądzę za tymi pobocznymi. Poznaję świat, jeszcze więcej NPC, a przy okazji zdobywam punkty doświadczenia. I wszystko to ma sens, kiedy faktycznie działa — gorzej sprawy mają się w momencie, gdy twórcy wrzucają nas w ogromne, otwarte światy, gdzie przemierzanie od punktu A, do punktu B, potrafi zająć nawet kilkanaście minut, po drodze nic się nie dzieje, a punktów szybkiej podróży brak.
#4 Nielogiczne zagadki
Na szczęście stara szkoła przygodówek w ostatnich latach odchodzi do lamusa, ale wciąż można w grach trafić na zagadki, które są... po prostu głupie. Użycie banana na metronomie to mimo lat wciąż jeden z moich ulubionych przykładów takich głupkowatych zagrań (pamiętacie?), ale za każdym razem gdy sprawy wymykają się z praw jakiejkolwiek logiki i stają się irytujące — żegnam się z grą i raczej już do niej nie wracam.
#5 Wyraźnie spadająca liczba klatek
To może być niepopularna opinia, ale: nie uważam, aby każda gra potrzebowała 60 klatek na sekundę (choć chętnie przyjmę je wszędzie). Są jednak gatunki (bijatyki, slashery) w których liczy się każda klatka i raczej nie powinno się z nich rezygnować. Co więcej: dla mnie gry to przede wszystkim mechanika i rozgrywka, a nie aspekty wizualne — więc jeżeli za gorszą jakością tekstur może iść lepsze działanie gry to... poproszę. Obiecuję że nie zatęsknię ani za rozdzielczością, ani za wyglądającymi "jak film" efektami wizualnymi, jeżeli gra od początku do końca działać będzie jak należy. Dlatego strasznie szanuję to, jak udało się opracować Dragon Ball FighterZ dla słabszych komputerów, sami zobaczcie:
#6 Długie ekrany ładowania
Kolejny element, który potrafi niezwykle irytować: długie czasy ładowania. Do przeżycia, gdy trwają długo, ale nie widujemy ich częściej niż raz na kilkadziesiąt minut rozgrywki. Gorzej wypadają jednak w przypadku takich gier, jak wspomniane bijatyki — walka trwa 2 minuty, a ekran ładowania po niej tyle samo albo i więcej? Coś ewidentnie tam poszło nie tak...
#7 Projekty które wymagają od nas szczęścia, a nie umiejętności
I tym razem nie chodzi o lootboxy (tytuły z nimi omijam szerokim łukiem, więc ich nie widuję). Zdarzają się jednak gry, albo jakieś ich fragmenty, które mają zepsuty balans. I wtedy nie tylko poziom nienaturalnie rośnie, ale też tak naprawdę nasze umiejętności schodzą na drugi plan, bo są elementy których zobaczyć i ominąć się po prostu nie da. Jest różnica między grą trudną, a zepsutą — to bardzo cienka granica, którą (niestety) niektórzy mniej lub bardziej świadomie przekraczają...
Grafika: 1
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu